Pytam kumpla, który mieszka pod Warszawą,
Czy jest gotów poprzeć ze mną protest w Sejmie
Przeciw władzy, która jawnie łamie prawo?
A on na to: Przecież mnie to nie obejmie.
Drugi kumpel wpadł wieczorem na kolację,
Więc go pytam, czy jest gotów protestować
Przeciw władzy, która psuje demokrację?
Wstał od stołu i pożegnał się bez słowa.
Przyjaciela, który ze mną zdał maturę,
Też wezwałem, żeby poparł protest w Łodzi,
Przeciw władzy co wprowadza dyktaturę.
A on na to: Co to wszystko mnie obchodzi?
Przyjdź na wiec – prosiłem kumpla spod Sieradza,
Przeciw władzy, która łże na każdym kroku,
Co nas z Unii konsekwentnie wyprowadza.
Machnął ręką. Ja tam wolę święty spokój.
Dołącz do nas – ślę kumplowi list pod Radzyń
Przeciw władzy, co chce trzymać nas na smyczy,
Zmienia ustrój i trójpodział znosi władzy.
On odpisał: Ale mnie to nie dotyczy.
Dwóch młodzieńców, których znałem z Iwonicza,
Zachęcałem okrzykami: Chodźcie z nami!
Przeciw władzy, która wolność ogranicza.
Odwrócili się, wzruszając ramionami.
Cóż ode mnie mógł usłyszeć kumpel w Spale?
Nie bądź bierny, broń wartości, zbudź się, chłopie!
Zaprotestuj przeciw zmianom w trybunale.
A on na to: Teraz jestem na urlopie.
Namawiałem do oporu panią Łucję,
Ciocię Zosię i bratanka panny Krysi,
Przeciw władzy, która gwałci Konstytucję.
Usłyszałem: Mam to w nosie. Mnie to wisi.
Stąd u władzy ta bezkarność, taki tupet,
Niszcząc sądy, kpi, że dba o nasze dobro.
Lecz za rok, gdy każdy z was dostanie w dupę,
Zrozumiecie czym to grozi, kim jest Ziobro.
Zechcesz mediom wytknąć powrót do cenzury,
To cię zaraz przywołają do porządku.
Znajdą haki. Dyspozycje przyjdą z góry.
Sąd cię skaże. I pozbawią cię majątku.
Gdy oburzysz się, że znowu gaz podrożał,
Politykom fałsz zarzucisz prosto w oczy.
To wystarczą dyrektywy z Żoliborza.
Przegrasz sprawę. I już więcej nie podskoczysz.
Twoja firma może podpaść ważnej pani,
Ta doniesie, że machlojki robisz z VAT-em.
Pan minister wezwie sędziów na dywanik.
Zniszczą firmę. I zasądzą konfiskatę.
I tak każdy, chociaż nie jest w ciemię bity,
I krytyczne w polemice waży słowa,
Ma się bać, gdy adwersarzem jest polityk.
Delikwenta można śmiało zapuszkować.
A co zrobi zwykły student, skromny fryzjer,
Gdy miał pecha, bo pan poseł gnał do żony
I przez niego w centrum miasta miał kolizję?
Co go czeka? Wyrok z góry przesądzony.
Niby można się odwołać, zgodnie z prawem,
Nie ma szans, by dalej żywot wieść beztroski.
Najpierw zmienią prowadzących sporną sprawę,
Potem cały odwołają skład sędziowski.
Mądry Polak… Czas już ocknąć się po szoku!
Czy znów z ręką obudzimy się w nocniku?
A kto milczał? Kto pozwalał? Kto stał z boku?
Kto popierał? Kto tych wybrał polityków?
Zamach stanu? Jeszcze tylko brak nam swastyk.
A my tylko złorzeczymy, narzekamy.
A gdzie byliście w piętnastym, w siedemnastym?
Więc nie dziwcie się, że mamy to co mamy.
© MKWD (Muzyczny Kabaret Wojtka Dąbrowskiego)
Także na Facebooku