Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Być Polakiem – to brzmi dumnie

16-03-2016 20:50 | Autor: Mirosław Miroński
I owszem, bycie Polakiem to dla jednych powód do dumy, ale dla innych powód do wstydu i do mówienia o wszystkim, co polskie z cynizmem i sarkazmem. Jedni i drudzy mówią o sobie „My Polacy”. Co zatem sprawia, że jedni są dumni z bycia Polakami, a drudzy traktują polskość jako nieszczęście lub zło konieczne.

Ci drudzy o swojej narodowości chcieliby zapomnieć. Dla nich bycie Polakiem znaczy bycie szowinistą, antysemitą, nieracjonalnym romantykiem „podzwaniającym szabelką”, a następnie rzucającym się z nią na czołgi – jak podawała propaganda niemiecka, a potem sowiecka. Stygmat bycia Polakiem to wzniecanie powstań niemających szansy powodzenia, bycie gorszym Europejczykiem i pariasem współczesnego świata, z którym stale są jakieś kłopoty.

Polacy, dla których „polskość to nienormalność” szybko zapominają o swych korzeniach. Wystarczy krótki pobyt za granicą, żeby język polski zaczął im sprawiać prawdziwe kłopoty. Po przyjeździe do naszego (bo już nie ich) kraju pytają w hotelu, w którym akurat się zatrzymali – „Na chtórym floorze jest sroc?,” co oznacza po polsku „Na którym piętrze jest toaleta? Nawiasem mówiąc - „floor” to także po angielsku podłoga, ale miejmy nadzieję, że pytający, nie podłogę miał na myśli. Przytoczony cytat jest zasłyszany w jednym z prestiżowych warszawskich hoteli. Tacy „Polacy” wyjeżdżając na zachód kradną luksusowe futra (bo muszą jakoś żyć) jak Janina D. – żona byłego ministra sportu, polityka z Platformy Obywatelskiej Mirosława D. i Monika G. – narzeczona znanego gwiazdora telewizyjnego i piosenkarza Roberta J. aresztowane na Florydzie w USA.

Z emigrantami jest jednak tak, że pod wpływem nostalgii zaczynają tęsknić za krajem przodków, tym samym po latach odnajdują w sobie polskość. Dotyczy to zwłaszcza fali ostatniej emigracji, kiedy to wyjeżdżali z Polski (w większości) ludzie młodzi, nie mając możliwości godnego życia w swojej ojczyźnie. Deklarują oni chęć powrotu, jeśli sytuacja poprawi się na tyle, by mogli odnaleźć szansę dla siebie i swoich dzieci. Gorzej wygląda sprawa polskości lewaków skupionych wokół partii Nowoczesna. Już samo przyznawanie się do lewactwa, którego korzenie tkwią nierozerwalnie w najbardziej nieludzkim, i zbrodniczym systemie, jaki kiedykolwiek istniał na naszej planecie, czyli komunizmie, może zaskakiwać w kraju, który tak krwawo doświadczył lewackiego terroru. IPN oszacował liczbę polskich ofiar komunizmu na 1,8 mln. Jego ofiarami padło znacznie więcej ludzi niż we wszystkich wojnach razem wziętych. Liczba ofiar podawana przez niektóre źródła jest szacowana na 170 mln. Mimo to, wciąż są osoby, które do tej zbrodniczej doktryny się odwołują i co gorsza, są i żyją pośród nas.

Co oznacza określenie „prawdziwy Polak”, sugerujące, że istnieje też jakiś Polak nieprawdziwy? A jeśli tak, to kto nim jest? Czy samo zamieszkiwanie w kraju położonym (dziś) między Odrą a Wisłą uprawnia do nazywania siebie Polakiem? Wydaje się, że nie. Przecież nasz kraj zamieszkuje wiele mniejszości, które nie zawsze integrują się z Polakami m. in.: Wietnamczycy, Żydzi, Ukraińcy etc. Sami z resztą nie uważają się za Polaków. Tak więc kryterium zamieszkania o tym nie decyduje. Nie decyduje też miejsce urodzenia, bo można mieć obywatelstwo jakiegoś kraju, a mieć ściślejsze związki z innym krajem, niż ten w którym oficjalnie przyszliśmy na świat. Co zatem o tym decyduje? Decyduje nasz stosunek do danego kraju, do jego kultury, tradycji, aspiracji politycznych i gospodarczych, a wreszcie to, czy zależy nam, na jego przyszłości, czy identyfikujemy się z nim i naszymi pobratymcami.

