Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czy to już Armagedon…

08-04-2020 22:20 | Autor: Mirosław Miroński
Gdyby kilkanaście tygodni temu ktoś wymyślił scenariusz do horroru z tym wszystkim, z czym mamy dziś do czynienia w kwestii koronawirusa, zapewne pojawiłyby się zarzuty, że to zbyt daleko idący wymysł, nawet jak na science fiction. Dotychczasowe wielkie produkcje filmowe czy dzieła literackie tego gatunku opierały się w gruncie rzeczy na niezwykłych i zaskakujących pomysłach, ale mogących się zdarzyć w rzeczywistości. Nawet dotychczasowe potwory, mające budzić grozę u widzów lub czytelników, mają swój pierwowzór wśród realnych zwierząt albo ludzi.

Zazwyczaj są one kompilacją prawdziwych zwierząt, żyjących współcześnie lub żyjących w erach wcześniejszych. Wystarczy wspomnieć filmowe gremliny, pasażera Nostromo, rekina będącego bohaterem znanego filmu Szczęki, by się o tym przekonać. Dinozaury z okresu jurajskiego w niezmienionej przez scenografów postaci sieją od dawna popłoch wśród filmowych bohaterów kolejnych odsłon Parku Jurajskiego. Dzielni obrońcy ludzkości zmagają się z mniej lub bardziej przerażającymi straszydłami na ekranach filmowych, stronach książek, komiksów etc. Wróg jest zdefiniowany, a przede wszystkim widoczny. Tymczasem dzisiejszy horror, czyli wszechobecna pandemia koronawirusa, jest spowodowany przez przeciwnika niewidocznego dla oka. Ogarniający cały świat koronawirus to bohater tragedii o wyglądzie dość niepozornym. Można go dostrzec jedynie przy użyciu silnych mikroskopów. Scenariusz napisany przez naturę okazuje się obfitować w najdrobniejsze detale i naszpikowany jest nieprzewidywanymi zwrotami akcji. Wprawdzie powstało już wiele rozmaitych produkcji fantastycznych z udziałem wirusów, ale fantazja ich autorów pozostała daleko w tyle za rzeczywistym wirusem, sprawcą ogólnoświatowej pandemii.

Zwłaszcza lata 90. poprzedniego stulecia i pierwsza dekada obecnego zaowocowały wysypem filmów mających w tytule wirusa. Żaden z nich nie pokazywał zagrożenia dla życia, zdrowia, gospodarki, kultury, relacji międzyludzkich jednocześnie. Zagrożenia, które zmieniłoby i wymusiło porzucenie naszej aktywności w wielu dziedzinach, a nawet rozdzieliło rodziny na niewiadomo jak długo.

Horrory, thrillery i wszelkie sensacyjne produkcje, a także z gatunku fantasy czasem antycypują rzeczywistość. Zgodnie ze sztuką, dawkowane jest w nich napięcie oraz skala zjawiska. Zwykle coś, co ma zasięg lokalny, okazuje się być dramatem ogarniającym coraz to nowe obszary, aż staje się zjawiskiem globalnym. Oczywiście, znajduje się wybawca, który ratuje świat przed całkowitą zagładą. Pomijając już fakt, że jest to najczęściej osobnik obdarzony jakimś przeczuciem, czy intuicją dotyczącą zagrożenia, ma on też dużo szczęścia. Zawsze bowiem udaje mu się zakończyć misję ratowania świata sukcesem. Ale jakieś straty muszą być, bo inaczej cała rzecz, czyli obrona naszej planety nie byłaby aż tak istotna.

Zostawiam ten filmowy i literacki wątek, bo może mój wstęp robi się przydługi. Warto jednak mieć na uwadze, że nic nowego pod słońcem się nie wydarza, jeśli chodzi o koronawirusa i wywołaną przez niego pandemię. Wirusy towarzyszyły nam od zarania dziejów i znacznie wcześniej. Ludzkość na skali wieków i tysiącleci radziła sobie z nimi. Poradzi sobie i tym razem. Pytanie – jakie straty przy tym poniesiemy i czy możemy je zminimalizować? Odpowiedź leży w statystykach. Zastrzegam, że osobiście nie lubię statystyk, bo jak wiadomo – czasem wprowadzają w błąd. Statystycznie rzecz biorąc, gdy wychodzimy na spacer z psem czy innym czworonogiem, mamy po trzy nogi (razem sześć, dzielone na dwa). Rachunek jest wprawdzie prosty, ale nieprawdziwy. Niemniej, statystyka jest pomocna w ocenie tego, co dzieje się w naszym kraju i jak wyglądamy na tle innych. I tu możemy stwierdzić, że – jak dotychczas – całkiem nie najgorzej, nawet przy uwzględnieniu tysięcy nieuniknionych ludzkich dramatów. Przedsięwzięliśmy pewne środki zaradcze (dalece jednak niewystarczające) nieco wcześniej niż inni.

Jest to po części zasługą niektórych naszych decydentów, przede wszystkim jednak narażającej życie służby zdrowia oraz nas samych. Zakazy i nakazy spowalniają krzywą wzrostu zachorowań, dzięki czemu więcej pacjentów może liczyć na pomoc w warunkach szpitalnych, jeśli to konieczne.

Uczymy się, jak postępować w nowej dla wszystkich sytuacji i jak z nią żyć. Polacy w większości podchodzą do ograniczeń i restrykcji odpowiedzialnie. Niemniej, nie brak też takich zachowań, które aż trudno komentować. Oto przy wejściu do sklepu spożywczego dwóch jegomości zaczepia wchodzących i wychodzących prosząc o sfinansowanie jakiegoś trunku. Sytuacja ta ma miejsce w godzinach porannych, co tylko świadczy o determinacji owych osobników. Ostatecznie któryś z klientów, wychodząc z zakupami, wręcza im 3 piwa. Obdarowany bierze wszystkie, po czym zwraca się do swojego towarzysza, dając mu jedno – masz i się ciesz! Po czym zasiadają na schodach i raczą się zawartością półlitrowych puszek. Inni klienci obchodzą natrętów szerokim łukiem.

Sytuacja mogłaby się wydawać zabawna, gdyby nie towarzyszący jej kontekst. Otóż ludzie ci złamali wszelki zasady zdrowego rozsądku, nie mówiąc już o zaleceniach Ministerstwa Zdrowia. We wspomnianych przeze mnie wcześniej filmach scenarzyści używają tego rodzaju „bohaterów” jako ofiar, które giną wraz z rozwojem akcji i nie odgrywają już żadnej roli w dalszej części fabuły. Oczywiście, nie życzę tym spod sklepu tego samego, ale narażają nie tylko siebie. Nie widziałem, jak podzielili między siebie to trzecie piwo, ale mogę się domyślać. Pytanie ilu takich ludzi znajdzie się w nieodpowiednim momencie wokół nas, a ilu jest w skali całego kraju?

Wróć