Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czołgi raka nie wystraszą

18-08-2021 21:13 | Autor: Tadeusz Porębski
Podstawowymi przyczynami zgonów w Polsce są choroby układu krążenia i nowotworowe – obie grupy powodują około 70 proc. wszystkich śmiertelnych zejść. W styczniu ukazał się najnowszy raport Krajowego Rejestru Nowotworów, z którego wynika, że rocznie diagnozuje się tę straszną chorobę u prawie 170 tys. Polaków, umiera około 100 tys. pacjentów, a około milion żyje ze zdiagnozowaną chorobą. Na jakie nowotwory złośliwe najczęściej chorujemy? Kobiety w Polsce najczęściej chorują na raka piersi, a mężczyźni na raka prostaty. Drugim najczęstszym nowotworem jest rak płuc. W wielu krajach rozwiniętych uznano, że skuteczność zwalczania nowotworów złośliwych jest ważnym wskaźnikiem postępu cywilizacyjnego. Polski rząd zgodził się z taką tezą i swego czasu opracował Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych. Tyle że nie poszły za tym stosowne do potrzeb pieniądze. Jednym z głównych celów działań w krajach UE jest dostępność do metod wczesnej diagnostyki. To klucz do sukcesu, bo na przykład wcześnie wykryty dzięki profilaktycznym badaniom USG nowotwór nerki może być całkowicie wyleczony.

W 2018 r. standaryzowany współczynnik zgonów mężczyzn poniżej 75 lat z powodu chorób nowotworowych, którym można zapobiegać, wynosił: w Polsce - 121,6 na 100 tys. ludności, w Czechach - 94,3, w Niemczech - 80,7, w Szwecji - 46,2. Jak widać, znacznie odbiegamy in minus od sąsiadów. Na pocieszenie warto jednak dodać, że sytuacja pod tym względem od 1999 r. istotnie się w Polsce poprawiła. Wskaźnik ten dwie dekady temu wynosił bowiem w naszym kraju aż 175,6 na 100 tys. W przypadku umieralności kobiet, podobny jak w Polsce rosnący trend współczynnika zgonów z powodu nowotworów, którym można zapobiegać, występuje w Niemczech, natomiast w Szwecji i w Czechach współczynniki mają powolny trend malejący. Gorzej od wymienionych wyżej krajów wypada też Polska pod względem współczynnika zgonów mężczyzn i kobiet z powodu chorób nowotworowych, które można skutecznie leczyć, choć tu akurat w obydwu przypadkach sytuacja w ciągu ostatnich lat nieznacznie się poprawiła.

Prof. Cezary Szczylik, wybitny polski onkolog, autor ponad 150 prac naukowych i stypendysta prestiżowych American Leukaemia Found w Temple University School of Medicine oraz Uniwersytetu Tomasza Jeffersona, podkreśla: "Żyjemy w coraz bardziej zatrutym środowisku i jesteśmy chodzącymi filtrami. Oddychając, pijąc, jedząc przepuszczamy przez siebie tysiące toksycznych substancji. W ciągu jednego dnia mamy kontakt z około 50 tysiącami cząsteczek, które potencjalnie mogą doprowadzić do zmian w genomie i wywołać raka". Biorąc pod uwagę nowe zagrożenia i problemy dla zdrowia publicznego związane z pandemią, jeszcze bardziej aktualne staje się pytanie o możliwe sposoby skutecznej zmiany tego ponurego stanu rzeczy. W najnowszym opracowaniu na temat sytuacji zdrowotnej ludności Polski, które opublikował w grudniu 2020 r. NIZP-PZH (Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego - Państwowy Zakład Higieny), czytamy: "Umieralność z powodu przyczyn, którym można zapobiegać, jest znacznie wyższa (o 85 proc.) niż umieralność z powodu przyczyn, które można skutecznie leczyć, co pokazuje słabą stronę dotychczasowej polityki zdrowotnej".

