Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Coraz modniejsze gry w chowanego

13-04-2016 22:07 | Autor: Maciej Petruczenko
Profesor doktor habilitowany nauk medycznych Kazimierz Sułek, nasz sąsiad i – jak się okazuje czytelnik – surowo i prawie sprawiedliwie zrecenzował opublikowany w tym miejscu dwa tygodnie temu („Passa” nr 803) felieton zawsze szukającego dziury w całym Passmity („Rewolucja Październikowa à la polonaise”). List profesora można przeczytać na str. 15.

Jednocześnie wielu czytelników – żądających zapewne, by nasz tygodnik zdecydowanie reprezentował jedynie słuszną ich zdaniem formację polityczną – niepokoi się, że u nas trochę w prawo, trochę w lewo, a najczęściej pośrodku. Wyjaśniam więc wszystkim malkontentom, że będąc czasopismem lokalnym, szanujemy wszelkie poglądy sąsiadów i nie próbujemy wykazać, żeśmy najmądrzejsi w całej wsi. Dlatego często na tej samej kolumnie zamieszczane są skrajnie przeciwstawne komentarze. A ponieważ errare humanum est, ze zrozumieniem traktujemy nawet kogoś, kto upewnia nas, iż nikt mu nie udowodni, że czarne jest czarne, a białe jest białe”. Zauważamy również, że – zwłaszcza na gruncie Warszawy – postawa obywatelska myli się wielu osobom z monopolem partyjnym i niektórzy dostrzegają w oczach innych choćby źdźbło godne krytyki, nie zauważając całej belki zła we własnym oku.

Odnotowawszy w skrytykowanym przez profesora Sułka felietonie niewątpliwy fakt zaskakującej rewolucji, dokonywanej z iście jakobińskim zapałem w całym kraju, mamy już stopniowe potwierdzenia znanej tezy, że każda rewolucja zjada własne dzieci. W Janowie Podlaskim akurat zjadła nowo mianowanego dyrektorem stadniny koni arabskich Marka Skomorowskiego, chociaż pan Marek już zdążył uwierzyć, że konie staną się jego pasją. A one – zamiast pasjonować pana dyrektora – zaczęły mu jak na złość zdychać. Rewolucja zjadła również świeżo nominowanego komendanta głównego policji Zbigniewa Maja („Żegnaj Majowa Jutrzenko”), chociaż chłopisko sumiennie wypełniło już pierwsze zadanie zlecone, zmieszawszy z błotem swego poprzednika, który w kiblu przy służbowym gabinecie na Puławskiej śmiał zainstalować takie luksusy jak bidet, a na dodatek założył zupełnie przecież niepotrzebne w siedzibie policyjnej urządzenia antypodsłuchowe, nauczony doświadczeniem z restauracji „Sowa i przyjaciele”.

W tej chwili mamy w Warszawie bardzo ciekawy, można powiedzieć nawet, że niespotykany w historii przejaw rewolucji, polegający na grze w chowanego. Ukrywającą się w Alejach Ujazdowskich panią premier usiłują z wielką zręcznością odnaleźć chłopaki i dziewczyny z partii Razem, wyświetlając na frontonie jej urzędu prowokujący napis „Beata, drukuj ten wyrok”. Na dachu Ministerstwa Środowiska chowają się działacze Greenpeace, sprzeciwiający się wyrąbywaniu Puszczy Białowieskiej. Z kolei przed stołecznym ratuszem jakieś krasnoludki wygrały grę w chowanego z wielkorządczynią Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz, stawiając bez uzgodnienia z nią i konserwatorem zabytków tablicę upamiętniającą  prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Co najciekawsze zaś, wtajemniczeni sugerują, iż w chowanego gra też od pewnego czasu obecna Pierwsza Dama – Agata Dudzina i podczas uroczystości protokolarnych jej małżonkowi zamiast żywej kobiety towarzyszy puste krzesło.

Wydaje się jednak, że rewolucja to nie będą li tylko gry i zabawy prominentów, bo lud w momencie dziejowego przełomu zawsze żąda krwi. Z podsmoleńskiej katastrofy tupolewa, transportującego w 2010 dobraną przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego ekipę na Cmentarz Katyński, ma być rozliczony przede wszystkim były rządowy urzędnik Tomasz Arabski, bo wiadomo, że to jemu zależało na punktualnym wylądowaniu na Siewiernym i to on miał wygłosić na miejscu ważne przemówienie przy kamerach telewizyjnych, więc stojąc za plecami pilotów ponaglał ich do lądowania mimo mgły. Niech więc teraz za to nieodpowiedzialne zachowanie odpowie. Niech pokryje straty związane z utratą świeżo zmodernizowanego samolotu i z koniecznością wypłacenia odszkodowań rodzinom ofiar upadku wartej setki milionów złotych maszyny. Co tam zresztą Arabski! Prorządowa dziennikarka Ewa Stankiewicz jak najsłuszniej zażądała, żeby zwierzchnik Arabskiego Donald Tusk poniósł za Smoleńsk zasłużoną karę śmierci. Nie ma co, czas już rychtować gilotynę, najlepiej na Krakowskim Przedmieściu. I niech Donald ma świadomość, że funkcja szefa Rady Europejskiej to jego Ostatnie Namaszczenie.

Tymczasem z niemałym zadziwieniem obserwuję, że do zarządzonej w Polsce przez Prawo i Sprawiedliwość – Dobrej Zmiany dostosowuje się reprezentujący konkurencyjną Platformę Obywatelską burmistrz Ursynowa Robert Kempa. No i za jego sprawą Dobra Zmiana następuje właśnie na terenach tak zwanego Zielonego Ursynowa, gdzie zaczęto już budować lokalny Dom Kultury, co więcej zaś – ruszyły przygotowania do odwodnienia i skanalizowania ulicy Farbiarskiej. Nie wiem, czy Robertowi Kempie nie wypadałoby udać się na Nowogrodzką i zameldować w krótkich żołnierskich słowach: zadanie (niemalże) wykonane!

Chociaż wspomniane inwestycje to rzecz dla mieszkańców niezwykle istotna, w najbliższych dniach na Ursynowie najwięcej będzie się mówiło o imponderabiliach. No cóż, o rzeczy ulotne kłócić się najłatwiej, bo to na ogół nic nie kosztuje. W tym wypadku jednak koszty mają być, a chodzi o nakazaną w trybie ustawy „dekomunizację” nazw ulic. Na przykład ulicy ZWM, jakkolwiek ten skrót jednym kojarzy się z czczonym w dobie PRL Związkiem Walki Młodych, innym natomiast z produkowaną przez Amikę zmywarką wolnostojącą (ZWM 668 IED). Nie da się ukryć, że ludziom na ogół obojętna jest dekomunizacja nazw w miejscach publicznych, nieobojętne zaś komplikacje organizacyjne i wydatki związane ze zmianą adresu, pieczątek itd. Zdaje się, że z tego powodu powstał już swoisty Ruch Oporu, który jednak w walce z obecną władzą jest raczej bez szans. Chyba że obywatele wybiorą modny wariant i uznają, że dekomunizacyjny nakaz to nie żadna ustawa tylko zwyczajny komunikat, ogłoszony przez posłów przy kawie i ciasteczkach.

Wróć