Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Co się kryje za antypolską narracją prezydenta Rosji?

19-02-2020 20:46 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
Było to 24 października 1795 r. w Petersburgu. Podpisano wtedy międzynarodowy traktat o podziale terytorium naszego państwa (III rozbiór Polski). Rzeczywistymi i pierwotnymi sprawcami nieszczęścia byli – moim zdaniem – nasi przodkowie, którzy rządząc jednym z największych państw ówczesnej Europy, doprowadzili Rzeczpospolitą do ruiny gospodarczej, militarnej i politycznej. Nasi sąsiedzi skorzystali z nadarzającej się okazji.

Rosja zagarnęła największą część, bo 462 tys. km kw., Prusy 131 tys. km kw., a Austria 129 tys. km kw. Znakomity rosyjski polityk przełomu XIX i XX w. Siergiej Witte (1849-1915), po kilkudziesięciu latach sprawowania najwyższych urzędów w Rosji (minister komunikacji, minister przemysłu i handlu, minister finansów, premier), pozostawił po sobie pamiętnik (S. Witte, Wspomnienia, tł. J. Cichocki, M Wierzbicka, Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, Warszawa 2017), w którym celnie i kompetentnie skomentował różne aspekty życia Imperium Romanowów. Na temat zagarniania cudzego napisał m. in. (s. 193): „U nas w Rosji w wyższych sferach utrzymuje się namiętność do podbojów, czy raczej zagarniania tego, co zdaniem rządu jest źle pilnowane”. Tak więc, w sprzyjających okolicznościach Rosja weszła w posiadanie największej części naszego państwa. Przez 123 lata stosowała różne modele rządzenia przyłączonymi obszarami. Gdzieś na przełomie XVIII i XIX w. w tamtejszych sferach wyższych zrodziło się przekonanie, że Polacy powinni być wdzięczni Rosji za zaprowadzenie porządku i uratowanie przed całkowitą katastrofą. Szczególnie powinni kochać, podziwiać i dziękować za utworzenie w Wiedniu (1815 r.) Królestwa Polskiego, którego istnienie winno całkowicie zaspokoić ambicje Polaków. Warto w tym miejscu przypomnieć, iż wówczas, tj. w czasach cara Aleksandra Pierwszego, w granicach jego państwa (łącznie z Królestwem Polskim) więcej ludzi umiało czytać i pisać po polsku niż po rosyjsku, chociaż liczba Rosjan była prawie dziesięciokrotnie wyższa.

Śledząc reakcje Petersburga i Moskwy na kolejne polskie powstania, ale nawet na dzień dzisiejszy, z głośnymi ostatnio (grudzień 2019 r.) wystąpieniami prezydenta Władimira Putina – można odnieść wrażenie, że strona rosyjska postępuje, jak wzgardzony kochanek. Cesarz Aleksander Pierwszy kokietował Polaków, formalnie przywracając „Królestwo Polskie”, co było sprzeczne nawet z konwencją petersburską z 15/16 stycznia 1797 r., mocą której trzy mocarstwa rozbiorowe traktatowo zobowiązały się m. in., iż: „nigdy nie będą używać w tytułach swoich monarchów określenia Królestwo Polskie, aby raz na zawsze wymazać z kart historii nawet ślad imienia Polski”.

