Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

De gustibus non disputandum est

07-06-2017 20:32 | Autor: Maciej Petruczenko
Nie od dziś wiadomo, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, jakkolwiek zdaniem skrajnych malkontentów punkt siedzenia jest zawsze do d....py. Niemniej staramy się prezentować w „Passie” możliwie zróżnicowane opinie, szanując światopoglądową paletę gremium Czytelników. Również obywatela Czesława Cudnego, który wobec obrzydzenia w stosunku do mojej osoby zaadresował pełnego irytacji e-maila nominalnie do redaktora Tadeusza Porębskiego.

Autor smakowitego paszkwilu dziwi się, że nawet pisząc felietony do tego samego wydania „Passy”, dziwnym trafem nie uzgadniamy treści (po linii i na bazie?), a co za tym idzie, prezentujemy problem uchodźców i imigrantów w różnym świetle. „Może by się panowie dogadali i pisali co najmniej podobnie” – żąda będący zwolennikiem frontu jedności narodu Czesław C., już w pierwszych słowach swojego listu zaznaczając jednakże, iż z zasady nie czyta piśmideł.

Na przykładzie poprzedniego wydania naszego tygodnika kolejny raz się przekonał, że „Passa” to „szmatławe piśmidło”, zaś niżej podpisany to po prostu „pasmita-łachmyta” (pisownia oryginalna). Jak widać, szanowny pan Czesław jest cudny nie tylko z nazwiska i potrafi z niezrównaną sztuką epistolarną dawać upust emocjom. Tylko po co łamie swoją żelazną zasadę nieczytywania piśmideł i jednak męczy wzrok lekturą naszych nędznych wypocin ? Czyż cudnych oczu, które można by w tym czasie skierować ku godniejszym publikacjom – nie szkoda?

A poza wszystkim myślą przewodnią owej krytycznej korespondencji jest wymóg, byśmy w publikowanych tekstach zajmowali wyłącznie postawę prorządową. Najprawdopodobniej żądza prorządowości jest u Czesława C. tak wielka, że nie może on jej opanować nawet jako czytelnik prasy. Na szczęście „Passa” , jako tygodnik sąsiadów, nie zwykła opowiadać się po którejkolwiek stronie politycznej rozgrywki na szczeblu krajowym i nie mamy nic przeciwko głoszeniu na naszych łamach skrajnie zróżnicowanych poglądów. Bierzemy więc za dobrą monetę zarówno poselskie pyskówki Stefana Niesiołowskiego względnie pohukiwania Krystyny Pawłowicz, jak też objawienia fatimskie i macierewiczowskie. Na dodatek zdecydowanie opowiadamy się przeciwko przyjmowaniu w Polsce imigrantów zarobkowych, pchających się do nas ze słynącego skądinąd z dobrobytu państwa San Escobar, gdzie – jak wiadomo – nasz minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski złożył kurtuazyjną wizytę. Mam nadzieję, że chociaż ten przejaw wiernopoddańczości zadowoli Czesława Cudnego, który w przeciwieństwie do idiotów z „Passy” dawno już wszystkie rozumy pozjadał.

Jak można się domyślać, rozpoczęta w 2015 w naszym kraju Rewolucja Październikowa da wkrótce ostateczną przewagę bolszewikom, dokonującym przyspieszonej wymiany elit. Polityczna gilotyna działa z ogromną skutecznością i głowy prominentów wszelkiej władzy spadają jedna za drugą, aczkolwiek dzisiejsi kaci zdają się nie pamiętać, iż każda rewolucja zjada na koniec własne dzieci. A nastrój rewolucyjny udziela się coraz większej liczbie grup społecznych.

Odczułem to ostatnio na własnej skórze, gdy w samym sercu Warszawy sparaliżowali ruch kołowy uczestnicy Parady Równości, a po nich – taksówkarze, gotowi utopić w łyżce wody stołecznych Ubermenschów. Obydwie manifestacje stworzyły skuteczną blokadę wokół Dworca Centralnego, jakby nie było mniej newralgicznych miejsc do urządzania zbiegowisk. Wspominałem już wielokrotnie, że wszelkiej maści manifestanci, z kibicami piłkarskimi włącznie, traktują Warszawę jak dziwkę i każdy używa jej przelotnie do swoich celów, choć ona przypisana przecież nam, warszawiakom, którzy żyją w tym mieście na co dzień. Może by Czesław Cudny, człek wszechogarniającej wiedzy, rozwiązał ten problem? Bo jak nie wiecznie niezaspokojone finansowo pielęgniarki lub palący opony górnicy, to ludzie kochający inaczej będą dawać nam do wiwatu, uniemożliwiając normalną egzystencję. Co ciekawe, młodzież, która zjechała na Paradę Równości, potraktowała Dworzec Centralny jak sypialnię, koczując tam z soboty na niedzielę. I jeszcze niedzielnego ranka potykałem się o ciała posypiających na ziemi nastolatków. Część tej armii piewców równości znakomicie potrafiła też wykorzystać działający bodaj całodobowo McDonald's, a jakaś para zakochanych bez najmniejszego skrępowania odbyła namiętny akt miłosny na peronie. Ci przynajmniej nie blokowali ruchu, tak jak nader często blokują rozpychający się po mieście i żądający coraz większego Lebensraumu rowerzyści. Może dlatego, z pełną aprobatą przyjąłem zamieszczony w „Gazecie Wyborczej” list uczestniczki Parady – Joli Sacewicz, skierowany do prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Pani Jola wyraziła nadzieję, iż pod skrzydłami HGW równość wszystkich ludzi kiedyś zwycięży, co przyjmuję jako postulat, by pani Hanna nie była wyłącznie prezydentem dwóch pedałów.

Miłośnicy sportu z kolei chcieliby, żeby nie była też – li tylko prezydentem piłkarskiej Legii, dla której wybudowała stadion za niemal pół dużej bańki, lecz żeby pomyślała również o potrzebach innych klubów i innych dyscyplin. Jeśli chodzi o piłkę, to klubem staczającym się po równi pochyłej stała się Polonia, która właśnie spada z II ligi, a wysiłki prezesa Jerzego Engela, starającego się o zgodę na wybudowanie nowoczesnego kompleksu sportowo-handlowego przy Konwiktorskiej, zdają się iść na marne. Jednocześnie wciąż tylko wołaniem na puszczy pozostają apele o modernizację lekkoatletycznego obiektu Skry, chociaż ten klub jest akurat kuźnią największych obecnie sukcesów sportu polskiego za sprawą rekordzistki świata w rzucie młotem Anity Włodarczyk i jej trenera Krzysztofa Kaliszewskiego. Widać jednak u nas już taka tradycja, że najciemniej musi być pod latarnią.

Wróć