Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czy dowiemy się wreszcie kto jest odpowiedzialny za rabowanie mienia komunalnego Warszawy?

27-04-2016 21:24 | Autor: Tadeusz Porębski
Od wielu miesięcy uporczywie podnosimy na naszych łamach patologie związane z procesem reprywatyzacji warszawskich nieruchomości odebranych właścicielom na mocy dekretu PKWN z 1945 r., nazywanego potocznie dekretem Bieruta. Ostatnio tematem zajęła się Gazeta Stołeczna w publikacji "Kto zarobi na pl. Defilad". Publikacja wymaga uzupełnień.

Na sesji Rady Warszawy w dniu 9 listopada 2010 r., ostatniej w kadencji samorządu 2006-2010, po pięciogodzinnej dyskusji radni PO wspierani przez klub SLD uchwalili plan zagospodarowania przestrzennego rejonu pl. Defilad. Radnych koalicji potraktowano niczym maszynkę do głosowania, najwyraźniej komuś bardzo zależało na uchwaleniu lokalnego prawa w przedstawionej przez zarząd miasta postaci. Komisja ładu przestrzennego w radzie miasta otrzymała do zaopiniowania projekt planu z 240 (!) uwagami ledwie dzień wcześniej. Rozpatrzenie bez mała ćwierci tysiąca uwag w ciągu kilkunastu godzin jest niewykonalne, ale komisja uporała się z tak trudnym zadaniem. Plan przewiduje, że tuż obok PKiN ma powstać pięć wieżowców, w tym dwa aż 245-metrowe. 

Uchwała Rady Warszawy niosła za sobą, co zrozumiałe, konkretne skutki, a mianowicie pęd deweloperów do intensywnego zabudowania pl. Defilad. Dążenie to spotkało się z bardzo ciepłym przyjęciem władz stolicy. Mało tego, Hanna Gronkiewicz - Waltz udzieliła inwestorom mocnego wsparcia. Kilka niewielkich miejskich działek miasto przekazało, bez przetargu, w użytkowanie wieczyste właścicielom znajdującego się tuż obok Sali Kongresowej sąsiedniego gruntu, który w planie zagospodarowania przeznaczony jest pod budowę 245-metrowego wieżowca, ułatwiając w ten sposób przyszłemu inwestorowi starania o pozwolenie na budowę. Wieżowiec ma powstać na działce z przedwojennym adresem Chmielna 70, którą miasto zwróciło trzem osobom po odkupieniu przez nie praw od spadkobierców byłych właścicieli. Zarządzenie o przekazaniu działek w użytkowanie wieczyste HGW osobiście podpisała jesienią 2013 r. i powinna się z tego wytłumaczyć. Ten tytuł jest bowiem zarezerwowany wyłącznie dla inwestycji celu publicznego. 

Chodzi o siedem skrawków gruntu o rozmiarach od 23 do 367 mkw. pomiędzy ul. Emilii Plater a skrzydłem Pałacu Kultury z Muzeum Techniki. Prezydent powinna była sprzedać je chętnemu powiększenia sąsiedniej działki inwestorowi, a nie przekazywać w użytkowanie wieczyste, ponieważ miasto na takim dealu traci, zaś inwestor dużo zyskuje. Na rynku wtórnym użytkowanie wieczyste ma bowiem taką samą wartość jak własność. Inwestor zapłacił za siedem działek w strefie śródmieścia funkcjonalnego, którego jądrem jest pl. Defilad, jedynie 25 proc. ich wartości (ok. 6 mln zł), zamiast 21 milionów, które musiałby jednorazowo wnieść do miejskiej kasy w przypadku ich zakupu. Dyżurne tłumaczenia ratusza, że miasto przez 99 lat wieczystego użytkowania będzie czerpać z tego tytułu pożytki, należy między bajki włożyć. W rzeczywistości roczne opłaty za użytkowanie wieczyste będą pochodzić z zysku czerpanego przez właściciela z wynajmu powierzchni w 245-metrowym wieżowcu. Poza tym, jak wyżej, tytuł użytkowanie wieczyste zarezerwowany jest wyłącznie dla celu publicznego, a prywatny biurowiec takim celem nie jest. Wszystko wskazuje więc na to, że przekazawszy prywatnym osobom w użytkowanie wieczyste, bez przetargu, siedem miejskich działek – prezydent Warszawy jest na bakier z art. 231 kk (przekroczenie uprawnień, działanie na szkodę interesu publicznego).      

