Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Co dla was wynika, gdy redaktor – wtyka...

28-06-2023 21:22 | Autor: Maciej Petruczenko
W tych dniach dowiadujemy się, że prominentni przedstawiciele władzy państwowej po cichu proponują szefom niektórych wolnych mediów, by zgodzili się na wejście do ich zespołu nasłanych przez tę władzę redaktorów będących jej wtykami, czyli pilnujących, by rządząca ekipa nie była krytykowana, lecz chwalona. O takiej propozycji wspomniał między innymi naczelny Wirtualnej Polski. Od razu muszę zapytać Czytelników na wszelką okoliczność: co dla was wynika, gdy redaktor-wtyka?

W tej sytuacji zaraz mi się przypomina mistrz Antoni Słonimski, jeden z najmądrzejszych i najdowcipniejszych Polaków o żydowskich korzeniach, który – przyznam od razu – był dla mnie pisarskim wzorem, a jeśli chodzi poglądy polityczne łączył absolutny racjonalizm z twardym kręgosłupem urodzonego człowieka wolności. To on właśnie, jeszcze w latach dwudziestych ubiegłego wieku, gdy już panował w Polsce coraz bardziej rozprzestrzeniający się antysemityzm, zauważył ironicznie w jednym ze swych felietonów, że tak się już porobiło, iż każde, choćby najbardziej uzasadnione skrytykowanie polskiego Żyda określa się od razu jako postawę antysemicką. Sam potrafił smagać biczem satyry z niesłychaną maestrią, a jednocześnie nie chciał pozostawać pachołkiem jakiegokolwiek establishmentu.

I właśnie dlatego w roku 1964 podpisał się pod skierowanym na ręce premiera Józefa Cyrankiewicza protestem w sprawie narastających ograniczeń wolnych mediów. Tekst tzw. Listu 34 do ówczesnego szefa rządu był krótki, lecz bardzo treściwy:

„Ograniczenia przydziału papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie cenzury prasowej stwarza sytuację zagrażającą rozwojowi kultury narodowej. Niżej podpisani, uznając istnienie opinii publicznej, prawa do krytyki, swobodnej dyskusji i rzetelnej informacji za konieczny element postępu, powodowani troską obywatelską, domagają się zmiany polskiej polityki kulturalnej w duchu praw zagwarantowanych przez konstytucję państwa polskiego i zgodnych z dobrem narodu”.

List ten faktycznie sam napisał i osobiście złożył Słonimski w Urzędzie Rady Ministrów. Obok Antoniego podpisali się pod nim między innymi pisarze Jerzy Andrzejewski, Paweł Jasienica, Maria Dąbrowska, Stanisław Cat-Mackiewicz, Melchior Wańkowicz i Stanisław Dygat. Reakcja komunistycznych władz była dosyć gwałtowna, a cieszącego się ogromną popularnością Wańkowicza skazano nawet w szemranym procesie na trzy lata więzienia, ostatecznie rezygnując z wykonania kary z obawy przed krytyką ze strony demokratycznego Zachodu.

Dziś historia jakby zaczyna zataczać koło. Propozycja przyjęcia do firmy redaktora-wtyki przypomina ponure nomenklaturowe czasy. Co tu jednak kryć, że jest inaczej, skoro pod obecnymi rządami powstała już nomenklatura w nowej wersji, obejmująca przecież nie tylko media, które w wersji prasowej zostały w dużej części wtłoczone we współczesną wersję RSW Prasa po wykupieniu dużych gazet regionalnych przez Orlen. Prasę lokalną stłamszono poprzez zarządzanie (i finansowanie) centralne. Na szczęście tygodnik „Passa”, który utworzyliśmy 23 lata temu, wciąż pozostaje naszą absolutnie niezależną, prywatną inicjatywą, nie zawsze kochaną przez każdorazową polityczną opozycję. Nawet wtedy, gdy jej się sprzyja.

A wracając do kwestii ewentualnego redaktora-wtyki, dobrze byłoby porównać dzisiejszą sytuację z tamtą, z 1964 roku, gdy politykiem numer jeden był Władysław Gomułka, a premier Cyrankiewicz bardziej lubił się bawić niż rządzić. Obecnie wszelkie protesty na szczeblu rządowym należałoby kierować wszelako nie do premiera Mateusza Morawieckiego, lecz do świeżo powołanego na jego nominalnego zastępcę – Jarosława Kaczyńskiego. Czy jednak ktokolwiek się łudzi, że nazywany nieoficjalnie prezesem Polski człowiek, tworzący dwuosobową rodzinę z kotem, przejąłby się protestem intelektualistów w jakimkolwiek stopniu?

No cóż, Jarosław Mądry nie przejmuje się losem polskich kobiet, więc tym bardziej nie musi obchodzić go los wolnych mediów, które nawet przy proweniencji amerykańskiej nie cieszą się sympatią krajowych władz, preferujących te dzienniki, tygodniki, stacje tv i portale internetowe, które ścielą się do stóp i z wielką chęcią łykają państwowe dożywienie. Przejęcie wszelkich agend na szczeblu państwa przez jedną siłę polityczną sprawia, że dziś obywatel nie może mieć zaufania ani do komisji wyborczej, ani do prokuratury, ani do sądów. Z wymiaru sprawiedliwości niejaki Zbigniew Z. uczynił w ogromnym stopniu karykaturę, a uczciwych sędziów od razu usuwa na aut.

Trudno się zatem dziwić, że redaktorzy naczelni zarówno największych polskich mediów, jak i mediów pomniejszych ogłosili oświadczenie, deklarując przywiązanie i poparcie dla podstawowych zasad dziennikarskich, takich jak obiektywizm, rzetelność, uczciwość i niezależność. „Razem będziemy walczyć o utrzymanie wolnych i niezależnych mediów jako fundamentu demokratycznego społeczeństwa, chroniąc prawo obywateli do dostępu do wiarygodnych informacji” – można przeczytać w oświadczeniu, pod którym podpisany jest m. in. Paweł Wołosik, redaktor naczelny wychodzącego od 1921 roku „Przeglądu Sportowego”, gazety, w której stopce widnieję jako „honorowy redaktor naczelny”, będąc jednocześnie od początku naczelnym „Passy”.

Nomenklatura plus cenzura – to po prostu ponura wizja ewentualnego zawładnięcia Polską. Choć szczerze mówiąc, wydaje mi się, że nawet związani z obecną stroną rządową politycy pójdą w końcu po rozum do głowy i nie przyłożą ręki zarówno do ostatecznego zdemolowania w Polsce demokracji, jak i do ewentualnego wyprowadzenia nas z Unii Europejskiej, którą Jarosław Kaczyński traktuje już w swoich wypowiedziach jak wroga.

I pomyśleć tylko, że sam Jan Paweł II zachęcał, żebyśmy do Unii wstąpili...

Wróć