Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czy chcemy miernych, ale wiernych?

27-07-2015 15:38 | Autor: Tadeusz Porębski
Pan poseł Janusz Palikot albo drze z nas łacha, albo coś jest nie tak z jego polityczną wyobraźnią, albo też, co najgorsze, publicznie ściemnia przedkładając interes własny ponad interes państwa. Chodzi o patologiczny wręcz wstręt lubelskiego posła do Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, zwanych potocznie JOW-ami. Hasło "NIE dla JOW" stało się kolejną wyborczą wizytówką Palikota, za pomocą której chce zawojować wyborców i ponownie wejść do Sejmu.

Przedtem na jego wizytówce widniały hasła o zwalczaniu krzyży w urzędach administracji państwowej, czy legalizacji "marychy". Nie przysporzyły one filozofowi z Lublina milionów zwolenników, a wprost przeciwnie – jego ugrupowanie z poważnej siły politycznej przepoczwarzyło się w kanapę. Na którymś z ostatnich wieców starszy pan krzyknął mu z ironią w twarz: "Miałeś chamie złoty róg...".

Problem z Palikotem jest taki jak na wstępie felietonu – nie wiadomo, o co mu się konkretnie rozchodzi, jak powiedziałby Ferdek Kiepski. Ostatnio w TVN znów nucił swoją pioseneczkę o tym, że JOW-y to żaden lek na uzdrowienie naszego systemu politycznego, bo wzmacniają dwie największe partie i czynią scenę polityczną dwubiegunową. Tradycyjnie, jak większość przeciwników JOW-ów, bredził o  nieskuteczności tego systemu wyborczego, przywołując kompletnie nietrafione przykłady, jak wybory do polskiego Senatu oraz klęskę partii UKIP Nigela Farage’a w ostatnich wyborach do Izby Gmin. Mają one świadczyć o tym, że zmiana ordynacji wyborczej w Polsce nic nie da, bo JOW-y wcale nie gwarantują sprawiedliwego wyniku wyborów. Jest właśnie na odwrót.

Dlaczego oba przykłady, najczęściej przywoływane przez przeciwników JOW-ów, są chybione? Jak idzie o polski Senat, to, po pierwsze, frekwencja wyborcza sięga dna; po drugie zaś, kraj został podzielony na 100 wielkich okręgów wyborczych, dlatego mało kto zna nazwiska kandydatów na senatorów. Jeśli wprowadzono by JOW-y, Polska zostałaby podzielona na 460 niewielkich okręgów wyborczych (tyle jest miejsc w Sejmie), co skutkowałoby m. in. tym, że kandydaci byliby bardzo blisko wyborców. Natomiast jeśli chodzi o UKIP, która mimo zdobycia 12,2 proc. głosów wywalczyła tylko jeden mandat w brytyjskiej Izbie Gmin, wytłumaczenie jest jeszcze bardziej proste.

Otóż w każdym okręgu, z wyjątkiem jednego w Clacton, kandydaci UKIP zajmowali drugie lub dalsze miejsca. Tym samym, pomimo 3,8 miliona zdobytych głosów poparcia w całym UK, partia wywalczyła tylko jeden mandat. Bo w systemie JOW, aby zasiąść w parlamencie, trzeba w swoim okręgu WYGRAĆ, czyli przekonać do siebie wyborców i tym samym zdobyć największą liczbę głosów. Przykładem może być sam Nigel Farage, który w okręgu South Thanet zdobył 16 026 głosów, ale na jego konkurenta, kandydata Partii Konserwatywnej Craiga Mac Kinlaya, oddano 18 848 głosów i to on zasiadł w Izbie Gmin. Natomiast szkocka SNP zdobyła zaledwie 4,8 proc. głosów, a wprowadziła do Izby Gmin aż 56 deputowanych, ponieważ jej kandydaci startowali w okręgach o znacznie mniejszej liczbie mieszkańców i WYGRYWALI. Bardzo proste.

