Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Dla każdego coś miłego

07-10-2020 20:07 | Autor: Maciej Petruczenko
Gdy osiem lat temu zorganizowano uroczystość poświęcenia ekumenicznej kaplicy na nowo zbudowanym Stadionie Narodowym w Warszawie, w jednym rzędzie zasiedli duchowni reprezentujący chrześcijaństwo w różnych jego odmianach oraz judaizm i islam. Szczerze mówiąc, tak urozmaicony zestaw duszpasterzy zobaczyłem w jednym czasie i miejscu po raz pierwszy w życiu. I była to akurat bardzo dobra, acz rzadko spotykana lekcja religijnej tolerancji. W obliczu nadchodzących mistrzostw Europy w piłce nożnej rządcy dusz nie ograniczyli się li tylko do modlitw, lecz zeszli też na boisko, żeby pokopać piłkę. Najdalej potrafił ją kopnąć rabin, co bynajmniej nie wpędziło jego współtowarzyszy w kompleksy.

Od razu było widać, że sport, a w szczególności futbol bardziej jednoczy nominalnych ambasadorów Najwyższego niż ich osobisty odłam wiary. Mądrze więc postąpił kiedyś papież-Polak Jan Paweł II, nawołując do zbratania i wzajemnego poszanowania wyznawców różnych religii. Bo to poniekąd z jego inspiracji doszło na Narodowym do duchowego pojednania na gruncie sportu. Respekt wobec odmiennych kierunków wiary wykazywali w tym momencie wszyscy zebrani. Łącznie z obecnymi na uroczystości dziennikarzami.

Serdecznym pozdrowieniem witali się i ci, którzy twierdzą, że to Bóg stworzył człowieka, i ci, którzy uważają, że doszło do całkiem odwrotnej kreacji. Gdyby nawet żył wtedy jeszcze stroniący od religii sławny poeta Julian Tuwim, to i on zapewne nie odważyłby się stwierdzić, iż ci, którzy przemawiają w imieniu Boga, powinni pokazać swoje listy uwierzytelniające...

Owa kaplica ekumeniczna stała się świadectwem otwarcia Polski na Europę w jej nowoczesnym, liberalnym wydaniu, w którym nie ma już powrotu do wyrażonej w języku łacińskim średniowiecznej zasady: cuius regio, eius religio (czyje królestwo, tego wyznanie jest obowiązujące). Może dlatego sekretarz ambasady USA w Warszawie powiedział mi kiedyś pół żartem, pół serio: – Tak naprawdę, jedyną wspólną religią Amerykanów jest... baseball.

Kreślę te refleksje, zrodzone przy okazji niezwykłego wydarzenia na Stadionie Narodowym, odnosząc je po części do prawosławnej świątyni Hagia Sofia, wybudowanej na terenie dzielnicy Ursynów przy Puławskiej na granicy z gminą Lesznowola. Pod koniec września owa cerkiew, zbudowana na wzór swego matecznika w Konstantynopolu (Stambule), zgromadziła komplet prawosławnych hierarchów oraz przedstawicieli korpusu dyplomatycznego i władz Ursynowa – w związku z uroczystością tzw. Małego Poświęcenia. Na koszt budowy cerkwi złożyło się około 250 parafian, stanowiących ułamek półmilionowej rzeszy współwyznawców w skali całej Polski, którzy mieszkają głównie na Podlasiu. Hagia Sofia, świątynia Mądrości Bożej, to obecnie trzecia z istniejących cerkwi w Warszawie, gdzie tego rodzaju nowy przybytek wzniesiono po raz pierwszy od 100 lat. Przy okazji trudno pominąć milczeniem przykry fakt, iż w okresie międzywojennej, jeszcze wielonarodowościowej Rzeczypospolitej, władze państwa polskiego – przy pełnej akceptacji Kościoła Rzymskokatolickiego – nakazywały palenie świątyń prawosławnych, co prowadziło oczywiście do zgrzytów na tle etnicznym i wyznaniowym. Na szczęście teraz nasz Kościół już nie uczestniczy w prześladowaniu prawosławia i dlatego w uroczystości poświęcenia Hagii Sofii wzięli udział również hierarchowie katoliccy, z czego mógł się na pewno ucieszyć metropolita Sawa.

Niektórym cerkiew przy Puławskiej może przypominać czasy zaborów i ucisku carskiego, choć różnie to z tym uciskiem bywało. Wszak to dopiero car Aleksander II podpisał w 1864 ukaz o uwłaszczeniu chłopów na terenie Królestwa Kongresowego. Rzeczpospolitej szlacheckiej bardzo długo do tego rodzaju reformy się nie spieszyło.

Nietrudno zauważyć, że w potoku dziejów poszczególne kościoły są politycznie wykorzystywane przez władzę państwową. We współczesnej Rosji prawosławnych hierarchów nakłania do realizacji swoich politycznych celów stary komunista – dzisiaj prezydent Władymir Putin. W Polsce władza wdzięczy się do duchowieństwa, sowicie się odwdzięczając na niwie majątkowej. I od razu powraca stara, sarkastyczna formuła satyryczna: za pieniądze ksiądz się modli, za pieniądze lud się podli. Bo właśnie polityka i walka o wpływy finansowe podmywają rzeczywistą wiarę w Boga.

Mam nadzieję, że przynajmniej Hagia Sofia nie będzie miała z polityką nic wspólnego. A jeśli już poruszam kwestię nowych budynków w dzielnicy Ursynów, to trudno mi nie odnieść się do sprawy Centrum Kultury, jakie już wyrosło pomiędzy ratuszem a kościołem św. Tomasza Apostoła. Będzie to – obok dzielnicowego domu kultury przy Kajakowej – druga taka placówka pod egidą samorządu. Ma w dużym stopniu zastąpić działające od dziesiątków lat z dobrym skutkiem spółdzielcze domy kultury z owianym legendą Domem Sztuki na czele. Można przewidywać, że przynajmniej część z nich w związku z tym upadnie, bo ratusz nie znajdzie przecież pieniędzy dla wszystkich na opłacanie programu. Ważniejszy jednak będzie zapewne program samego Centrum. Ambicje są spore, tylko że obecne relacje między rządem i samorządem stołecznym są wprost fatalne. Z kasą stołecznego, a zatem i ursynowskiego samorządu będzie krucho, więc już teraz burmistrz Robert Kempa może mieć w zanadrzu odpowiedź na ewentualną krytykę: tak krawiec kraje, jak mu materiału staje...

A przecież na Ursynowie mamy istną kopalnię talentów w wielu dziedzinach kultury. Czy nie byłoby np. rzeczą miłą zamówienie swego rodzaju hymnu dzielnicy u znakomitego kompozytora muzyki filmowej Henryka Kuźniaka, którego dziełem jest choćby znakomity szlagier, towarzyszący filmowi „Vabank”? Środowiska plastyków, literatów, aktorów są w dzielnicy niesłychanie mocne. I nic, tylko wykorzystywać ich intelektualny potencjał. Pro publico bono!

Wróć