Car Aleksander I doprowadził do formalnego powołania Królestwa Polskiego, którego stał się królem, któremu nadał konstytucję (prawie 100 lat wcześniej, niż analogiczny akt prawny otrzymało Imperium Rosyjskie), i w którym, w imieniu króla-cesarza władzę sprawował namiestnik - gen. Józef Zajączek, a więc oficer Wojska Polskiego, bohatersko walczący z Rosją podczas Powstania Kościuszkowskiego, a w okresie moskiewskiej wyprawy Napoleona, (po kontuzji Józefa Poniatowskiego), dowodzący V Korpusem Wielkiej Armii, m. in. podczas bitwy nad Berezyną, gdzie utracił prawą nogę. Dowódcą odrodzonego przez cara-króla Wojska Polskiego został jego brat i następca tronu – wielki książę Konstanty. Na obszarze Królestwa stacjonowały wówczas niewielkie oddziały rosyjskie – głównie elitarnej gwardii cesarskiej, a ich głównym zadaniem było zapewnienie bezpieczeństwa wielkiemu księciu Konstantemu, godne reprezentowanie Rosji oraz nawiązywanie przyjaznych kontaktów z Polakami, czego przykład dał sam Konstanty, żeniąc się z polską szlachcianką Joannę Grudzińską.

W dniu 29 listopada 1830 r. Polacy – rozpoczynając Powstanie Listopadowe – odrzucili carskie „umizgi”. Poziom demokracji, rozwój gospodarczy oraz stan sił zbrojnych Królestwa były wówczas w stanie najlepszym od ponad wieku. Okazuje się, że dla Polaków względny dobrobyt to nie wszystko. Rosja wystąpienie Polski uznała za zdradę i czarną niewdzięczność. Elity rosyjskie nie mogły pojąć przyczyn takiej arogancji. Nawet Aleksander Puszkin wystąpił przeciwko podłej i zdradzieckiej Polsce. W Petersburgu dochodziło do pogromów ludności polskiej.

Przez pierwsze dwadzieścia lat po upadku Powstania Listopadowego trwały represje, ale po upokorzeniu w wojnie krymskiej, Rosja zmieniła – częściowo – nastawienie do Polski i Polaków. Nastąpiła „odwilż sewastopolska”. Umarł Mikołaj I oraz jego namiestnik Iwan Paskiewicz. Uruchomiono polski uniwersytet (Szkoła Główna), nastąpiła liberalizacja w wielu dziedzinach i pojawiła się nadzieja na stopniowe odzyskiwanie utraconych uprawnień. Niewdzięczni Polacy nie docenili jednak rosyjskich ustępstw; wzniecili kolejne powstanie. Tym razem Rosja postanowiła raz na zawsze rozprawić się ze zdradziecką Polską. Nastąpiła wzmożona rusyfikacja i unifikacja Królestwa z Cesarstwem. Petersburg – rozpatrując różne możliwe modele sprawowania władzy w podbitym kraju – wybrał model współpracy „elit centrum z elitami peryferii oraz współpracy elit centrum z ludem peryferii”. Arystokracja polska już wcześniej była w znacznej części przychylna Rosji, a polski lud, po uwłaszczeniu chłopów (marzec 1864 r.), stał się wręcz podporą caratu. Wrogiem, którego należało bezwzględnie zlikwidować, była liczna polska szlachta, a więc ta stosunkowo dobrze wykształcona i niezależna ekonomicznie społeczeństwa część społeczeństwa, która