Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Dekretem w warszawiaków

13-06-2017 19:55 | Autor: Mirosław Miroński
Gdyby historię Warszawy opisywać na podstawie jej prezydentów, w niektórych przypadkach należałoby mówić o pechu albo o złym fatum, które nad nią zawisło. Chociaż nie brak przykładów, jak choćby Stefan Starzyński, który dodawał otuchy warszawiakom w czasach najcięższej próby, którego życiorys i patriotyzm mogą być wzorem dla innych i stawiają go w gronie ludzi zasługujących na uznanie. Obecnie próżno doszukiwać się podobnych postaw w warszawskim ratuszu. Widocznie, czasy są już inne.

To, z czym mamy obecnie do czynienia, to chociażby brak nadzoru nad wieloma procesami decyzyjnymi np. w sprawie zwrotu lub przejmowania przez miasto majątku obywateli. Jedni stracili je w wyniku zawieruchy wojennej, inni na skutek wydania przepisów pozwalających na zabór mienia.

Wszyscy zapewne słyszeli o dekrecie Bieruta. Nie wszyscy jednak wiedzą, jak wielkie i długotrwałe skutki spowodował. Dekret o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m. st. Warszawy wydany został 26 października 1945 roku przez Krajową Radę Narodową (KRN), której prezydentem był Bolesław Bierut. Na jego mocy grunty znajdujące się w przedwojennych granicach miasta przechodziły na własność gminy. Miało to ułatwić odbudowę zniszczonej stolicy, w niektórych częściach całkowicie zrównanej z ziemią. W założeniach dekret dotyczył jedynie gruntów, pozostawiając budynki w rękach dotychczasowych właścicieli. Mimo to, odbierano ludziom również budynki, np. kamienice, tworząc w nich (obowiązkowo) mieszkania kwaterunkowe. Ten proceder miał miejsce zwłaszcza w dzielnicach, w których grunty stanowiły wielką wartość.

Dekret spotkał się z powszechną krytyką, gdyż naruszał prawo własności. Niemniej, wielu ludzi na tym skorzystało. Z takim stanem mamy do dziś. Znajduje on licznych obrońców twierdzących, że bez niego odbudowa stolicy nie byłaby możliwa. Wydano też dekret nakazujący właścicielom renowację domów zniszczonych w czasie wojny. Jeśli nie wywiązywali się z nałożonego obowiązku, wykonywano remont na koszt miasta, a budynek przechodził na własność gminy aż do czasu spłaty długu. Wiele nieruchomości przeszło w ten sposób na jej rzecz. Dla ludzi dotkliwie doświadczonych przez wojnę, którzy stracili dorobek swojego życia, było to dotkliwą karą nałożoną przez władze PRL.

Szacuje się, że w wyniku dekretu warszawiacy utracili około 40 tysięcy nieruchomości. Ich wartość ocenia się na około 40 mld złotych.

Na mocy dekretu dochodziło do nadużyć, nieprzestrzegania i łamania prawa, nawet tego obowiązującego w PRL. Przekonanie ówczesnych władz o trwałości narzuconego Polakom systemu sprawiło, że w wielu księgach wieczystych ustanawiających wieczystą dzierżawę pozostawiono właścicieli wcześniejszych. Pozwoliło im to ubiegać się o odszkodowanie lub zwrot nieruchomości na drodze sądowej, z czym mieliśmy do czynienia w latach 90. ubiegłego wieku.

Brak ustawy reprywatyzacyjnej umożliwiał skupowanie roszczeń od przedwojennych właścicieli. Pojawiają się fakty świadczące o istnieniu wyspecjalizowanej grupy przestępczej zajmującej się przejmowaniem nieruchomości i wyłudzającej odszkodowania od państwa. Obecnie około 2/3 gruntów w Warszawie, w jej przedwojennych granicach stało się przedmiotem roszczeń. Oczywiste jest, że jest to wartość stale rosnąca. Szacuje ją się na około 15 mld zł.

Tylko w latach 2011 i 2012 miasto wypłaciło ponad 415 mln zł tytułem odszkodowań. W następnych roku, w Warszawie toczyło się około 8 tys. postępowań związanych z utratą nieruchomości na mocy dekretu Bieruta. Wiedza o nieprawidłowościach w sprawach tyczących odzyskiwania mienia i wysokości odszkodowań może wywołać u zwykłych obywateli uzasadnione osłupienie, a nawet przerażenie.  Kwoty, jakie przy tej okazji padają, muszą zaskoczyć większość z nas.

Problemy tzw. dzikiej reprywatyzacji w Warszawie ma wyjaśnić powołana do tego komisja, która właśnie rozpoczęła swoje działanie. Wyznaczono już jej przewodniczącego. Jest nim wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. Pierwsze posiedzenie odbywało się w gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości i było zamknięte dla mediów. Wiadomo jednak, że w skład komisji weszli m. in. posłowie, prawnicy, radca prawny, komornik. Ustalono kryteria, według których będą rozpatrywane poszczególne sprawy. Wiadomo też, które nieruchomości będą brane pod uwagę komisji jako pierwsze.

Jak będzie funkcjonowała komisja, w skład której wchodzą przedstawiciele różnych środowisk politycznych, zobaczymy w najbliższym czasie. Są sprawy, które komisja będzie zapewne wyjaśniać jako pierwsze. Taką sprawą, wymagającą bezzwłocznego zajęcia się nią, jest ta związana z adresem Nabielaka 9. Mieszkająca tam lokatorka – Jolanta Brzeska –spłonęła żywcem w Lesie Kabackim w niejasnych okolicznościach.

Komisja weryfikacyjna ma badać zgodność z prawem decyzji administracyjnych w sprawie reprywatyzacji nieruchomości warszawskich. Jest uprawniona, by utrzymać w mocy decyzję reprywatyzacyjną albo ją uchylić i podjąć taką, która pozwoli odzyskać bezprawnie odebraną nieruchomość. Może też przekazać sprawę do ponownego rozpatrzenia organowi, który ją wydał.

Moje obawy budzi jedynie fakt, że przy tej ilości spraw komisja będzie musiała działać bardzo, bardzo długo.

Wróć