Rak stał się chorobą cywilizacyjną, więc walka z nim powinna być absolutnym priorytetem dla rządu. Najgorsze jest to, że opinia publiczna w ogóle nie ma pojęcia, w jaki sposób zapadają ostateczne decyzje o refundacji leków hamujących postęp chorób nowotworowych. Ponoć używa się do tego celu skomplikowanych algorytmów, opartych m.in. na wysokości produktu krajowego brutto. Organ można wydać zgodę na refundowanie określonego leku, jeśli jego wartość nie przekracza trzykrotnej wartości PKB. Przyjęto wzorzec stosowany w krajach Europy Zachodniej, nie biorąc pod uwagę faktu, że produkt krajowy na Zachodzie jest wielokrotnie wyższy od polskiego. Takie myślenie powoduje odcięcie od możliwości refundowania wielu leków ratujących życie pacjentów. Na przykład Kadcyla, czyli lek będący połączeniem terapii celowanej z chemioterapią przy zachorowaniu na HER2-dodatni, trafił na listę leków refundowanych 1 stycznia 2020 roku. HER2-dodatni to szczególnie agresywna postać raka piersi, która szybko się rozwija i daje przerzuty. Tymczasem 1 maja 2021 r. Ministerstwo Zdrowia zakomunikowało, że leki stosowane w przypadku rozsianego HER2-dodatniego raka piersi nie znajdują się już na liście farmaceutyków refundowanych. Najwyższy czas, by zażądać szczegółowych informacji o rzeczywistych kosztach leczenia chorób nowotworowych. Powinniśmy również posiąść pełną wiedzę o kosztach obsługi samego NFZ oraz zapoczątkować ogólnonarodową debatę o racjonalności ponoszonych przez nas wydatków na rzecz funkcjonowania tej instytucji.

Państwo polskie musi zapewnić chorym na raka nie standardowy, lecz najwyższy komfort opieki. Towarzyszyłem ostatnio koledze dotkniętemu chorobą nowotworową podczas jego wizyty w ursynowskim Centrum Onkologii. Był to dla mnie wstrząs. Tłum stłamszonych psychicznie pacjentów z widocznym przerażeniem w oczach i tasiemcowe kolejki, to wielka porażka obecnego systemu. Pacjent dotknięty tą straszną chorobą NIE MOŻE czekać tygodniami na konsultację, ponieważ tylko w ciągu miesiąca guz może podwoić masę i pojawią się przerzuty. Rząd musi znaleźć środki na walkę z rakiem w odpowiedniej wysokości. I to szybko. A z tym jest wieczny problem. Lekką ręką przekazuje się 2 miliardy zł TVP na działalność statutową, ponad 3,2 mld dolarów na zakup 48 samolotów F16C/D Jastrząb, planuje się zakup 32 samolotów typu F-35A za kolejne 4,6 mld USD, czyli około 17,82 mld zł., za 250 amerykańskich czołgów Abrams wraz z pakietem logistycznym i amunicją zapłacimy 23,3 mld zł, a na radykalne wsparcie finansowe naszej ledwo zipiącej służby zdrowia brakuje środków.

Nie wszyscy wiedzą, że Polska przymierza się do roli mocarstwa militarnego z aspiracjami imperialnymi. Aby zapewnić nowe uzbrojenie 90 polskim generałom, nasz kraj ma wydać w nadchodzącym 10-leciu na modernizację armii 140 miliardów złotych. Są to dwa ROCZNE budżety NFZ! "Tak rozpustnego i kosztownego programu modernizacyjnego nie ma żadne państwo w Europie" - pisał na łamach tygodnika NIE red. Maciej Mikołajczyk i chyba nikt jeszcze nie ujął tej kwestii bardziej trafnie i w sposób bardziej lapidarny. Naszym zdaniem to właśnie z tej góry pieniędzy można bez uszczerbku dla Polski uszczknąć do roku 2022 nędzne kilka miliardów zł i przeznaczyć te pieniądze na ratowanie ludzi.

