Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czy zracjonalizujemy wreszcie przepisy o grach hazardowych?

20-01-2016 21:16 | Autor: Tadeusz Porębski
Rynek hazardowy w Polsce wart jest według wyliczeń fachowców z branży 5,7 mld złotych. To góra pieniędzy, z której niestety skarb państwa nie czerpie, bowiem aż 80 proc. rynku znajduje się w szarej strefie zawłaszczonej przez firmy działające w Polsce w sposób nielegalny.

Dominacja szarej strefy na polskim rynku hazardowym to grube pieniądze, które omijają z daleka skarb państwa. Branża mówi jednym głosem: trzeba w końcu skutecznie walczyć z nielegalnymi podmiotami. Jak to się dzieje, że setkom spółek, które nie spełniają warunków prawnych, by funkcjonować na terenie naszego kraju, udaje się działać i osiągać łączne obroty rzędu prawie 6 mld złotych? Na to pytanie starali się ostatnio odpowiedzieć uczestnicy debaty zorganizowanej w styczniu przez magazyn „Puls Biznesu” i Totalizator Sportowy. W debacie wzięli udział Tomasz Chalimoniuk – p.o. prezesa Polskiego Klubu Wyścigów Konnych, Grzegorz Sołtysiński – członek zarządu Totalizatora Sportowego, Adam Lamentowicz – prezes firmy bukmacherskiej Totolotek, Leszek Haba – dyrektor ds. rozwoju w zakładach online Fortuna, Marek Prokurat – prezes Zakładów Bukmacherskich Milenium, Tomasz Manicki – adwokat z warszawskiego biura globalnej firmy prawniczej Linklaters oraz Philippe Vlaeminck (Belgia) – ekspert w dziedzinie strategii innowacji biznesowych i europejskiego rynku hazardowego.

Podstawowym czynnikiem sprzyjającym powstawaniu szarej strefy jest nadmierny fiskalizm. Sposoby na wyjście z niej to m. in. maksymalne uproszczenie systemu podatkowego oraz podjęcie ustawowych działań mających na celu znoszenie nieżyciowych zakazów przynoszących budżetowi ewidentne straty, jak również opracowanie strategii zwalczania podmiotów działających nielegalnie na terenie naszego kraju. Kwestia jest niebywale poważna, ponieważ walka toczy się o miliardy złotych, które wyciekają z Polski. Marek Prokurat: – Nie od dzisiaj wiadomo, że zasadnicza część tej branży działa nielegalnie. Problem leży u samej podstawy, w regulacjach. Firmy, które chcą działać legalnie, muszą spełnić szereg warunków dotyczących wielu sfer działalności. Natomiast firmy nie posiadające polskiej koncesji, a są ich setki, w ogóle nie przejmują się tutejszymi regulacjami i łamiąc ustawowy zakaz reklamy, skutecznie docierają do polskich graczy, w tym do nieletnich.

Trzeba wiedzieć, że rynek hazardowy jest wyłączony spod ogólnej zasady swobody przepływu usług w UE, zatem każda firma zagraniczna, aby móc legalne działać na terenie Polski, musi uzyskać koncesję i spełniać wymagania lokalnego prawa. – W innych krajach UE takie wymagania nikogo nie dziwią – mówi Tomasz Manicki. – Powszechną praktyką jest wymuszanie na podmiotach zagranicznych dostosowywania się do lokalnych zasad działania na rynku gier hazardowych, bo jest to związane z interesem skarbu każdego państwa. Co do zasady, państwa członkowskie mają swobodę w ustalaniu celów polityki dotyczącej hazardu w Internecie. Mogą ograniczyć transgraniczne świadczenie wszystkich lub niektórych rodzajów usług hazardowych, powołując się na cele leżące w interesie publicznym, na przykład na ochronę konsumentów, bądź zapobieganie nadużyciom finansowym oraz innym formom przestępczości. Jednak krajowe systemy gier hazardowych muszą być zgodne z prawem UE. Państwa członkowskie muszą udowodnić, że wprowadzenie danego środka jest konieczne i wykazać istnienie problemu związanego z celem leżącym w interesie publicznym. Państwa członkowskie muszą również dowieść, że cele leżące w interesie publicznym realizowane są w sposób spójny i systematyczny – podkreśla Tomasz Manicki.

