Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czas farbowanych lisów

02-09-2020 21:15 | Autor: Tadeusz Porębski
W okrągłą rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych trwa w najlepsze zakłamywanie historii przez publiczne i zbliżone do rządu media, jak również przez rzeszę przydupasów, przypochlebiających się Prezesowi oraz jego drużynie. Na celowniku przydupasów jest Lech Wałęsa, którego nazywa się zdrajcą i tajnym agentem bezpieki. O zasługach położonych dla wolnej Polski przez tego znanego pod każdą szerokością geograficzną robotnika – ani słowa. W ujadaniu na Wałęsę przoduje ostatnio niejaki Janusz Śniadek, poseł PiS, przewodniczący “Solidarności” w latach 2002-2010.

Jestem w takim wieku, że dokładnie pamiętam okres powstawania „Solidarności”, dzień podpisania przez Wałęsę porozumień z ówczesnym wicepremierem rządu PRL Mieczysławem Jagielskim, a później ponury czas stanu wojennego. I żaden Śniadek, czy inny pieszczoch PiS nie wciśnie mi szkolnego kitu.

Jak wszyscy z mojego pokolenia, doskonale pamiętam nazwiska przywódców powstałego na bazie licznych komitetów strajkowych ruchu związkowego, będące wówczas na ustach wszystkich Polaków. To był przede wszystkim Lech Wałęsa, a za nim Marian Jurczyk, Anna Walentynowicz, Bogdan Lis oraz ciężko pobici przez bezpiekę w Bydgoszczy Michał Bartoszcze i Jan Rulewski. Cała Polska współczuła zmasakrowanym działaczom. W okresie najostrzejszej walki z komuną, kiedy nikt nie mógł być pewny dnia ani godziny, takie osoby jak Lech i Jarosław Kaczyńscy, czy plujący dzisiaj na Wałęsę Krzysztof Wyszkowski nie były znane szerokiej publiczności. Natomiast nazwiska bijającego się na pięści z bezpieczniakami Adama Michnika, bawiącego się z bezpieką w kotka i myszkę Zbigniewa Bujaka, skazanego na 6 lat więzienia Władysława Frasyniuka, który odbywał karę w Barczewie, zakładzie karnym o zaostrzonym rygorze, czy będącego cieniem Wałęsy Bogdana Borusewicza wymieniano jednym tchem. Jeśli dodamy do tego grona skazywanych za działalność opozycyjną na wieloletni pobyt w więzieniu Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego – otrzymamy kwiat polskich patriotów, którzy położyli największe zasługi w walce z totalitarnym systemem.

Takie są fakty, których byłem naocznym świadkiem. Potwierdzeniem są liczne nagrania archiwalne z tamtych lat, które – niestety – są skąpo emitowane w publicznych mediach. Znajdują się one w dyspozycji TVP SA oraz IPN. Co wówczas porabiał kąsający dzisiaj Lecha Wałęsę miłośnik PiS Janusz Śniadek? Był dorosły (rocznik 1955), ale nie działał jak Wałęsa na pierwszej linii frontu. Wikipedia: „Od sierpnia 1981 prowadził działalność w NSZZ Solidarność. W czasie stanu wojennego redagował zakładowy biuletyn „Kadłub”. Na czym polegała ta jego działalność, nie wiadomo. Z pewnością nie była jednak na tyle spektakularna, by dać Śniadkowi legitymację do fałszowania historii. Oto jego publiczna wypowiedź: „Gdybym miał wymienić osoby, których zasługi dla związku były największe, to Lech Kaczyński byłby na ich czele”. Od lat nie słyszałem podobnych bredni. Jak ten człowiek nie wstydzi się wyjść na ulicę?

Piotr Duda, inny pieszczoch PiS, wyjątkowo ponury typ wzbudzający strach samym wyrazem twarzy, chce dla promowania własnej osoby wykorzystać fotel przewodniczącego NSZZ „Solidarność”, który zajmuje od kilku lat. Żąda otóż w bardzo ostrym tonie, by wpisane na listę UNESCO słynne tablice z postulatami robotników, które stanowią część wystawy stałej w Europejskim Centrum Solidarności, przekazać Narodowemu Muzeum Morskiemu w Gdańsku. A co ma muzeum morskie do tak cennego eksponatu jak tablice z postulatami robotników? Jest oczywistą oczywistością, że ich miejsce jest tam, gdzie nazwa „Solidarność”, czyli w Europejskim Centrum Solidarności. Morskie muzeum niechaj gromadzi eksponaty związane stricte z naszym Bałtykiem i problematyką morską. Duda wściekle ujada, a Wałęsa mu na to w swoim stylu: „Chłopcze, jeszcze będziesz szybko oddawał, przynosił w zębach, jeśli je zabierzesz. Przyjdą takie czasy już niedługo. Zobaczysz pan, panie Duda, a ja się na tym znam”.

