Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Co dalej z pandemią koronawirusa?

27-05-2020 22:04 | Autor: Bogusław Lasocki
Słowo „wypłaszcza” od końcowych dni kwietnia jest jednym z częściej pojawiających się określeń stanu epidemii w Polsce, wykorzystywanych przez przedstawicieli władz. Na przełomie kwietnia i maja dosyć gwałtowny przyrost zachorowań na COVID-19 jakimś cudem się zmniejszył, ukazując w nawet skłonność do zmniejszania. Jednak w dni poprzedzające nieaktualny już, pierwotny termin wyborów, głoszone 'wypłaszczenie" zachorowań zaczęło stawać się znów jakby mniej płaskie.

Patrząc okiem statystyka

Jedna za znanych prawd głosi, że liczby nie kłamią, a jeśli ktoś kłamie, to tylko ludzie. Tak również jest ze statystykami. Traktowane jako zestawienia danych i odpowiadających im wykresów ze swoimi fluktuacjami, są często trudno zrozumiałe dla zwykłych śmiertelników. Dlatego też pokazując odpowiednie cyfry, a zwłaszcza mówiąc tylko o nich, można głosić różne tezy, odpowiadające własnym umiejętnościom interpretacyjnym, a niekiedy również potrzebom.

Niewątpliwym faktem jest, że początkowo gwałtowny przyrost zachorowań, trochę się uspokoił. Ale czy to oznacza, że jest już dobrze? Dla nikogo nie ulega wątpliwości, że udało się rozciągnąć w czasie wielkie przyrosty zachorowań, którym by nie podołała nasza służba zdrowia. Największe obostrzenia i ograniczenia trwały raptem cztery dni, jednak konieczność zamknięcia jednostek edukacyjnych, ograniczenia komunikacyjne i przejście na quasi tele-pracę (z wydajnością i efektywnością znacząco niższą niż w trybie dotychczasowym), nie mówiąc o relatywnie drobniejszych ograniczeniach, wyraźnie zaczęła oddziaływać na gospodarkę kraju. Przy okazji dało się zauważyć, że śmiertelność w Polsce jest stosunkowo niewielka, a większość potwierdzonych zachorowań ma przebieg stosunkowo lekki. Stąd zapewne pomysł wybrania mniejszego zła i stopniowe przywracanie dotychczasowych warunków egzystencji, no i oczywiście pracy.

Jednak w całej tej sytuacji wskaźniki covidowe zachowują się specyficznie. Patrząc na wykresy dzienne i liczby zrealizowanych testów oraz osób zakażonych, utworzone w oparciu o dane opublikowane przez Ministerstwo Zdrowia, widać wyraźnie bardzo silny związek dodatni pomiędzy liczbą testów i wyników pozytywnych, czyli nowych zakażeń. Równocześnie zwraca uwagę specyficzna cykliczność minimów i maksimów w maju.

Najmniej nowych przypadków zachorowań wykazano przed dniami wolnymi od pracy – w soboty (początek długiego weekendu), 9.V., 16.V. i 23.V. Z kolei najmniejsze ilości wyzdrowień wypadają w poniedziałki (w maju : 4, 11, 18 i 25). Oczywiście nie wynika stąd, że wirus atakuje cyklicznie i w wybrane dni, ale pokazuje, że to służba zdrowia jest jednak podporządkowana tygodniowym cyklom administracyjnym. Co stąd wynika? Że na pokazywane wartości dotyczące przebiegu COVID-19 trzeba patrzeć z pewnym dystansem. Najistotniejszym problemem jest fakt powiększania się liczby wykazanych zachorowań w miarę powiększania liczby zrobionych testów. Wskazuje to, że nadal realizuje się testów za mało, by umożliwić ocenę prawdziwego zasięgu epidemii w Polsce.

Patrząc okiem ekspertów medycznych

Na niejasną sytuację obrazu rozwoju epidemii w Polsce zwracają uwagę specjaliści i eksperci z pierwszej linii frontu walki z wirusem SARS-CoV-2.