W 2006 r. Komisja Europejska wszczęła postępowanie przeciwko Finlandii  (IP/06/436) w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego. Proces doprowadził do przyjęcia w tym kraju 1 stycznia 2012 r. znowelizowanej ustawy hazardowej. Znowelizowana ustawa ustanawia ustawowy monopol hazardowy i tworzy struktury gwarantujące, że działalność monopolu ograniczona jest do polityki kontrolowanej ekspansji w sektorze gier i zakładów wzajemnych, zmierzając tym samym do kierowania skłonności do hazardu na kontrolowane tory. Dozwolone jest reklamowanie usług hazardowych, ale reklama nie może zachęcać konsumentów do udziału w grach losowych. Fiński fiskus wyposażono w stosowne środki, aby można było skutecznie nadzorować działalność monopolu hazardowego i egzekwować krajowe zasady hazardu. KE potwierdziła zgodność fińskiej ustawy hazardowej z przepisami UE, stwierdzając m. in., że przyjęte prawodawstwo ustanawiające wyłączne prawo do oferowania usług hazardowych jest zgodne z prawem UE. Komisja potwierdziła tym samym, że znowelizowana ustawa spójnie i systematycznie dąży do realizacji celu ustanowienia monopolu hazardowego w państwie członkowskim i odpowiada wymogom dotyczącym ustanowienia takiego monopolu.

Na podobne rozwiązania czekamy w Polsce. Pierwszy krok zrobiono 12 czerwca 2015 r., kiedy Sejm uchwalił nowelizację obowiązującej od 2009 r. fatalnej ustawy o grach hazardowych. Nowela ma ułatwić prowadzenie w Polsce (w formie usług transgranicznych) działalności w zakresie gier hazardowych podmiotom zagranicznym posiadającym siedzibę na terytorium innych państw członkowskich Unii Europejskiej lub Europejskiego Obszaru Gospodarczego i, oczywiście, koncesję wydaną przez polskie władze. Nowela była niejako przymusem wynikającym z obowiązku dostosowywania polskich przepisów do wymogów stawianych przez przepisy unijne, przede wszystkim w związku ze swobodami zagwarantowanymi w traktacie o funkcjonowaniu UE. W nowelizacji znalazły się także przepisy, które ułatwiają prowadzenie działalności również krajowym spółkom z sektora hazardowego.

Nowe przepisy umożliwiają dokonywanie zmian w strukturze kapitału zakładowego oraz składu osobowego spółek bez obowiązku uzyskiwania uprzedniej zgody ministra finansów i pozwalają na zapewnienie przez spółki z sektora gier hazardowych ciągłości prowadzenia działalności. W obecnym stanie prawnym działalność w zakresie gier cylindrycznych, gier w karty, gier w kości, gier na automatach, gry bingo pieniężne, zakładów wzajemnych oraz loterii audiotekstowych może być prowadzona wyłącznie w formie spółki akcyjnej lub spółki z ograniczoną odpowiedzialnością mającej siedzibę na terytorium Polski. Ustawa doprecyzowuje przepisy dotyczące warunków, jakie muszą spełniać spółki prowadzące działalność w zakresie organizowania poszczególnych gier, w tym ograniczenia możliwości gier na automatach wyłącznie do kasyn gry. Doprecyzowane zostały także przepisy dotyczące dokonywania kontroli zmian w kapitale zakładowym spółek prowadzących działalność hazardową, zabezpieczenia finansowego składanego przez podmioty prowadzące działalność hazardową, podatku od gier oraz decyzji rozstrzygających o charakterze gry lub zakładu.