Po pozyskaniu – dzięki zadziwiającej przychylności prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz – siedmiu przyległych niewielkich miejskich skrawków odzyskana w procesie reprywatyzacji działka przy dawnej Chmielnej 70 jest dzisiaj o ponad 1000 mkw. większa. W ten sposób właściciele mogą dysponować prawie całym terenem, który obowiązujący od 2010 r. plan zagospodarowania pl. Defilad przeznacza pod budowę wieżowca. Aliści okazuje się, iż wedle informacji „Gazety Stołecznej” urzędnicy Biura Gospodarki Nieruchomościami przeoczyli fakt, że osoba, która w 1942 r. odkupiła od właścicielki kamienicy przy Chmielnej 70 dwie trzecie praw do tej nieruchomości, miała obywatelstwo duńskie, w związku z czym jej spadkobiercy podlegają zapisom tzw. umów indemnizacyjnych (odszkodowawczych) zawartych w latach 1948-1971 przez rząd PRL z 12 państwami Zachodu, m. in. z Danią, której wypłacono odszkodowania w wysokości prawie 6 mln ówczesnych koron. Wychodzi więc na to, że owe trzy osoby, które odkupiły roszczenia do działki przy Chmielnej 70 od spadkobierców Duńczyka, zakupiły kota w worku. Urzędnicy BGN zaś nie dopełnili obowiązków służbowych, wynikających z zapisów kodeksu karnego, jak również z kodeksu postępowania administracyjnego, zwracając w ramach reprywatyzacji nieruchomość, za którą Polska zapłaciła wcześniej milionowe odszkodowanie. To sytuacja nagminna w BGN, można wręcz powiedzieć – standard.

Jednak szef stołecznego BGN Marcin Bajko zabawia się w prawnego eksperta i twierdzi, jak podaje Gazeta Stołeczna, że "umowy o odszkodowaniach pomiędzy PRL a innymi krajami nie zostały ratyfikowane i prawidłowo opublikowane w Dzienniku Ustaw, więc nie stanowią polskiego prawa". Podejście do sprawy tego urzędnika wręcz zwala z nóg – miast rękami i nogami bronić komunalnego mienia przed często bezprawnymi zakusami amatorów reprywatyzacyjnej darmochy, podważa on międzynarodowe umowy, ma za nic argumenty dwóch resortów (MSZ oraz MF) i opowiada się po stronie osób wysuwających, wydaje się, mocno naciągane roszczenie. Tak było również w podobnej sprawie roszczenia do boiska szkolnego przy ul. Foksal. Doszło do tego, że dyrektor biura w stołecznym magistracie biegał na sesję Rady Warszawy lobbując za podjęciem uchwały o zamianie działki przy Foksal na dwie inne (pl. Defilad i Krakowskie Przedmieście). Poganiał radnych, strasząc, że "grozi nam utrata boiska, ponieważ jego zwrot jest już na etapie końcowym". Także w tym przypadku okazało się, że na stronach Ministerstwa Finansów widnieje informacja, iż za rzeczony teren przy Foksal zostało już wypłacone odszkodowanie w ramach umów indemnizacyjnych. Nie za dużo "przypadków" jak na jednego magistrackiego urzędnika?

Niestety, wynaturzenia w BGN, opisane ostatnio przez GS, a wcześniej przez „Passę”, m. in. w sprawie zwrotu atrakcyjnej nieruchomości przy ul. Narbutta 60, to tylko wierzchołek góry lodowej. Reprywatyzację w Warszawie oplata ośmiornica, która w majestacie prawa i przy zadziwiającej inercji władz miasta dokonuje grabieży komunalnego mienia na niewyobrażalną skalę. Jednak główna odpowiedzialność za taki stan rzeczy spada na kolejne polskie rządy – poczynając od ekipy Tadeusza Mazowieckiego, po rząd Ewy Kopacz, wyłączając rząd Jerzego Buzka – które nie potrafiły (albo nie chciały) uchwalić ustawy reprywatyzacyjnej i tym samym zdławić rozwijającej się w oszołamiającym tempie ośmiornicy, czyli tworu składającego się z przekupnych urzędników, sprzedajnych notariuszy i sędziów oraz sprytnych, pozbawionych jakichkolwiek norm etycznych adwokatów.