Oczywiście – obok sympatycznych skośnookich, pracowitych przybyszów z Azji – nasz kraj zamieszkują także uwikłani w niechlubne związki z totalitarnym reżimem komunistycznym. Kolejne pokolenia ludzi sprzyjających obcym interesom lub wręcz zaangażowanych politycznie w działalność agenturalną na rzecz innych krajów wpływają na naszą codzienność. To „dzięki” nim i zawieranym przez nich kontraktom energetycznym Polacy płacą relatywnie więcej za gaz i ropę niż ich zachodni sąsiedzi. To oni zwracają się do swoich lewackich odpowiedników w Europie, aby storpedować szczyt NATO w Warszawie zaplanowany na 2016 r. Na ogół „zwyczajni” obywatele nie poświęcają temu faktowi zbyt wiele uwagi, podążając za swoimi codziennymi sprawami. Przeciętny człowiek myśli pozytywnie o sobie i o tym, co go otacza, wyobrażając sobie, że realnym zagrożeniem dla nas mogą być wprawdzie nieprzyjacielskie czołgi, czy samoloty, albo jakieś „zielone ludziki’, które mogliśmy obserwować w telewizyjnych przekazach z Ukrainy, ale jest to trudne do wyobrażenia. Czy słusznie? Powyższe zagrożenia to jeden z końcowych etapów wojny, jednak wszystkie współczesne konflikty poprzedza wojna psychologiczna. Jest ona niemal niewidoczna, chociaż jest najskuteczniejszą taktyką wojenną prowadzącą do celu, jakim jest przejęcie kontroli nad zaatakowanym krajem. Jest prowadzona przez wyszkolonych agentów, ale bardzo pomocni są naiwni i łatwowierni obywatele. Dotrzeć do nich można najłatwiej przy pomocy mediów i partii politycznych. Opanowanie umysłów ma znacznie większe znaczenie w prowadzonej wojnie niż armaty, czy wojska strategiczne.

Chrzest Polski (około 966) który zapoczątkował proces chrystianizacji ziem polskich i wejście do kręgu społeczności zachodniej określił Polaków kulturowo. Przynależność do cywilizacji europejskiej nie gwarantuje jednak bezpiecznej egzystencji. Nie każdy Polak interesuje się polityką, na pewno też nie każdy jest specjalistą od spraw międzynarodowych. Czasem jednak warto, abyśmy zastanowili się, jakie jest tło wydarzeń wokół nas. A to nie takie trudne, co pokazuje choćby niedawne zdarzenie z oponą w prezydenckiej limuzynie. Wielu z nas, a zwłaszcza kierowcy, zetknęli się z wypadkiem drogowym. Nie cieszymy się na widok rozbitego samochodu na drodze i ewentualnych ofiar. Większość z nas pośpieszyłaby im z pomocą. Jest to reakcja zrozumiała i w pełni ludzka. W obliczu zagrożenia solidaryzujemy się z osobami zagrożonymi.

Tymczasem reakcje i komentarze ludzi związanych z partią Nowoczesna i cały ich rechot w mediach i na portalach internetowych na wieść o eksplodującej oponie nasuwają przypuszczenie, że ci osobnicy zostali wychowani w innej kulturze niż my. Z pewnością nie reprezentują postaw typowych dla Polaków. A jeśli nie, to jakie wzorce im przyświecają?

Polityka rządzi się własnymi prawami, jednak nie można zakładać, że wszystko, co jej dotyczy, jest dziełem przypadku. Składają się na nią sploty przypadków i okoliczności „coincidence of circumstances” jak mawiają Anglosasi, ale za tym wszystkim stoją konkretni ludzie, korporacje i grupy interesów. To oni czuwają nad tym, by jak najmniej pozostawiać przypadkowi.

Wróć