W naszym kraju obowiązuje jeden z najwyższych podatków od zakładów wzajemnych – 12 proc. od uzyskiwanego obrotu. W krajach takich jak Chorwacja, Bułgaria czy Rumunia podatek z tego tytułu wynosi 5 proc. Wielka Brytania, gdzie wyścigi konne to ważna gałąź narodowej gospodarki, poszła jeszcze dalej. Wprowadzono tam 15-procentowy podatek od zakładów wzajemnych, ale nie od obrotu, tylko od zysku. Nie dziwi zatem, że nadmierny fiskalizm powiększa w Polsce obszar zwany szarą strefą.

Co to jest zakład wzajemny? Aby doszło do zawarcia takiego zakładu, potrzebne są dwie strony mające odmienny pogląd na wynik konkretnego zdarzenia w przyszłości – może to być impreza sportowa, np. mecze drużynowe w każdej dyscyplinie sportu, walki na ringu, czy poszczególne gonitwy na wyścigach konnych. Zakładać można się w zasadzie o wszystko. Zakłady wzajemne mają niewiele wspólnego z hazardem. Jest to bardziej gra wiedzy, w której los ma niewielki udział, dlatego powinny zostać wykluczone z zapisów ustawy hazardowej. Prowadzenie zakładów wzajemnych to jeden z najbardziej dochodowych biznesów. Może właśnie dlatego w wielu krajach monopol na prowadzenie zakładów wzajemnych totalizatora ma państwo. 

Tak jest m. in. we Francji, gdzie roczne obroty tylko w końskim totalizatorze wyniosły w 2012 r. aż 9,95 mld euro. Z tej sumy 74,9 proc. wróciło do graczy, 9,8 proc. do budżetu państwa (prawie 1 miliard euro), 9,5 proc. skasował organizator wyścigów, a 5,8 proc. organizator końskiego totalizatora. W Szwecji koński totalizator zanotował w 2012 r. obrót w wysokości 1,39 mld euro. Podział jest następujący: 70 proc. – gracze, 7 proc. – organizator totalizatora firma ATG, w której 50 proc. członków zarządu to osoby rekomendowane przez rząd, 23 proc. – organizator wyścigów (m. in. szwedzki Jockey Club). Z raportu IFHA za 2012 r. wynika, że roczne obroty w końskim totalizatorze w Polsce to… 2,7 miliona euro, czyli niewiele ponad 10 milionów złotych.

Podczas styczniowej dyskusji zorganizowanej przez "Puls Biznesu" i Totalizator Sportowy ciekawą tezę postawił Grzegorz Sołtysiński, członek zarządu TS: – W całej sprawie kluczowa jest pozycja rządu. Dopóki decyzje prawodawców nie sprawią, że legalni operatorzy staną się atrakcyjni dla graczy, niewiele uda się zdziałać na dłuższą metę. Trudno polemizować z taką tezą. O atrakcyjności operatora decyduje bowiem jego wypłacalność, a konkretnie procent, jaki z uzyskanego obrotu przeznacza na wypłaty wygranych. Wiadomo, że jeśli legalny operator musi płacić 12-procentowy podatek, to przeznaczy na wygrane znacznie mniej niż operator działający nielegalnie, a tym samym nie płacący w ogóle podatku. Taki stan rzeczy nie może dłużej istnieć, ponieważ godzi w interesy skarbu państwa.

Philippe Vlaeminck stwierdził natomiast, że w Polsce problemem nie jest złe prawo, ale brak chęci, czy też nieudolne sposoby jego egzekwowania. – Macie mnóstwo narzędzi, aby kontrolować hazardowy rynek. KE jasno zdefiniowała kim jest nielegalny operator – to ten, który działa na rynku bez koncesji. Dodatkowo KE wskazała sposoby kontrolowania rynku hazardu poprzez, na przykład, blokowanie nielegalnych stron internetowych i blokowanie nielegalnych, podejrzanych płatności. To prawda, bo już 13 państw członkowskich wprowadziło system blokowania nielegalnych stron internetowych – są to m. in. Francja, Grecja, Włochy, Słowenia i Dania. Na co czekają polskie władze? Jednak każdy ze sposobów rekomendowanych przez UE zawiedzie, jeśli polski ustawodawca nie spowoduje, że gra u legalnego operatora stanie się atrakcyjna. Gracze zawsze będą bowiem poszukiwać korzystniejszej oferty. Dlatego kluczową kwestią jest znaczne zmniejszenie 12-procentowego podatku od obrotu w zakładach wzajemnych nawet do poziomu 5 proc. A może pójść śladem Anglików i wprowadzić 15 proc. podatek, ale nie od obrotu, lecz od zysku?