była w związku z tym – pierwsza w walce o niepodległość i demokrację. Ta klasa społeczna, w znacznym stopniu spauperyzowana w wyniku reformy uwłaszczeniowej Aleksandra II, w dużej mierze – po latach – przekształciła się w warstwę określaną mianem inteligencji. Imperium, czyli w przyjętym porównaniu „wzgardzony kochanek”, nie poprzestał na pozbawieniu szlachty majątku. Ustanowił takie prawa w Królestwie Polskim, które prowadziły do pozbawienia kraju ludzi wykształconych, a więc niezbędnych dla funkcjonowania niepodległego państwa. Mechanizm działań polegał na ograniczeniu możliwości uzyskania matury, a tylko ukończenie państwowego rosyjskiego gimnazjum dawało prawo wstąpienia na wyższą uczelnię. Ograniczono liczbę takich gimnazjów do jednego w guberni (Warszawa była wyjątkiem). Tym samym liczba Polaków mogących studiować została drastycznie ograniczona. Rosja od końca XIX w. całkowicie świadomie dążyła do uczynienia z Polaków warstwy „niższej”, czemu służyło wspieranie szkół rzemieślniczych i rolniczych (czyż nie przypomina to postępowania hitlerowców?). Elitą społeczeństwa mieli być Rosjanie, a Polacy mieli im jedynie służyć. Rosjanie zapatrzeni byli we Francuzów i Anglików, toteż na podobieństwo ich kolonii chcieli urządzić „Przywiślański Kraj”, a Polaków sprowadzić do roli nadwiślańskich Murzynów. Wszyscy kolejni rosyjscy carowie (po Aleksandrze Pierwszym), z całą konsekwencją i determinacją dążyli do zrealizowania naszkicowanego tu modelu postępowania. W XX w. Piotr Struve – wybitny liberalno-prawicowy polityk rosyjski – doradzał władzom, aby w stosunku do Polski zastosować nieco inny model. Uważał, że Rosja powinna poziomem rozwoju, gospodarką i kulturą imponować i w ten sposób przyciągać do nowej Rosji, którą nazwał „większą Rosją”. Kultura rosyjska i język rosyjski miały być wehikułem ponadetnicznej tożsamości „większej Rosji”(Nowak Andrzej, Metamorfozy Imperium Rosyjskiego 1721-1921, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018, s. 329,). Były to marzenia rosyjskich liberałów, ale Rosja nie miała (i nie ma?) podstaw żeby imponować. Wspomniany już Siergiej Witte w swoim pamiętniku napisał, m. in. (s. 267): „Co stworzyło Cesarstwo Rosyjskie, zmieniając moskiewską półazjatycką monarchię w najbardziej wpływowe, w najbardziej dominujące, wielkie europejskie mocarstwo? Tylko siła bagnetu armii”. Ta ocena, ocena jednego z najzdolniejszych rosyjskich polityków – moim zdaniem – jest aktualna do dnia dzisiejszego. Chyba nie jest przypadkiem, że absurdalne zarzuty prezydenta Putina w stosunku do Polski zbiegły się w czasie z obwieszczeniem światu, że Rosja jest w posiadaniu supersonicznych rakiet „Awangard”, przed którymi żadne państwo nie ma środków obrony. To ten współczesny „bagnet” rosyjskiej armii, o którym przed wiekiem pisał Siergiej Witte.