Nasz kraj zbroi się na potęgę, tak jakby lada moment miał być oprymowany przez śmiertelnych wrogów. Mamy w planie m.in. zakup dwóch okrętów podwodnych najnowszej generacji, co absolutnie ma uzasadnienie w fakcie, że przecież jesteśmy potęgą morską. Polska pięść powinna siać śmierć i zniszczenie, a nasi wrogowie powinni wiedzieć, że mogą w jednej chwili zostać zdmuchnięci z powierzchni ziemi. Zakupimy więc 2 śmigłowce uderzeniowe i 70 wsparcia z rakietami dużego zasięgu, najlepiej manewrującymi AGM-158 Jassm. Wejdziemy również w posiadanie wielu baterii rakiet krótkiego i średniego zasięgu, kilkudziesięciu samobieżnych przeciwlotniczych rakiet "Poprad", jak również setek transporterów opancerzonych, niszczycieli, okrętów obrony wybrzeża i samolotów bezzałogowych - tych rozpoznawczych i uderzeniowych. "Dzięki inteligentnej amunicji i cichemu pojazdowi podwodnemu Polacy będą żyć długo i szczęśliwie, bo są to dobra niezbędne, aby nastroje rosły, a ludziom żyło się dostatniej. A na pewno potrzebniejsze niż szkoły wyposażone w nowoczesne pracownie czy wydolna służba zdrowia" - szydził z mocarstwowych planów naszego rządu red. Maciej Mikołajczyk.

Przed kim tak ciężko się zbroimy? Kto mógłby na nas zdradziecko napaść? Kto zaś przestraszy się uzbrojonej po zęby Polski? Nie wiem, ale na pewno nie Rosja, uważana przez PiS za śmiertelnego wroga. Rosyjska eksklawa terytorialna, czyli Obwód Kaliningradzki, stała się w ostatnich latach najbardziej zmilitaryzowaną częścią Federacji Rosyjskiej. Drony, Iskandery, nowo formowana dywizja zmechanizowana, artyleria, broń pancerna, rakietowa, lotnictwo, to łącznie straszna siła uderzeniowa. Pociski Iskander-M ze względu na możliwość osiągania dużych prędkości są uznawane za jedne z trudniejszych do przechwycenia i neutralizacji. Ostatnio rozmieszczono w Obwodzie Kaliningradzkim pociski manewrujące 9M729 (w kodzie NATO SSC-8). Rosjanie twierdzą, że ich zasięg nie przekracza 500 km, ale według zachodnich źródeł może on być niemal pięciokrotnie większy. Najnowszym nabytkiem militarnym Rosjan są drony Orłan-10. Są to aparaty zwiadowcze, ale mogą także pełnić role wspomagające ofensywę, poprzez zdolności naprowadzania innych środków rażenia. Zdjęcia satelitarne pokazują, że Rosja rozbudowała bunkier na broń nuklearną w Kulikowie, 50 km od granicy Obwodu Kaliningradzkiego z Polską.

Wiadomo powszechnie, że ewentualny konflikt z Rosją to 100 sekund do zdławienia polskiej obrony i godzina do całkowitej zagłady naszego kraju. W przypadku ataku nie pomogą nam ani F16, ani F35, ani czołgi Abrams, ani żadna inna broń. Po cóż więc wydawać miliardy na zbrojenia? Bez sensu. Rozumieją to nasi sąsiedzi - tkwiący w geograficznym potrzasku Estończycy, Łotysze i Litwini, którzy są znacznie bardziej narażeni na niebezpieczeństwo rosyjskiej agresji niż my. Mimo to oszczędniej i rozważniej niż Polacy podchodzą do wydawania pieniędzy na zbrojenia. Podobnie postępują Słowacy i Czesi. Do jasnej cholery, może wreszcie i nasi mądrale z rządu zaczną brać przykład z sąsiadów. Ludzie mrą jak muchy, a wy zbroicie się jak na wojnę. Ręce opadają.

Wróć