Na tego rodzaju zmianach mocno skorzystałyby polskie wyścigi konne, które pod patronatem Totalizatora Sportowego (w 2008 r. spółka przejęła w 30-letnią dzierżawę tory na Służewcu) są na dobrej drodze do odzyskania dawnej świetności. Jednak rozwój tej widowiskowej dyscypliny sportu hamują fatalne zapisy ustawy. – Umowa dzierżawy z 2008 r. obliguje nas do organizowania wyścigowych mityngów, nie dano nam jednak narzędzi koniecznych do zarabiania pieniędzy na tym przedsięwzięciu – żali się Włodzimierz Bąkowski, dyrektor służewieckiego oddziału TS.

Trudno odmówić mu racji. Na całym świecie wyścigi są dochodowym biznesem, a we Francji, w Australii, Japonii i na wyspach brytyjskich stanowią ważną gałąź gospodarki. Polska to jedno z nielicznych państw, gdzie wyścigi konne w praktyce nie przynoszą budżetowi żadnego dochodu. A wystarczy wprowadzić do ustawy hazardowej zapis nadający państwowej spółce Totalizator Sportowy monopol na prowadzenie zakładów wzajemnych totalizatora, zmniejszyć 12-procentowy podatek i znieść bzdurny zapis o zakazie ich reklamowania, aby do kasy państwa popłynął strumień pieniędzy. Skorzystałby na tym także cały polski sport, którego hojnym sponsorem jest właśnie TS. Znacznie zmniejszyłaby się również szara strefa.

Pocieszające jest to, że o konieczności dokonania szybkich zmian w ustawie o grach hazardowych zaczyna się mówić w mediach. Debatę zorganizowaną przez  "Puls Biznesu" i Totalizator Sportowy poprzedziła bowiem dyskusja na ten ważny dla interesów skarbu państwa temat w studiu telewizji "Republika". Teraz kolej na media o największej sile rażenia, ponieważ gra toczy się o miliardy złotych, które – ujmując rzecz kolokwialnie – leżą na ulicy i wystarczy tylko po nie sięgnąć.

Wróble zamieszkujące dachy Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju wsi zaćwierkały ostatnio, że resort przygotowuje zmiany w zapisach ustawy o wyścigach konnych z 2001 r. Ćwierkanie potwierdziliśmy w biurze prasowym resortu rolnictwa. Pani Iwona Chromiak przysłała do redakcji informację następującej treści: " Panie Redaktorze, w związku z mailem w sprawie zmian w ustawie o wyścigach konnych, uprzejmie informuję, co następuje: w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi trwają prace zmierzające do wprowadzenia zmian w ustawie z dnia 18 grudnia 2001 r. o wyścigach konnych". Zmiany w dziurawej jak sito ustawie o wyścigach są konieczne. Oby tylko kierownictwo resortu nie dotykało się do art. 12 ustawy, który brzmi: "Skarb Państwa powierza Polskiemu Klubowi Wyścigów Konnych wykonywanie NIEZBYWALNEGO prawa własności oraz innych praw rzeczowych na jego rzecz w stosunku do położonych na terenie miasta stołecznego Warszawy nieruchomości oraz pozostałych składników majątkowych zlikwidowanego przedsiębiorstwa państwowego Państwowe Tory Wyścigów Konnych...". Zapis ten daje bowiem gwarancję, że zabytkowy, w sporej części wyremontowany za publiczne pieniądze, hipodrom, będący narodową spuścizną, nie zostanie sprzedany obcemu kapitałowi.

Wróć