Jednoczesna klęska wszystkich trzech zaborców Polski sprawiła, że odzyskanie niepodległości było nie tylko możliwe, ale stało się faktem. Pomimo wielkich słów, m. in. o prawie narodów do samostanowienia, bolszewicka Rosja granice byłego Imperium Romanowów uznawała za święte. Równolegle z walką z „białymi”, Rosja Sowiecka wszelkimi sposobami dążyła do powrotu do przedwojennych granic (np. w Królestwie Polskim na Prośnie w okolicy Kalisza). W tym marszu natknęła się na Wojsko Polskie. W wyniku okrutnej, krwawej wojny i zmiennych jej losów, Armia Czerwona została upokorzona. Rosja musiała podpisać z Polską pokój w Rydze. Jak bardzo akt ten uwierał dumę „niezwyciężonej Armii Czerwonej” świadczy fakt fizycznego usunięcia po II wojnie światowej Pałacu Czarnogłowców w Rydze, gdzie pokój ten był podpisany.

Przy pierwszej nadarzającej się okazji, Sowieci zawarli pakt ze Stalinem, a celem był powrót do granic sprzed rewolucji. W Polsce, wg ustaleń z 23 sierpnia 1939 r., granica niemiecko-sowiecka miała przebiegać, m. in. wzdłuż Wisły, czyli np. Warszawa miała być podzielona na Pragę należącą do ZSRR oraz Warszawę lewobrzeżną należącą do Rzeszy Niemieckiej. Ten sam pakt oddawał ZSRR państwa bałtyckie i Besarabię, a więc także terytoria carskiej Rosji. Pozostawiał również wolną rękę w Finlandii, która wcześnie należała do Rosyjskiego Imperium. Zaatakowani przez potężną Armię Czerwoną, Finowie bronili ojczyzny od 30 listopada 1939 r. do 13 marca 1940 r., zadając najeźdźcom ogromne straty. Sowieckie siły zbrojne zostały nie tylko upokorzone, ale wręcz ośmieszone przed całym światem. W tym miejscu należy przypomnieć równie kompromitujące działania carskiej armii w wojnie z Japonią w okresie od 8 lutego 1904 do 5 września 1905 r. Wojna sprowokowana zaborczą i agresywną polityką Rosji na Dalekim Wschodzie, zakończyła się kompromitującą klęską, gigantycznymi kosztami, obniżeniem poziomu życia, rewolucją 1905 r., a w konsekwencji rewolucją bolszewicką (1917 r.), upadkiem caratu i upokarzającym pokojem w Brześciu (3 marca 1918).

Pod koniec 2019 r. prezydent Rosji Władimir Putin – w kilku publicznych wystąpieniach – oskarżył Polskę o wywołanie II wojny światowej. W tym miejscu przypomina mi się książka Piotra Zychowicza, „Pakt Ribbentrop-Beck, czyli jak Polacy mogli u boku III Rzeszy pokonać Związek Radziecki” (Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2012).

Polacy „a priori„ odrzucili możliwość współpracy z III Rzeszą Hitlera. W tym względzie postawa Polaków była i jest jednoznaczna. Wobec faktu, iż Moskwa aktualnie przygotowuje swoją wersję II wojny światowej, warto – moim zdaniem - zastanowić się przez chwilę nad alternatywną wersją przedstawioną przez Piotra Zychowicza: Uzbrojone i wyposażone przez Niemców bitne i dobrze wyszkolone Wojsko Polskie (ok. 100 dywizji), być może byłoby na jesieni 1941 r., gdy pod Moskwą decydowały się losy stalinowskiego imperium, tym języczkiem u wagi, który zmieniłby historię. Prezydent Putin jakoś nie chce zauważyć, że odrzucenie przez Polskę (na wiosnę 1939 r.) sojuszu z Hitlerem, być może uratowało istnienie sowieckiego państwa. Prezydent Putin, tak jak wcześniej Mikołaj I, Aleksander II, Aleksander III oraz Mikołaj II, ciągle marzy o miłości Polaków do moskiewskiego imperium, czego nie osiągnięto nawet w czasach PRL-u, wpisując to do ówczesnej konstytucji i wprowadzając do roty żołnierskiej przysięgi.