Andrzej Sośnierz – były dyrektor Śląskiej Regionalnej Kasy Chorych i prezes Narodowego Funduszu Zdrowia, a obecnie poseł – twierdzi, że tak naprawdę liczby zachorowań nie znamy. Podczas rozmowy w TOK FM w dniu 20 maja Sośnierz stwierdził, że prawdziwa liczba zakażeń koronawirusem w Polsce jest przed nami ukryta. Przypadków jest wielokrotnie więcej, niż wskazują liczby podawane w oficjalnych statystykach – "co najmniej 100 tys. zakażonych, a nawet więcej" . – Nie wiemy, na jakim etapie epidemii jesteśmy. Krzywa zachorowań została zniekształcona, bo natknęliśmy się na barierę możliwości testowania i wykrywania wszystkich zakażeń. Nadal nie mamy wystarczająco wydolnej struktury laboratoryjnej. W Polsce powinno przeprowadzać się dziennie około 80 tys. testów na koronawirusa. Prawdziwa liczba zakażeń jest przed nami ukryta. To się okaże, jak w przyszłości będziemy przeprowadzali testy immunologiczne. W zbiorowościach, które się bada skrupulatnie, wykrywalność jest rzędu 15-20 proc., tak jest w niektórych populacjach górników. To pokazuje, jak naprawdę ten wirus się rozsiał – mówił w TOK FM Andrzej Sośnierz.

Z kolei dr Paweł Grzesiowski, znany immunolog i specjalista w dziedzinie profilaktyki zakażeń uważa, że zmarłych z powodu COVID-19 jest w Polsce nawet trzy razy więcej, niż wynika to z oficjalnych danych. Podczas rozmowy w Faktach TVN dr Grzesiowski wyliczył, że możemy mieć około miliona zachorowań. Większość wciąż pozostaje niewykryta.

Nie wyłapujemy bardzo dużej liczby osób, które zmarły przed wykonaniem testu lub też przed śmiercią ktoś nie pomyślał o chorobie COVID-19. Dlatego wydaje się, że liczba zgonów jest co najmniej trzykrotnie zaniżona.To by znaczyło, że mamy w rzeczywistości może około miliona przypadków w Polsce – powiedział dr Grzesiowski w Faktach TVN.

Również prof. Krzysztof Simon, dolnośląski konsultant wojewódzki do spraw chorób zakaźnych, krytycznie patrzy na nadmierny optymizm dotyczący uspokajania się epidemii w Polsce. W rozmowie z dziennikarzem TVN24 zwrócił uwagę, że z części restrykcji będzie można zrezygnować, jeśli pojawi się szczepionka przeciw COVID-19 lub skuteczne leczenie. Ani jednego, ani drugiego jeszcze nie mamy. Równocześnie dużym problemem są chorzy bez objawów. Gdy niedawno rozpoczęto przesiewowo testować jedną grupę zawodową – górników, wyniki badań pokazały, że duża część z nich jest zarażona koronawirusem, mimo że nie wykazuje żadnych objawów.

– Te osoby bezobjawowe cały czas się poruszają w środowisku. Jest jeden plus: jak przebyły zakażenie, to już nie przetransmitują wirusa, jeśli wyzdrowieją. Minus jest taki, że te osoby wchodzą w coraz to nowe środowiska. Jeśli zaczną wchodzić w te wąskie środowiska, to tam nagle te ogniska wybuchają – tłumaczył profesor w rozmowie z dziennikarzem TVN24. Według prof. Simona, faktyczną liczbę zakażonych wirusem SARS-CoV-2 w Polsce poznamy dopiero po przemnożeniu zdiagnozowanych przypadków nawet przez 5, co wskazuje na rząd 100 tysięcy zachorowań istniejących obecnie, czyli liczbę, jaką wskazują inni eksperci.

Co dalej z epidemią

Paradoksalnie, minister Szumowski wyjaśnia, że obecnie problemem jest kilka ognisk zachorowań, w tym największe na Śląsku. – Jestem przekonany, że na koniec przyszłego tygodnia wszystkie województwa będą odnotowywały tendencję spadkową w epidemii – mówił podczas środowej konferencji prasowej minister Łukasz Szumowski. – To nie oznacza końca epidemii. Mogą się pojawiać nowe ogniska, dlatego ten dystans społeczny lub maseczka nadal będzie obowiązywać – doprecyzował minister. – Ogromna większość Polski ma tendencję spadkową w przebiegu epidemii. Mamy ogniska w kopalniach czy fabryce, ale to są już ogniska zamknięte – wyjaśniał minister Szumowski.