To swoista „nomenklatura”, która wykorzystując dziury w prawie, dorabia się setek milionów złotych. Nowa władza w postaci PiS zapowiadała "dobrą zmianę". Na rynku reprywatyzacyjnym potrzebna jest akurat nie tylko dobra, ale na dodatek natychmiastowa zmiana. To, co się dzisiaj dzieje przy biernej postawie władz samorządowych i państwowych, godzi w społeczne poczucie sprawiedliwości.

A te natychmiastowe zmiany konieczne są przede wszystkim w stołecznym ratuszu, który posiada... 36  różnych adresów. BGN mieści się przy pl. Starynkiewicza, architektura i drogownictwo na Marszałkowskiej, edukacja na Górskiego... Każde z biur to osobne księstwo rządzone przez udzielnego władcę, czyli dyrektora, któremu zależy, by być jak najdalej od centrali. Badziewie Warszawy polega m. in. na tym, że jest to jedyna stolica państwa zrzeszonego w Unii Europejskiej, nie posiadająca własnego ratusza mieszczącego wszystkie komórki urzędu. Postulaty zbudowania takowego, płynące z różnych środowisk, od lat pozostają bez odpowiedzi. Doszło do tego, że zostało tylko jedno miejsce w centrum (warszawski ratusz nie może powstać na peryferiach), gdzie można byłoby ten niezbędny warszawiakom obiekt zlokalizować. To rejon Świętokrzyskiej i Próżnej. Miasto posiada tam prawo własności do sporej części terenu. Apele varsavianistów i organizacji obywatelskich o zabezpieczenie tego gruntu pod ratusz w opracowywanej Strategii Rozwoju Warszawy do 2030 r. również pozostają bez odpowiedzi.

Wróćmy jednak do udzielnych księstw, czyli biur w Urzędzie m. st. Warszawa i do książątek rządzących tymi księstwami. Takim książątkiem jest dyrektor BGN Marcin Bajko, jedna z najbardziej tajemniczych postaci warszawskiego magistratu w całej historii tego miasta. Został powołany na dyrektorskie stanowisko w 2005 r. przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego i tkwi na nim do dzisiaj, mimo że rok później władzę w mieście przejęli wrodzy PiS działacze Platformy Obywatelskiej, którzy sprawnie oczyścili urzędy miasta i dzielnic z pisowskich pozostałości i zapełnili je swojakami. Jednak Marcina Bajki nie ruszono, co  można uznać za zadziwiające, biorąc pod uwagę, że BGN to jedno z najważniejszych biur w strukturze stołecznego urzędu, a wiedza, w której posiadaniu jest dyrektor, ma gigantyczną wartość handlową. Chodzi o dostęp do stale uzupełnianego systemu ewidencjonowania nieruchomości gruntowych i zabudowanych, w którym zaznaczone są te objęte roszczeniami. Dotyczy to także nieruchomości stanowiących własność skarbu państwa, której dysponentem jest wojewoda, ale zarządzającym starosta warszawski, czyli prezydent Hanna Gronkiewicz - Waltz i pośrednio BGN. Taką wiedzę można łatwo przekazać za dużą odpłatnością, za pomocą zwykłego USB pendrive, na przykład firmom specjalizującym się w skupowaniu roszczeń.

Dodatkowym smaczkiem jest to, że Marcin Bajko nie posiada pełnomocnictw prezydent Warszawy do podpisywania decyzji administracyjnych. Wysługuje się zastępcami, sam nie ponosząc odpowiedzialności za wydawane przez BGN decyzje. Nie posiadając pełnomocnictw, Bajko nie musi zamieszczać w internecie corocznych oświadczeń dotyczących posiadanego majątku. Pan dyrektor od 2000 r. prowadzi firmę doradczą Marcin Bajko M&B Consulting zajmującą się doradztwem w zakresie... nieruchomości. A skoro nie ma on obowiązku upubliczniania swoich dochodów, prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się, ile  corocznie zarabia z tytułu prowizji. Gdyby opowiedzieć historię tego urzędnika dziennikarzowi z Nowego Jorku, Berlina, Londynu czy Oslo, nie uwierzyłby w nią, bo naprawdę trudno w coś takiego uwierzyć. W świadomości człowieka Zachodu takie sytuacje mogą zdarzać się w Górnej Wolcie, Republice Środkowoafrykańskiej, bądź w Sudanie, ale nie w państwie zrzeszonym w UE. A jednak...