Wnioskiem ogólniejszej natury jest obserwowany fakt braku w Rosji (i nie tylko) ideologii spajającej społeczeństwo. Religię obrzydzono, a komunizm, który otumanił masy – umarł. W wieloetnicznej i wielokulturowej Rosji nie ma niczego, co mogłoby obecnie spajać rosyjskie społeczeństwo. Lud, szczególnie lud rosyjski, pragnie w coś wierzyć. Moim zdaniem – obserwujemy właśnie próbę wykreowania „historii Rosji” na rodzaj ogólnopaństwowej, narodowej wartości („religii”). Jest to swoista próba sakralizacji historii. Ta „święta” rosyjska historia musi być oczywiście niepokalana i wspaniała, a jej punktem kulminacyjnym ma być wiekopomne zwycięstwo nad hitlerowską III Rzeszą. Symbolicznie: zwycięstwo dobra nad złem, przy czym tym dobrem jest (był ) Związek Radziecki ze swoim generalissimusem Józefem Stalinem. Nikt nie neguje faktu zdobycia przez krasnoarmiejców Berlina i zadania przez nich śmiertelnego ciosu hitlerowskiej bestii. Warto jednak mieć w pamięci nieprawdopodobne szafowanie krwią swoich żołnierzy przez dowódców. Niejaki Borys Sokołow („Prawdy i mity Wielkiej Wojny Ojczyźnianej 1941-1945”, Wyd. WINGERT, Kraków 2013, s. 36) podał, że w wojnie z Niemcami łączne straty sowieckich sił zbrojnych wyniosły 26,4 miliona ludzi (zabitych i zmarłych, łącznie ze zmarłymi w niewoli), a niemieckie 2,6 miliona. Ocenia się, że w latach 1941-1945 na froncie wschodnim Niemcy wzięli do niewoli 5,7 miliona żołnierzy Armii Czerwonej, z czego prawie milion przeszło na służbę niemiecką (Hilfswillige). Utworzono z nich m. in.: 14. (ukraińską) Dywizję Grenadierów SS, 29. Dywizję Grenadierów SS oraz 30. Dywizję Grenadierów SS, 15. Kozacki Korpus Kawalerii SS, 1. Tatarską Brygadę Górską SS. Do tego należy doliczyć kolaboracyjną Rosyjską Armię Wyzwoleńczą (ROA), która dysponowała nawet własnym lotnictwem. Trzeba też przypomnieć, że część byłych żołnierzy Armii Czerwonej, którzy przeszli na stronę niemiecką, brała udział w tłumieniu Powstania Warszawskiego, gdzie wsławili się wyjątkowym okrucieństwem.

Siły zbrojne ZSRR cofając się od 22 czerwca 1941 r., dotarły do przedmieść Moskwy i Leningradu. Ciężka zima 1941/42, a przede wszystkim gigantyczna pomoc Zachodu (Lend-Lease) uratowały państwo Stalina od katastrofy. Alianci dostarczyli do ZSRR, m. in. 20 milionów par butów, ponad 400 tys. ciężarówek, setki tysięcy ton żywności (słynne „tuszonki”), 628,4 tys. ton benzyny lotniczej, 2 tys. lokomotyw, 11 tys. wagonów kolejowych, 600 tys. ton prochu i materiałów wybuchowych itd., itd., itd.

Każda rocznica zwycięstwa nad III Rzeszą jest wielką państwową, ale także ludyczną uroczystością, świętowaną hucznie od Bugu do Władywostoku. W tej okoliczności przypominanie o wojskowej współpracy i militarnym sojuszu Stalina z Hitlerem, jest grzechem śmiertelnym, tym bardziej, że większość „ludzi radzieckich” nigdy o tym nie słyszała. Stąd – moim zdaniem – próba przerzucenia tego wstydu na Polskę. Problem jednak w tym, że już 30 grudnia 2019 r. rząd niemiecki wydał oświadczenie, w którym przyznał, że Niemcy wspólnie ze Związkiem Sowieckim napadły na Polskę, rozpoczynając tym samym II wojnę światową.

W nowej, „świętej” rosyjskiej historii nie może istnieć współpraca z hitlerowcami, nie może istnieć podbijanie i zniewalanie sąsiednich narodów, głód na Ukrainie, GUŁAG-i, stalinowskie czystki i wymordowanie milionów współobywateli. Historia Rosji jest święta i każdy, kto uważa inaczej, jest bluźniercą. Prezydent Putin tworzy właśnie swoje „dziesięć przykazań” nowej, narodowej religii. Pierwsza prawda objawiona przez prezydenta, to: nie pakt Ribbentrop – Mołotow był bezpośrednim impulsem do wybuchu najkrwawszej wojny w dziejach, ale knowania wiarołomnych Polaków. W Rosji od wieków istnieje taka narracja w stosunku do naszego narodu, co stanowi tam – niestety – podatny grunt dla podobnych teorii.

Każdy z PT. Czytelników z łatwością dopisze kolejne przykazania nowej religii naszego wielkiego sąsiada. Przyglądajmy się uważnie temu, co dzieje się w Rosji, bo – być może – jest to początek czegoś groźnego! Na razie jest to tylko śmieszne!

Wróć