Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Bomba w górę, ceny też...

17-04-2019 21:23 | Autor: Tadeusz Porębski
W tym roku inauguracja kolejnego sezonu wyścigowego na Służewcu zazębia się z Wielką Nocą, więc przy wielu świątecznych stołach sprawy wyścigowe będą jednym z tematów rozmów i dyskusji. Wielkanocna tradycja została wielokrotnie opisana we wszystkich mediach, dlatego jako temat świątecznego felietonu wybrałem jednak wyścigi, których jestem pasjonatem od 46 lat. Tym bardziej że w tym roku zamiast euforii związanej z wyczekiwaną od listopada inauguracją nowego sezonu powiało ze Służewca chłodem. Nowa dyrekcja służewieckiego oddziału Totalizatora Sportowego podniosła bowiem ceny wejściówek. I to znacznie, co może zniechęcić wielu potencjalnych gości do odwiedzania zabytku przy Puławskiej 266.

Z zupełnie niezrozumiałą dla mnie i wielu innych tendencją do podnoszenia cen biletów tak wejściowych, jak i w końskim totalizatorze, walczę od wielu lat. Bez widocznych efektów. Prawdą jest, że państwowa spółka Totalizator Sportowy uratowała w 2008 r. wyścigi konne przed upadkiem, przejmując zabytek w trzydziestoletnią dzierżawę. Prawdą jest jednak także to, iż poza wyremontowaniem trybuny honorowej, łaźni, z której i tak nie można korzystać, siodlarni oraz skąpymi nakładami na organizację kolejnych sezonów, dzierżawca tego fantastycznego obiektu niczego spektakularnego nie dokonał. A plany były kosmiczne. Na stronie internetowej Toru Służewiec same ochy i achy: "Tor Wyścigów Konnych to perła architektury hippicznej na skalę światową, dlatego to nasz obowiązek, by przywrócić go mieszkańcom Warszawy. Uczynić bardziej atrakcyjnym, jednocześnie zachowując i rozwijając podstawową jego funkcję, jaką są wyścigi konne... Tor Wyścigów Konnych na Służewcu jest dla Totalizatora Sportowego miejscem strategicznym".

Te szumne deklaracje okazały się tak zwanym picem na wodę. Po 10 latach dzierżawy jakoś nie widać, by stołeczny hipodrom był dla decydentów z TS miejscem strategicznym. Z wieloletnich obserwacji wynika, że Służewiec jest dla nich dzisiaj bardziej kulą u nogi, bądź też piątym kołem u wozu. Jak zwał, tak zwał.

Wyremontowano trybunę honorową, ale na remont połączonych z nią dżokejki i łącznika zabrakło woli oraz wyobraźni. Połączenie sznytu na miarę europejską z przypominającym czasy PRL dziadostwem wygląda koszmarnie. Trybunę środkową wyremontowano... w połowie. I znów, część trybuny od strony zielonego toru można porównać do Europy. Natomiast druga część, czyli hala od strony parkingu, to peerelowska siermięga. Jesienią nie sposób przeżyć tam całego wyścigowego dnia, bo nie ma gdzie schować się przed przenikliwym zimnem.

Takich kwiatków jest na Służewcu więcej. Do szumnie deklarowanego na internetowej stronie "rozwijania podstawowej funkcji torów, jaką są wyścigi konne" szkoda się odnosić, bo jest to raczej zwijanie, a nie rozwijanie. Widzom nie oferuje się w zasadzie nic poza coraz nudniejszymi gonitwami oraz bylejakością. Gastronomia na Służewcu to ponury żart. Ale kto podejmie się prowadzenia gastronomii nawet na średnim, barowym poziomie, skoro w dni wyścigowe trybuny świecą pustką? Jedynie w dniu otwarcia sezonu, w Derby, w Dniu Arabskim i w Wielką Warszawską frekwencję można określić jako zadowalającą. Jak na ponad 50 dni wyścigowych to trochę za mało.

Widząc, co się dzieje, apeluję od lat, by zachęcać warszawiaków do odwiedzania tego wspaniałego zabytku poprzez wprowadzenie darmowego wstępu na trybunę środkową oraz maksymalne obniżenie stawek w końskim totalizatorze. Na wrocławskich Partynicach gromadzi się w niedziele wyścigowe kilkunastotysięczny tłum, ale tam wstęp na obiekt jest gratis. Postuluję, by w ostateczności za zakupiony w kasie na Służewcu bilet wstępu można było choć obstawić dowolny zakład. Byłaby to podwójna korzyść dla organizatora gonitw. Tymczasem ze zgrozą konstatuję, że nowy menedżer Służewca miast starać się wszelkimi dostępnymi metodami pozyskiwać nowych pasjonatów końskiego sportu, zniechęca do odwiedzania torów serwując im podwyżkę wejściówek prawie o 100 proc.! Dotychczas bilet kosztował 5 zł, od 28 kwietnia trzeba będzie zapłacić 9 zł. Ale to nie wszystko. W dniu otwarcia sezonu, by obejrzeć gonitwy na dziadowskiej trybunie środkowej, trzeba będzie wyłożyć 12 zł, a w Derby i w Wielką Warszawską aż 19 zł! W ten sposób mędrcy z TS zachęcają warszawiaków do odwiedzania Służewca i jednocześnie realizują misję "rozwijania podstawowej jego funkcji, jaką są wyścigi konne". Czy nie jest to jednak nieudolnie zakamuflowana gra, mająca na celu sprowadzenie wyścigów konnych do absolutnej niszy i w efekcie całkowite ich zniszczenie?