Podczas konferencji prasowej w środę 27 maja premier Mateusz Morawiecki, przedstawiając plan dalszego ograniczania obostrzeń, wyjaśniał: – To nie były łatwe dni. Postawiliśmy sobie jasne cele, łatwe do przedstawienia, ale trudne do zrealizowania. Ten cel polegał na tym, żeby nigdy nie brakło łóżek i respiratorów. Udało się to zrealizować. Nigdy nie musieliśmy dokonywać trudnych wyborów tak jak Włosi czy Hiszpanie. Zapanowaliśmy nad pandemią w sposób bardziej sprawny niż dużo bogatsze kraje świata .Na początku pandemii wybraliśmy metodę trudną. Jesteśmy teraz w innym położeniu. Polska służba zdrowia w krótkim czasie została przygotowana na pandemię. Możemy w związku z tym podejmować inne decyzje niż inne kraje – mówił premier Morawiecki. – Spłaszczenie krzywej zachorowań cały czas trwa. Udało się nam uniknąć najgorszych ciosów, które mogły na nas spaść. Ten koronawirus będzie z nami jednak nadal. Przy odpowiedniej dyscyplinie będziemy mogli wrócić do normalności gospodarczej szybko. Czerwiec i lipiec będą miesiącami powrotu do normalności. Zachowajmy jednak ostrożność. Walka wciąż trwa, nie chcemy zapłacić kolejnymi zachorowaniami czy zgonami – powiedział premier Mateusz Morawiecki.

Zmiany wprowadzone przez rząd

W związku z oceną zmniejszenia zagrożeń, premier Mateusz Morawiecki przedstawił plan ograniczenia obostrzeń związanych z epidemią COVID-19.

Od 30 maja:

- noszenie maseczek nie będzie obowiązkowe w przestrzeniach otwartych. Nadal będzie trzeba je nosić w przestrzeniach zamkniętych, gdzie nie można zachować odpowiedniego dystansu.

- zniesione będą limity osób w sklepach, restauracjach, kościołach. Obowiązuje zasada zachowania dystansu dwumetrowego

- organizowane będą mogły być koncerty plenerowe, ale do 150 osób. Obowiązuje na nich zasłanianie ust i nosa oraz utrzymanie dystansu dwóch metrów

- będzie można organizować zgromadzenia, ale do 150 osób z zachowaniem dystansu społecznego

- restauracje i bary hotelowe mogą być otwarte i serwować na sali posiłki gościom.

Od 6 czerwca:

- w hotelach mogą zacząć działać baseny, siłownie, kluby fitness.

- wracają kina, teatry, opery, balet oraz cyrki, ale decyzja o ich otwarciu należy do właścicieli. Pojemność widowni ograniczona jest do 50 proc. oraz obowiązkowe będzie noszenie maseczek

- otwarte ponownie będą siłownie, kluby fitness, baseny, sale zabaw i parki rozrywki. Obowiązywać w nich będzie zasada zachowania dystansu społecznego

- otwarte ponownie będą również sauny, salony masażu i tatuażu

- możliwa będzie także organizacja targów, wystaw i kongresów

- będzie można organizować wesela do 150 gości. Weselnicy nie muszą nosić maseczek.

Nadal zamknięte pozostają dyskoteki i kluby, gdyż mogą one stanowić ogniska zakażeń.

Równocześnie nadal należy zasłaniać usta oraz nos w autobusach i tramwajach, w sklepach, w kinach i teatrach, w salonach masażu i tatuażu, w kościołach i w urzędach. Ust i nosa nie trzeba zasłaniać w pracy, jeżeli pracodawca zapewni odpowiednie odległości między stanowiskami i spełni wymogi sanitarne. Maseczek nie trzeba mieć w restauracji i barach, ale dopiero po zajęciu miejsc przy stoliku.

Wróć