Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Co spowalnia Warszawę…

11-12-2019 21:28 | Autor: Mirosław Miroński
W ostatni sobotni wieczór wybrałem się z synem i wnuczkiem do centrum. Właściwie było to późne popołudnie, ale o tej porze roku dni są tak krótkie, że już po 15.00 jest zupełnie ciemno. Naszym celem była starówka i ul. Karowa, gdzie odbywał się rajd samochodowy. Wnuczek jest wielkim fanem samochodów. Byłaby to dla niego nie lada gratka, gdyby mógł zobaczyć „wyścigówki” na żywo.

Jednak nasza eskapada – zamiast oczekiwanych atrakcji – w dużej mierze ograniczyła się do szukania miejsca postojowego. Niestety, w czasie weekendu większość (nawet płatnych parkingów) bywa zatłoczona i niedostępna. Szukanie miejsca zajęło nam ponad czterdzieści minut. I tak nie najgorzej, chociaż wnuczek zdążył już zasnąć w swoim foteliku w samochodzie. W centrum wystarczy wjechać w jakąś ulicę, a potem trudno z niej wyjechać. Znaki zakazu, nakazu, koperty na jezdni oznaczające miejsca dla inwalidów i w efekcie trzeba objeżdżać całe kwartały, żeby przekonać się, że w kolejnych miejscach także nie ma gdzie zaparkować. Na bocznych ulicach wcale nie jest lepiej.

Z perspektywy mieszkańca Warszawy oczekuję, że standard życia w naszym mieście będzie się poprawiać pod każdym względem. Że jazda samochodem będzie ułatwieniem, a nie niepotrzebnym stresem. Myślę, że nie jestem odosobniony w swoich oczekiwaniach, że większość mieszkańców myśli podobnie. Z pewnością, do tej grupy należą kierowcy, którzy jeżdżąc po mieście na co dzień, równie często psioczą na korki, na brak miejsc parkingowych (nawet płatnych), na brak synchronizacji sygnalizacji świetlnej etc.

Są dwie drogi, aby przetrwać życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga – to żyć tak, jakby cudem było wszystko – mawiał geniusz nauk ścisłych Albert Einstein. Próbując odnieść tę maksymę do zwykłych problemów warszawiaka, nie można nie wspomnieć o ruchu drogowym, a dokładniej o tym, jak ustawione są światła na skrzyżowaniach. Żeby daleko nie szukać, wystarczy przykład z bliskiej mi z racji zamieszkania ul. Sobieskiego. Stanowi ona ważną arterię łącząc Wilanów, Sadybę, Stegny, Czerniaków i Sielce. Niestety, każdy kto jedzie tą trasą napotyka na liczne skrzyżowania, na których musi odstać swoje. I to w obu kierunkach. Nie chodzi tylko o liczbę świateł, ale o ich synchronizację. Dotyczy to jednakowo ruchu w jedną i w drugą stronę. Otóż, jeżdżąc przez kilkadziesiąt lat ul. Sobieskiego zdarzyło mi się zaledwie dwa razy trafić na zielone światło na odcinku od ul. Św. Bonifacego do skrzyżowania z ul. Nałęczowską. Z jakiegoś powodu, jadąc zgodnie z przepisami, zawsze trafiam na czerwone. Niewielką pociechą jest to, że inni kierowcy także czekają. Właśnie te dwa przypadki uważam za dowód, że cuda się zdarzają, chociaż niektórzy w nie wierzą.

Jest oczywistością, że lepiej dla samych kierowców, jak też dla środowiska byłoby móc przejeżdżać przez skrzyżowania bez konieczności zatrzymywania się i ponownego ruszania. To strata czasu, paliwa, nerwów. Znacznie więcej spalin trafia przy tym do atmosfery, a troska o środowisko była sztandarowym hasłem warszawskich urzędników.

Nie trzeba być Albertem Einsteinem, żeby obliczyć, ile czasu potrzeba do przejechania danego odcinka, tym bardziej, gdy maksymalna prędkość jest określona przez przepisy ruchu drogowego. Najwidoczniej przekracza to jednak umiejętności osób odpowiedzialnych za organizację ruchu. Podobna sytuacja jest w całej stolicy. Konia z rzędem temu, kto zmieni coś w tej kwestii.

Skrzyżowania w Warszawie są prawdziwym utrapieniem dla wszystkich uczestników ruchu, zarówno dla kierowców, jak i dla pieszych. W wielu miejscach dochodzi do zatorów, których przy lepszej organizacji ruchu można byłoby uniknąć. Czas tracony na kolejnych skrzyżowaniach sumuje się, co sprawia, że przejechanie nawet krótkiego odcinka znacznie rozciąga się w czasie. Zwiększa się zużycie paliwa, a to oznacza dodatkowe koszty. Zwiększa się emisja szkodliwych spalin. Kierowcy są wobec tego bezradni. Mogą tylko narzekać, ale to nikogo wzrusza. Wyładowują frustrację na pozostałych użytkownikach ruchu.

Znana jest inna maksyma Alberta Einsteina, z której wynika, że nawet jeśli coś jest uznawane za niewykonalne, to znajdzie się ktoś, kto o tym nie wie i to wykona, stając się autorem wynalazku, czy odkrycia. Może więc, ktoś taki znajdzie sposób na warszawskie skrzyżowania. Może zacznie od synchronizacji świateł, a skończy na budowie skrzyżowań wielopoziomowych, węzłów i przejazdów drogowych, estakad etc.

Wróć