Jest jeszcze jeden zadziwiający element – ten poddawany od kilku lat totalnej krytyce urzędnik kompletnie nic sobie nie robi z medialnych zarzutów. Nie odnosi się do nich, nie komentuje ich publicznie, nie skarży autorów krytycznych publikacji do sądu, co oznacza, że zarzuty są zasadne. Bajko sprawia wrażenie kogoś, kto ma stuprocentową pewność, że jest nie do ruszenia. Pytanie brzmi: kto więc rozpostarł nad nim parasol ochronny, wytworzony chyba z czołgowego pancerza?  

Być może, odpowiedzi na to pytanie udzieli Centralne Biuro Antykorupcyjne, które od kilku dni prowadzi serię kontroli w warszawskim ratuszu, między innymi w BGN, gdzie agenci zabezpieczają dokumenty dotyczące postępowań reprywatyzacyjnych oraz procedury wydawania tzw. decyzji zwrotowych. CBA wysłało do mediów oświadczenie następującej treści: "Funkcjonariusze Departamentu Postępowań Kontrolnych Centralnego Biura Antykorupcyjnego wszczęli w Urzędzie m. st. Warszawy kontrolę określonych przepisami prawa procedur podejmowania i realizacji decyzji w zakresie rozporządzania mieniem publicznym, wydawanych przez prezydenta Warszawy, w szczególności na podstawie dekretu z dnia 26 października 1945 r. o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze Warszawy w latach 2010-2016".

Popłoch w BGN jest uzasadniony – to nie jest pobieżna kontrola zaprzyjaźnionych urzędników ze stołecznego biura audytu, lecz wywracanie biura do góry nogami przez zatrudnionych w CBA fachowców z najwyższej półki. Pierwsze efekty kontroli już są. Okazuje się, że na 130 dyrektorów i zastępców pracujących w stołecznym magistracie połowa nie ma obowiązku wypełniania oświadczeń majątkowych, ponieważ osoby te nie posiadają pełnomocnictw prezydent Warszawy do wydawania decyzji administracyjnych. Takiego skandalu nie sposób nawet komentować.

 

 

Warszawa, 27.04.2016 r.

Pani Hanna Gronkiewicz - Waltz

Prezydent m.st. Warszawy

INFORMACJA

W związku z pojawieniem się nowego dowodu (pismo urzędowe z Ministerstwa Sprawiedliwości z dnia 14.04.2016 r.), świadczącego o tym, że akt notarialny z 11 stycznia 1947 r., stanowiący podstawę wydanej przez BGN decyzji nr 197/GK/DW/2014 o zwrocie (przyznaniu prawa własności czasowej) spadkobiercom byłego właściciela nieruchomości przy ul. Narbutta 60, został sporządzony przez osobę nieistniejącą w archiwach resortu sprawiedliwości, zachodzi pilna konieczność wstrzymania wykonania przedmiotowej decyzji oraz podjęcia stosownych kroków urzędowych mających na celu jej unieważnienie.

Niniejszym informuję Panią, iż w świetle informacji uzyskanych z Departamentu Zawodów Prawniczych i Dostępu do Pomocy Prawnej Wydział Notariatu Ministerstwa Sprawiedliwości akt notarialny z 11 stycznia 1947 r., uznany przez BGN za autentyczny, jest fałszywką sporządzoną przez osobę prywatną nieuprawnioną do dokonywania czynności notarialnych.

Przypominam, że już trzykrotnie (2.12.2014 r., 8.01.2015 r. i 19.01.2015 r.) informowałem Panią na piśmie o uzasadnionym podejrzeniu posłużenia się przez spadkobierców byłego właściciela(?) nieruchomości przy ul. Narbutta 60 sfałszowanym aktem notarialnym, ale nie doczekałem się odpowiedzi. Zlekceważenie mojej informacji po raz czwarty będę mógł potraktować jako brak nadzoru nad podlegającymi Pani komórkami organizacyjnymi urzędu oraz lekceważenie głosu obywateli i krytyki prasowej.

Tadeusz Porębski

Tygodnik Passa

 

Załączniki:

- pismo z MS z dnia 14.04.2016 r.

- publikacja "Notariusz, którego nigdy nie było" Passa 16(806)

Do wiadomości:

- Wojewoda Mazowiecki

- CBA 

Wróć