Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Co zrobić z przejściami podziemnymi?

18-10-2017 22:20 | Autor: Jan Mieczysław Ławrynowicz
Zdaje się, że ursynowskie przejścia podziemne można już zaklasyfikować jako relikty przeszłości. Wybudowane w czasach, gdy nagminnie rozdzielano ruch kołowy od pieszego, spełniały skutecznie swoją funkcję przez dekady.

Dziś nurt kształtowania miast uległ diametralnej zmianie. Rozgraniczanie ruchu barierami fizycznymi stało się wręcz niehumanitarne i coraz częściej mówi się o dyskryminacji, która ma być wyrażona  m. in. w spychaniu pieszego użytkownika miasta do podziemi. Jakkolwiek ubierać obecne zmiany cywilizacyjne w słowa i ideologiczne frazesy, nie da się zaprzeczyć, iż przejścia podziemnie straciły na popularności. Niemalże w całym mieście puste przejścia podziemne stanowią nieużytki, ale czy na pewno nie ma dla nich już ratunku?

Na Ursynowie, w jego północnej części, istnieje 6 niezagospodarowanych przejść podziemnych. Szczególnie interesujące wydają się być przejścia podziemne przy ulicach Romera, Bacewiczówny i Herbsta, ponieważ ich lokalizacje są atrakcyjne logistycznie. Od lat te obiekty niszczeją i od lat pojawiają się ”jakieś tam” pomysły jak je ożywić. Jednym z ciekawszych było utworzenie biblioteki plenerowej w przejściu przy ulicy Bacewiczówny. Jest to zdecydowanie krok w dobrym kierunku, aczkolwiek pomysł biblioteki plenerowej autorstwa Pawła Lenarczyka z Otwartego Ursynowa, w miejscu o tak silniej charakterystyce, to pomysł zbyt pionierski. Charakterystyczny dla ursynowskich obiektów jest Genius loci. To duch lat przeminionych, czasów, gdy Ursynów budowano i wszędzie dało się wyczuć postmodernizm. To faktycznie duch przemiany ustrojowej, gdy na początku lat 90-tych w przejściach podziemnych zaczyna kwitnąć grafitti, rap, deskorolki i wszystko co amerykańskie. Po roku 2000 wydaje się wręcz, że przejście podziemne stanowi samoczynną komórkę miejskiej tożsamości. To tutaj młodzi ludzie dają upust swoim emocjom. Emocjom, które nacechowane są buntem. Te puste ściany, sufit i podłoga, stają się polem dla wyobraźni niesystemowej, idącej z goła odmiennym torem, bo poszukującej nowych obszarów ekspresji.

Przywracanie do miejskiego życia tych przestrzeni jest zadaniem trudnym. Henry David Thoreau (amerykański pisarz, poeta i filozof) napisał kiedyś zdanie, które pasuje do tej sytuacji: Wielkie myśli potrzebują wielkiej przestrzeni. Wydaje mi się, że to dobry punkt wyjścia do stwierdzenia: Miejskie myśli potrzebują miejskiej przestrzeni. Być może tym przestrzeniom warto nadać inny miejski wymiar.

Wróć