Niech oni się tym martwią. W końcu od tego są. Za to biorą pieniądze. I nie pomoże podgrzewanie nastrojów ani zachęcanie obywateli do działania, jeśli są już czymś znudzeni. Na placu boju pozostają jedynie niedobitki w walce o przegraną już sprawę. Są to głównie ci, którzy z powyższą prawidłowością nie mogą się pogodzić. Za wszelką cenę chcą trwać przy czymś, co dla większości społeczeństwa jest już obojętne i nie wywołuje żadnych emocji.
Doświadczenie uczy nas, (chociaż nie wszystkich), że każdy ogień kiedyś wygasa. Tym bardziej słomiany.
Należę do pokolenia, które żyło w pokoju „gwarantowanym” przez socjalizm, choć niektórzy doktrynerzy zapewniali, że to dopiero przedpokój prowadzący do prawdziwego szczęścia – komunizmu. Ten na szczęście pozostawał wciąż poza naszym zasięgiem.
Mimo, że żyliśmy w pokoju, prawie o wszystko musieliśmy walczyć. Nawet o wspomniany już wcześniej pokój (również pokój z kuchnią). Dla podkreślenia, jak ważna jest to walka, włączyli się w nią niektórzy wielcy artyści, m. in. Pablo Picasso, który stworzył na tę okoliczność nową rasę gołębi – gołębie pokoju. Gołębie uliczne, pocztowe ani żadne z żyjących nie nadawały się najwyraźniej do tak szczytnego celu.
Mając internacjonalistyczne wsparcie, walczyliśmy dzielnie na wielu frontach. Matki walczyły z biegunką u dzieci, rolnicy z imperialistyczną stonką, sportowcy walczyli o medale, naukowcy o postęp. Robotnicy walczyli z nieszczęsnymi normami wydajności, które z jakiegoś powodu postanowili przekraczać. Do walki o lepsze plony włączały się kobiety, które odłożyły mniej ważne, kobiece sprawy i przesiadły się na traktory.
Wspominam z łezką w oku te próby naprawy świata i nasz udział w tym szlachetnym przedsięwzięciu. Jeśli kogoś to dziś śmieszy, to dobrze. Bo to w pełni uzasadniona i zdrowa reakcja. Warto mieć dystans do niektórych „dań” serwowanych nam na talerzu przez polityków. Czasem podają nam coś nie pierwszej świeżości. A nawet jeśli degustację pozostawimy historykom, fachowa ocena może nadejść już po terminie przydatności do spożycia. Lepiej więc, wykorzystywać swój własny zmysł powonienia i smaku.
Aby pozostawić Cię drogi czytelniku w nastroju refleksji – zamieszczam poniżej wierszyk, który może zachęci do myślenia, a może rozbawi...
Demokracji brońmy wciąż!
Większość twierdzi (nie bez racji),
Że żyjemy w demokracji.
Inni bębnią zaś od rana:
- Demokracja jest łamana!
Krąg obrońców chwackich zbierzmy,
Demokracji bronić śpieszmy!
Niech przy mężu stanie mąż.
Demokracji brońmy wciąż!
Wszak przed nami wyższa racja -
Zagrożona demokracja!
Na ulicę wyjdźmy razem,
Bo obrona jest nakazem.
Może znajdzie się ktoś mądry,
Kto nam zagrożenia wskaże.
A my wtedy w słusznym gniewie
Pomyślimy już o karze...
W kąt odrzućmy inne sprawy,
Gospodarkę, bezpieczeństwo.
My w obronie demokracji
Pokazujmy swoje męstwo.
Bardzo ważna rzecz – obrona.
Chciałbym wzmocnić to puentą,
Problem jednak w tym, że ona
Sprawą jest cokolwiek dętą.