Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Co nam zostało z tych lat...

03-04-2019 22:12 | Autor: Maciej Petruczenko
Odejście Dariusza Sitterle z funkcji naczelnika wydziału kultury w ursynowskim urzędzie dzielnicy to zamknięcie istotnego rozdziału w galerii menedżerów, którzy wywarli wpływ na rozwój największego skupiska inteligencji w powojennej historii Polski – bo taką wizytówkę nosi Ursynów, kiedyś tylko megaosiedle pozostające wiecznie w budowie, a dziś osobna jednostka w podziale terytorialnym Warszawy.

Sitterle, znany też wielu warszawiakom jako konferansjer imprez kulturalnych, był wcześniej dyrektorem Domu Sztuki, legendarnej placówki Ursynowa, w której kiedyś ukształtował się zespół pieśni tańca Jaromiry, a potem powstało kultowe kino pod kierownictwem Andrzeja Bukowieckiego i Teatr Za Daleki pod skrzydłami niezapomnianego Zbigniewa Zapasiewicza. Jako mieszkaniec Ursynowa od zarania tego blokowiska, budowanego w jego północnej części z wielkiej płyty, miałem do przejścia raptem 100 metrów, by właśnie w Domu Sztuki nasycić się kulturą z najwyższej półki i długo nie mogłem się nadziwić, że tuż obok tej sympatycznej placówki funkcjonuje w blaszaku typowo „socjalistyczna”, prymitywna do obrzydliwości knajpa – „Ursynowska”, o której lepiej nie pamiętać.

Pamięci godna jest natomiast Urszula Janowska, która była pierwszym dyrektorem DSz, rozkręcając działalność z udziałem samych sław krajowego świata artystycznego, by z czasem mieć całkiem inną satysfakcję, bo rodzinne zasługi na niwie kultury położył również jej syn – niezwykle lubiany piosenkarz i showman Robert Janowski, skądinąd absolwent pierwszej wyższej uczelni na Ursynowie – Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.

Wspomniany Andrzej Bukowiecki, dziś już dyrektor Domu Sztuki, wciąż pozostającego w obrębie wielkiej spółdzielni mieszkaniowej Jary, jest bodaj najstarszym pod względem stażowym menedżerem w dzielnicy, pamiętającym czasy, gdy dopiero zaczęto kopać tunel pod przyszłe metro. Nastał na Ursynowie w 1984 roku – wraz z Domem Sztuki, z którym jest zrośnięty niczym syjamski bliźniak. To dzięki Andrzejowi mogliśmy oglądać na Wiolinowej najznakomitsze filmy z całego świata, opatrywane fachowymi komentarzami i uczestniczyć w porywających dyskusjach klubu filmowego. To on sprowadzał w skromne progi DSz największe gwiazdy kina, będąc zawsze sympatycznym gospodarzem. Za jego sprawą pojawił się tam znany z telewizji uroczy gawędziarz Stanisław Janicki i prowadzony przezeń cykl „W starym kinie”. Andrzejowi też redakcja „Passy” (a wcześniej „Pasma”) zawdzięcza liczne recenzje, pisane zawsze nienaganną polszczyzną. Bo Andrzej, podobnie jak jego śp. ojciec Leon Bukowiecki, to w świecie filmowców polskich niekwestionowany autorytet.

W swoim czasie – wraz z ówczesnym dyrektorem Domu Sztuki Zygmuntem Górczyńskim – udzielał wsparcia Ursynowsko-Natolińskiemu Towarzystwu Społeczno-Kulturalnemu, kierowanemu przez śp. Jerzego Machaja. A swoją drogą, kto jeszcze pamięta o UNTSK, które zaczęło działa równocześnie z Domem Sztuki, mając w swoich szeregach między innymi Zofię Borzyszkowską, Stanisława Nelkena, Zdzisława Florscha, Janusza Połcia, a przede wszystkim niezastąpionego animatora kultury, dziennikarza i jednocześnie strażnika poprawnej polszczyzny – Andrzeja Ibisa-Wróblewskiego, który nosił w ciele ślady ran z Powstania Warszawskiego, a w duszy miał iskrę społecznika. Właśnie Ibis – pod egidą UNTSK – zainicjował w Domu Sztuki konkursy recytatorskie, załatwił też sprowadzenie na Ursynów pierwszego fortepianu koncertowego, który stanął w Domu Kultury Imielin. No i – last but not least – poprzez dżentelmeńską umowę z dyrektorem Sławomirem Pietrasem sprowadzał nam pod nos najznakomitszych artystów Teatru Wielkiego. Na dodatek zaś sprowadził młodszego kolegę po fachu – Marka Przybylika (dziś komentatora w „Szkle kontaktowym” TVN) – i wespół w zespół ci dwaj redaktorzy „Życia Warszawy” założyli pierwszą wtedy w Polsce gazetę sublokalną – wspomniany tygodnik „Pasmo”, które Ibis osobiście polecał ursynowianom, wystając jako słup reklamowy przed Megasamem. Pozostały po Wróblewskim dobre wspomnienia i małżonka Elżbieta Wojnowska, pieśniarka wciąż utrzymująca wysoką formę wokalną, czego dała dowód kilka lat temu na festiwalu w Opolu.

Co do UNTSK warto natomiast przypomnieć, iż ta organizacja bardzo pomogła Ursynowowi w wybiciu się na administracyjną samodzielność i w okresie 1994-2002 obecna dzielnica była osobną gminą, co oznaczało samorządność i niezależność budżetową. Jak widać, nie brakowało na Ursynowie entuzjastów postępu, a nieodżałowany Ibis doprowadził nawet wraz z siecią Porion do powstania w tutejszym zaścianku pierwszej w Polsce telewizji kablowej Ursynat, w której spikerkami były Barbara Mąkosa-Stępkowska i początkująca aktorka Jolanta Pieńkowska, późniejsza gwiazda TVP i TVN.

Myślę, że te wszystkie zasługi pionierów Ursynowa warto będzie podkreślić podczas uroczystości otwierania głównego Domu Kultury w dzielnicy, który w moim przekonaniu powinien nosić imię Andrzeja Ibisa-Wróblewskiego. Jak ukształtuje się profil tej dopiero budowanej placówki, na razie nie wiemy. Pewnie dużo do powiedzenia w tej sprawie będzie miał nowy naczelnik wydziału kultury, następca Dariusza Sitterlego. Wydaje się, że w większym stopniu powinno się wykorzystywać na własnym podwórku mieszkających na Ursynowie, często bardzo sławnych artystów. Możemy bowiem być z nich tak samo dumni, jak z wybitnego przedstawiciela sportu, dwukrotnego mistrza olimpijskiego w pchnięciu kulą Tomasza Majewskiego. Bardzo jestem zatem ciekaw, co zaproponuje nam ratusz w nowym rozdaniu na niwie kultury.

Wróć