Nowym wodzem na Służewcu jest od jesieni zeszłego roku pan Dominik Nowacki, menedżer przez wiele lat związany z Targami Poznańskimi, w ramach których od 2010 roku organizuje w Poznaniu cieszące się dużą frekwencją zawody jeździeckie – Cavaliadę. Nie miałem zaszczytu poznać pana dyrektora Dominika, ale wieść niosła, iż jest to sprawny menedżer. Uwierzyłem na słowo. Jednak jego pierwsze posunięcia na Służewcu w nowym sezonie spowodowały, że moja wiara w jego menedżerskie talenta mocno zmalała. Wyścigi konne, choć łączy je z Cavaliadą słowo "koń", to zupełnie inny biznes. Jak widać, nowy dyrektor postanowił w pierwszym rzędzie zarabiać krocie na biletach. Życzę powodzenia. Jednakowoż tego rodzaju "odkrywcza" metoda zarobkowania bardziej godna jest dozorcy parkingowego, niż wytrawnego menadżera. Może jednak pan dyrektor Nowacki posiada w swoim menadżerskim zanadrzu tajnego wabia, który zdoła przyciągnąć na stołeczny hipodrom masy. Któż to wie? Sprawdzimy w listopadzie.

Na podwyżce cen jednorazowych wejściówek twórczość nowego dyrektora niestety się nie kończy. Całoroczny karnet, upoważniający do wejścia na pierwsze piętro trybuny honorowej, zdrożał aż o 100 zł i kosztuje w tym roku 350 złotówek. Skąd i w tym przypadku tak drastyczna podwyżka? Prawdopodobnie stąd, że chętnych do nabycia tak drogiego karnetu jest tylu, że doszło ostatnio do walki na pięści i potrzebna była interwencja policji. A na poważnie, na pierwszym pietrze tej trybuny można było w ubiegłym sezonie policzyć obecnych na palcach obu dłoni. Ale nowa władza o tym nie wie, bo na Służewcu nie bywała, gdyż jest z Poznania. Mogła jednak przed powzięciem tak ważkiej decyzji wsłuchać się w vox populi.

Załóżmy, że przeciętny Kowalski szarpnie się na 350 zł i zrobi sobie prezent "pod zajączka" z okazji Wielkiej Nocy. Stanie się wówczas (nie)szczęśliwym posiadaczem karnetu, który mimo słonej ceny nie uprawnia go jednakowoż do wejścia na pierwsze piętro w każdy z ponad 50 dni wyścigowych. Na obejrzenie najważniejszych wyścigów w sezonie jak Derby, Wielka Warszawska i Ruler będzie musiał poszukać sobie innego miejsca, ponieważ piętro zostanie zarezerwowane dla setek osób z zewnątrz, wywianowanych przez dyrekcję torów – po uważaniu i za darmo – w specjalne zaproszenia. Tak skandaliczne traktowanie stałych bywalców, ludzi uprawnionych, bo posiadających całoroczny karnet wykupiony za spore pieniądze, powoduje, że rozważam zrezygnowanie w ramach protestu z zakupu lipnej wejściówki. Piszę lipnej, bo niby jest ona całoroczna, a w rzeczywistości nie jest. Może znajdę jakąś dziurę w płocie, może spędzę cały sezon na trybunie środkowej zwanej "paszteciarnią" bądź "świniarnią", a może po prostu będę oglądał gonitwy w domu lub w kolekturze za pomocą Internetu. Decyzję podejmę na wyjeździe podczas długiego weekendu, bo tegoroczna feta z okazji rozpoczęcia sezonu wyścigowego jakoś przestała mnie interesować. Wolę las i wodę.

Na koniec słów kilka o wrocławskich Partynicach, bo i tam wrze. Dyrekcja wrocławskiego toru poskarżyła się w Sejmie, że Polski Klub Wyścigów Konnych odmówił współfinansowania sezonu 2019, tak jakby PKWK był do tego zobligowany ustawowo. Tymczasem okazuje się, że w WTWK Partynice brakuje kasy na organizację gonitw, ale nie na wynagrodzenia pracowników. Z moich informacji wynika, że w latach 2017 – 2019 wzrosły one o 27 proc., konkretnie aż o 1.053.680 zł! To bardzo dużo, zważywszy, iż we Wrocławiu zabrano etaty trenerom, zmuszając ich do zarejestrowania własnej działalności gospodarczej. Mówi się coraz głośniej o przeznaczaniu ogromnych środków na zagraniczne wojaże kierownictwa toru Partynice.

Zadałem pytanie na ten temat w trybie ustawy Prawo Prasowe i czekam na odpowiedź. Skarżąc się na rzekomą dyskryminację, Partynice zapominają, że oprócz Wrocławia funkcjonują także hipodrom w Sopocie i tor w podkrakowskim Buczkowie, które również liczą na dotacje z kasy PKWK. A przecież jest jeszcze Służewiec, największy tor wyścigowy w kraju z największą liczbą dni wyścigowych. Do sytuacji na Partynicach odniosę się szerzej po otrzymaniu odpowiedzi na zadane pytania, a póki co życzę wszystkim Czytelnikom Wesołego Alleluja i Mokrego Dyngusa!

Wróć