To, co poseł-filozof bredzi w mediach o JOW-ach, nie trzyma się kupy. Wpierw powiada w TVN, że zmiana obecnego systemu wyborczego na JOW-y nic nie da. Nieprawda – podniesie jakość Sejmu, bo znikną tzw. mierni, ale wierni, którzy w sposób wiernopoddańczy służą partyjnym wodzom, a nie społeczeństwu i w zamian za to nagradzani są przez wodzów wysokimi miejscami na listach wyborczych, co gwarantuje im mandaty. JOW-y to szansa na wejście do Sejmu osób znanych ze swych dokonań, mających nieposzlakowaną opinię i szanowanych na swoim terenie. Dotychczas takie osoby nie miały żadnych szans na reprezentowanie swoich wyborców w parlamencie, ponieważ nie są członkami żadnej partii politycznej. Lubelski mędrzec tradycyjnie straszył wzmocnieniem największych partii i utworzeniem się dwubiegunowej sceny politycznej. To jest oczywiste, nieuchronne i dobre dla kraju. Zamiast wiecznie skłóconych politycznych kanap dwa potężne wiodące ugrupowania. Mieliśmy już kiedyś skłócony Sejm, gdzie każdy ciągnął postaw czerwonego sukna w swoją stronę. Skończyło się to utratą niepodległości na długie 123 lata.

Nasza scena polityczna od lat jest rozdrobniona i chaotyczna, dlatego Polacy coraz bardziej pragną trwałej sceny dwubiegunowej. Taką mamy m. in. w Wielkiej Brytanii (torysi kontra labourzyści), w USA (demokraci kontra republikanie), Kanadzie i wielu krajach Ameryki Środkowej oraz Południowej, jak również w części byłych brytyjskich kolonii w Afryce. Warto dodać, że wybory w tych krajach odbywają się w systemie JOW. Więc niech Palikot nie straszy Polaków i nie klepie bzdur.

W TVN twórca kanapy pod nazwą Twój Ruch zaprzeczał sam sobie. Wpierw skrytykował JOW-y, a zaraz potem zaczął marzyć o listach wyborczych bez numerów przy nazwiskach, argumentując, że "wtedy każdy kandydat będzie musiał maksymalnie starać się, aby wziąć mandat". To właśnie gwarantują JOW-y, na których Palikot nie zostawia suchej nitki! One m. in. skasują listy partyjne i spowodują, że kandydaci na posłów przestaną lizać tyłki partyjnym wodzom i wreszcie odwrócą się do ludzi, bo to wyborcy, a nie wodzowie, będą decydować, kto ma zasiąść w Sejmie. Postawa Janusza Palikota zaczyna pachnieć obłudą. Można założyć, że stał się on zagorzałym przeciwnikiem JOW-ów dlatego, że wprowadzenie tego systemu zmiotłoby ze sceny wszystkie polityczne kanapy z Twoim Ruchem włącznie. Bo jego pokrętne "argumenty" przeciw są nie do przyjęcia.

Mam coraz większy dystans do Kukiza, ponieważ jego polityczne teorie są równie pokrętne jak "argumenty" Palikota przeciwko JOW-om. Kukiz wyśmiewa partyjne programy, twierdząc, że jest to klasyczna ściema. On zamiast programu ma strategię. Wolałbym jednak poznać program ugrupowania tworzonego przez rockmana, bo od strategii są stratedzy, a nie politycy. Politycy, a takim stał się Kukiz, od zawsze, jak świat szeroki i długi, przedstawiają obywatelom swój program wyborczy. Dystansując się od Kukiza nadal twierdzę jednak z uporem, że jego sztandarowe hasło "JOW" jest jedynym lekiem na uzdrowienie polskiej sceny politycznej. Bo co się w Polsce zmieni, jeśli JOW-y przegrają i pozostaniemy przy obowiązującym dzisiaj systemie wyborczym d`Hondta? Odpowiedź nasuwa się sama: nic się nie zmieni. Pozostaną partyjne listy i w Sejmie królować będą mierni, ale wierni. A to na dłuższą metę grozi krajowi katastrofą.

Wróć