Piotr Duda jest arogancki, prostacki i bezczelny. Ostatnio szydził z Rafała Trzaskowskiego, każąc mu nazwać swój ruch społeczny „Nowa Czajka” zamiast "Nowa Solidarność". Subtelny jak słoń w składzie porcelany, a dowcip godny chłopka - roztropka z sołectwa Wielowieś, gdzie przyszedł na świat. Kiedy Wałęsa toczył był walkę z totalitarnym systemem, żołnierz Piotr Duda składał przysięgę na wierność socjalistycznej ojczyźnie i z kałasznikowem bronił zdobyczy socjalizmu oraz jedynie słusznej linii. Dzisiaj pozwala sobie dworować z Polaka, którego nazwisko zna cały świat. Wyjątkowo odrażające postępowanie. Kim dla mnie – faceta, który był naocznym świadkiem wydarzeń marcowych, sierpniowych i jako osoba dorosła przeżył stan wojenny – jest pan Piotr Duda? Nikim. Kim jest pan Janusz Śniadek? Nikim. A kim jest Lech Wałęsa? Narodowym trybunem, który na starość nieco zdziwaczał i w publicznych wypowiedziach zbyt często posługuje się banałem. W to, że był agentem bezpieki nie wierzę, bo wiem do czego zdolne były komunistyczne służby specjalne, by zgnoić człowieka.

PiS lubi grać domniemanymi kontaktami Wałęsy z SB w latach siedemdziesiątych. Spiskowa teoria służy Prezesowi oraz jego chłopcom na posyłki do skompromitowania Wałęsy jako przywódcy "Solidarności" i wyniesienia na piedestał Lecha Kaczyńskiego. To działanie bez przyszłości, ponieważ dla świata Lech Wałęsa nadal jest i na zawsze pozostanie symbolem walki z komunizmem. Prawda o Sierpniu jest taka, że po raz pierwszy w dziejach bloku sowieckiego komunistyczne władze podjęły otwarty dialog ze społeczeństwem. Skala społecznego sprzeciwu zmusiła je do zaakceptowania 21 robotniczych postulatów, w tym powołania do życia niezależnego, samorządnego ruchu związkowego. Podpisanie 31 sierpnia 1980 r. porozumienia w Gdańsku i powstanie „Solidarności” było dla Polaków czymś niewiarygodnym, czymś z pogranicza baśni. Wszyscy mieliśmy w pamięci krwawą pacyfikację robotniczych protestów na wybrzeżu w grudniu 1970 r. i radomskie "ścieżki zdrowia" z czerwca 1976 r. To była niedziela, trwały poprawiny imienin mojego kolegi Rajmunda, kiedy podano wiadomość o podpisaniu porozumień i pokazano w TVP Wałęsę z tym swoim słynnym wielgachnym długopisem. Piliśmy na umór, choć nazajutrz był normalny dzień pracy. Ktoś rzucił hasło, by pojechać do Gdańska i przynieść stamtąd Wałęsę na plecach do Warszawy. Narodowy entuzjazm zawładnął całym krajem – wreszcie daliśmy znienawidzonym komuchom popalić.

Entuzjazm zakończył się rok później 13 grudnia 1981 r. , ale wybuchł ze zdwojoną siłą w czerwcu 1989 r. Przed czterdziestką po raz pierwszy stałem się wolnym człowiekiem w wolnej ojczyźnie. Dzisiaj te wspaniałe wzruszające wspomnienia chcą mi zabrać polityczne pętaki, dążące do zakłamywania historii. Ci ludzie zaczęli kopać, aż dokopali się do jedynej prawdy – Lech Wałęsa miał pseudo "Bolek" i był tajnym współpracownikiem SB. Jest to osiągnięcie naukowe jedyne w swoim rodzaju, bowiem jeszcze nikomu nigdy nie udało się odnaleźć prawdy w plątaninie kłamstw i fikcji charakterystycznych dla pracy tajnych służb. Polacy to mistrzowie świata w destrukcji. Na tym obszarze nie ma od nas lepszych. W dobie, w której kluczowe znaczenie ma marka, my jej nie posiadamy, ponieważ nie potrafimy wyprodukować nic wartościowego. A to, co posiadamy wartościowego i cenionego, skutecznie niszczymy.

Lech Wałęsa stał się narodową marką – znaną, szanowaną i podziwianą jak świat długi i szeroki. Kiedy w jednym z andyjskich miast powiedziałem taksówkarzowi, że jestem z Polski, krzyknął "Walesa!" i uniósł kciuk do góry. Taksówkarz z andyjskiego zadupia. W 1989 r. Lech Wałęsa wygłosił transmitowane na cały świat przemówienie przed połączonymi izbami amerykańskiego parlamentu. Był dopiero trzecim obcokrajowcem od 1776 r., który dostąpił takiego zaszczytu. Przed nim przemawiali tylko markiz La Fayette, francuski polityk i uczestnik wojny o niepodległość USA, oraz Winston Churchill, premier Wielkiej Brytanii. W ten sposób władze amerykańskie chciały oddać hołd nie tylko Wałęsie, lecz także "Solidarności". Honorując Lecha Wałęsę, władze USA pokazały, że to właśnie Polska była liderem w procesie likwidacji komunizmu. Niestety, we własnej ojczyźnie noblista i symbol walki z komunizmem jest opluwany, poniżany, wyśmiewany i wściekle atakowany. Taka jest dzisiejsza Polska – skłócona, zawistna, siermiężna i zaściankowa.

Wróć