Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Cicho, bo przyjdzie Zdzicho...

21-11-2018 21:39 | Autor: Maciej Petruczenko
Gdy powstało Stowarzyszenie Mieszkańców Miasteczka Wilanów, nazwanych złośliwie przez zawistników – „lemingami”, jeden z nowo wprowadzonych miasteczkowiczów napisał na forum internetowym: nareszcie czuję się dobrze pośród podobnych mi ludzi, którzy muszą spłacać wysoki kredyt.

Jak wiadomo, widmo niespłaconego kredytu nie pozwala wielu Polakom, w tym warszawiakom, zasnąć po nocach, ale bodaj najmocniej uderzony finansowo został w ostatnim czasie miliarder Leszek Czarnecki, najbogatszy bankier kraju, właściciel Getin Banku i Idea Banku. Tygodnik „Wprost” umieścił go niedawno na 21. miejscu wśród najbogatszych Polaków stulecia niepodległości RP. Czarneckiemu jednak w końcu powinęła się noga i wielki majątek stopniał w okamgnieniu, choć nie można jeszcze powiedzieć, że Czarnecki przymiera głodem.

Z jednej strony wdał się on w nazbyt ryzykowne operacje, z drugiej zaś dotknęła go bezpośrednio polityka „dobrej zmiany”, czego skutki sam przedstawił opinii publicznej, nagrywając rozmowę z prezesem Komisji Nadzoru Finansowego, no a ten prezes powiedział mu szczerze, że jest pewien nieżyczliwy Leszkowi Zdzisław, który może doprowadzić do tego, że jeden z banków tego pierwszego może zostać wykupiony za symboliczną złotówkę. Generalnie biorąc chodzi o to, że brzydki prywaciarz Czarnecki może zostać po prostu znacjonalizowany i w dalszej perspektywie przeistoczyć się ze śpiącego na pieniądzach burżuja w zwykłego gołodupca. Nic dziwnego, że w Leszkowych bankach zaczęły się ustawiać długie kolejki wystraszonych depozytariuszy, pragnących jak najszybciej wycofać swoje wkłady, obawiając się, czy te pieniądze przypadkiem nie przepadną. Obecni władcy Rzeczypospolitej na szczęście zapewnili, że nikt z klientów Czarneckiego nie straci ani grosza i że nasz system finansowy gwarantuje to w całej rozciągłości. Tym sposobem ludowi pracującemu miast i wsi objawił się obecny kapitalizm z ludzką twarzą, w którym kapitalistom grozi się palcem, radząc po dobremu: cicho, bo przyjdzie Zdzicho, a szaremu obywatelowi przychodzi się natychmiast z pomocą.

Jeśli zaś chodzi o lemingów z Miasteczka Wilanów i okolic, to im na pewno można współczuć. Bynajmniej jednak nie dlatego, że być może nie zdołają spłacić swojego zadłużenia, ale z całkiem innego powodu. Otóż owo Stowarzyszenie Mieszkańców alarmuje, iż z powietrzem na tamtym terenie jest coraz gorzej i momentami aż strach wyprowadzać dziecko na spacer. Tyle tylko, że podobny problem ma faktycznie cała Warszawa, w której beztroscy wielkorządcy z kolejnych ekip ratusza pozwolili na zabudowanie kanałów napowietrzających miasto, a przecież nie tylko to wpływa niekorzystnie na aurę.

Zanim źli ludzie ukrzywdzili dobrego człowieka Czarneckiego, innym złym ludziom zachciało się zrobić kuku dwu znanym politykom – sławnemu przedstawicielowi Zjednoczonej Prawicy, wiceministrowi sprawiedliwości Patrykowi Jakiemu i niedawnemu burmistrzowi Ursynowa Piotrowi Guziałowi. Choć nie pochodzą oni akurat z tej samej politycznej bajki, to jednak w ostatnich wyborach samorządowych postanowili działać wespół w zespół, walcząc o fotele prezydenta i wiceprezydenta stolicy. Jeżeli walczyć, to nie indywidualnie, jeżeli walczyć, to tylko we dwóch – musieli sobie powiedzieć, kierując się poetycką mądrością śp. Jeremiego Przybory. No i pewnie udowodnili sobie samym, że we dwóch raźniej też ginąć, bo przerżnęli wybory z kretesem.

Z tym większym zainteresowaniem przeczytałem wywiad, jaki z Piotrem Guziałem, kiedyś członkiem i wielkim entuzjastą Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a potem zaciekłym wrogiem partyjniactwa, przeprowadziła dla tygodnika „Sieci” Aleksandra Jakubowska (bodaj ta sama, co ją zwano dawniej zwana lwicą lewicy). No i Piotr powiedział jej całkiem szczerze: „Łudziłem się, że Patryk Jaki w tej kampanii, pokazując, że jest ponad szyldem partyjnym, przekona do siebie wyborców niezdecydowanych”. Jak widać, Jaki nie przekonał warszawiaków, tak samo jak nikt nie zdoła przekonać Krystyny Pawłowicz, by pokochała Jurka Owsiaka. A Guział wyznał Jakubowskiej, że na sojusz z Jakim zdecydował się, gdy mające początkowo pewne szanse wyborcze ruchy miejskie „zamknęły się w sarkofagu własnych ambicji” i on tego sarkofagu już nie dał rady rozbić, daremnie nawołując, by zamiast rozdrobnienia na poszczególne ugrupowania, zjednoczyć siły pozapartyjne.

Jakubowska wytyka Guziałowi megalomaństwo w związku z jego wpisem na Facebooku: „Żegnam się z polityką w poczuciu spełnienia, od dziś proszę mówić o mnie historia Ursynowa, może i Warszawy”. Nie ulega jednak wątpliwości, że Piotr odegrał w tej historii pewną rolę, tkwiąc przez 21 lat w samorządzie, a już na pewno odniósł duży sukces polityczny, sprawiając wraz z Piotrem Machajem, że założone przez nich stowarzyszenie Nasz Ursynów zaczęło w pewnym momencie rozdawać karty w dzielnicy. W tym roku wszakże Guział przegrał i w skali ursynowskiej, i w ogólnowarszawskiej, a teraz pozostało mu tylko lizanie ran. Jak go znam, to na dłuższą metę nie wytrzyma jednak bez polityki, bowiem nie lubi być zepchnięty do roli outsidera.

Tymczasem Rafał Trzaskowski, który w wyborach prezydenckich znokautował Jakiego i Guziała chce teraz pokazać, że będzie dobrym włodarzem miasta. Nową funkcję ma ponoć sprawować w towarzystwie czterech wiceprezydentów – Renaty Kaznowskiej i Michała Olszewskiego, których przejmie od Hanny Gronkiewicz-Waltz, oraz dwu nuworyszów – Pawła Rabieja i Roberta Soszyńskiego, byłego burmistrza Mokotowa. Czas pokaże, czy to kolejne rozdanie Platformy Obywatelskiej (w sojuszu z Nowoczesną i Inicjatywą Polską)się sprawdzi. Na razie można się tylko spodziewać, że sport warszawski dostanie ofensywnego kopa, skoro szefem Komisji Sportu ma zostać dawny gwiazdor piłki nożnej Dariusz Dziekanowski.

Wróć