Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Blogerzy czy blagierzy?

18-09-2019 21:26 | Autor: Tadeusz Porębski
Bloger to produkt naszych czasów. Kim tak naprawdę jest bloger? Nie ma jednej spójnej definicji, a to, moim zdaniem, daje podstawę do podejrzeń. Wersja ogólnikowa powiada, że bloger to ktoś, kto ma "określone poglądy, opinie, własny charakter, chce mówić i przekazywać swoje myśli innym". Taka etykietka pasuje do 80 proc. całej ludzkiej populacji i mniej więcej do 99 proc. Polaków. No bo kto z nas nie posiada określonych poglądów, własnego charakteru i nie chce mówić?

Tak sobie po cichu myślę, że bloger to po prostu ktoś bardzo sprytny (nie mylić sprytu z inteligencją, bo tu chodzi raczej o tzw. chłopski spryt) i zorganizowany, potrafiący do maksimum wykorzystywać najnowsze techniki marketingowe, by wypromować się i dzięki temu zyskać popularność, co dzisiaj przekłada się na duże pieniądze. Bloger to osoba, która grasując umiejętnie w sieci, potrafi pozyskiwać coraz to szersze grono odbiorców wokół siebie lub wokół marki (nazwy bloga). Są więc blogerzy kulinarni, podróżniczy, modowi, finansowi, technologiczni i wnętrzarscy.

Zajrzałem do kilku życiorysów i co się okazuje? Wybitna specjalistka od kulinariów, podróżująca po kraju i wciskająca w glebę lokalnych restauratorów za, jej zdaniem, badziewne jedzenie, które rzekomo serwują gościom, nie ma gastronomicznego wykształcenia, a nawet praktyki u któregoś ze słynnych szefów kuchni. A na prawo i lewo daje kulinarne rady i na wizji opieprza z grubej rury wykwalifikowanych kucharzy. Dowiedziałem się, że studiowała w Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych św. Ferdynanda w Madrycie i widać tam nauczyła się kulinarnych technik.

Furorę robi także niejaka Dorota Szelągowska, specjalistka od projektowania wnętrz. Internety piszą, że "jej nazwisko stało się synonimem dobrego gustu i prawie każdy marzy, by odwiedziła go i pomogła w urządzeniu domu". Ja o tym nie marzę. Z dziennikarskiego obowiązku obejrzałem kilka telewizyjnych programów tej kobiety, emitowanych w jakiejś niszowej stacji i – jak dzisiaj mawia młodzież – tyłka mi nie urwało. Przy urządzaniu więc mojego nowego mieszkania na Starej Ochocie skorzystałem z rad absolwentki wydziału architektury, gdzie uczą m. in. technicznych podstaw i ekonomicznego projektowania. Kiedy okazało się, że ma o niemieckim "Bauhausie" wiedzę niemal encyklopedyczną, wiedziałem, że nie trafiłem na produkt Internetu, lecz na kwalifikowanego fachowca.

Jak się okazuje, robiąca obecnie za internetową i telewizyjną gwiazdę Dorota Szelągowska chciała studiować architekturę, jednak nie radziła sobie z matematyką, której dobra znajomość jest niezbędna do podjęcia tych studiów. Gwiazda zwierzyła się w wywiadzie dla jednego z portali, że po maturze podjęła studia na kierunku dziennikarstwo oraz stosowane nauki społeczne. Ten wybór nie dziwi, ponieważ jej matka to słynna pisarka i dziennikarka Katarzyna Grochola, więc progenitura powinna dziedziczyć właściwe geny. Ale czy pani Dorota ukończyła studia uniwersyteckie? Na ten temat ani słowa, ale gdyby tak było, stwierdziłaby po prostu w wywiadzie, że jest absolwentką wydziału dziennikarstwa, a nie używała sprytnego kamuflażu, że "podjęła studia". Ponoć, by dać upust swojej potrzebie tworzenia, pani Dorota Szelągowska zdecydowała się na kurs projektowania wnętrz na Akademii Sztuk Pięknych.

W dobie Internetu drogę do sławy może otworzyć ukończenie zwykłego kursu. Telewizyjne programy "Eureka", a później "Sonda", na których się wychowałem, wymyślił i prowadził Andrzej Kurek, absolwent Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Każdy odcinek poświęcony był jednemu zagadnieniu z dziedziny nauki lub techniki, które prowadzący miał w małym palcu. Był to gość dysponujący gigantyczną wiedzą nabytą, popartą gruntownym wykształceniem.

Adam Słodowy, wykładowca w Wojskowej Akademii Technicznej, uczył w telewizyjnym programie "Zrób to sam" jak z ogólnie dostępnych rzeczy robić przedmioty użytkowe. Bogusław Kaczyński, z wykształcenia pianista i teoretyk muzyki, zaliczony do grona dziesięciu największych osobowości telewizyjnych XX stulecia, uwodził telewidzów gruntowną znajomością muzyki poważnej, z naciskiem na operową. Każde jego słowo wypowiedziane w studiu telewizyjnym miało wielką wagę. A dzisiaj co? Jakby powracały slogany z czasów komuny: "Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera" albo "pan minister ma maturę i kursy niektóre".

W nawiązaniu do pani Doroty Szelągowskiej i chmary innych blogerów, mieniących się ekspertami w niebywale wrażliwej i subtelnej materii, jaką jest sztuka kształtowania wnętrz architektonicznych, nadarza się okazja, by choć w skrócie opowiedzieć o szkole, która zrewolucjonizowała ten obszar. Przeciętny Polak niewiele wie na temat prawdziwego znaczenia słowa "Bauhaus", a powinien mieć o nim o wiele większą wiedzę, niż o pani Szelągowskiej. Jest niestety na odwrót. Niemcy to naród noblistów, wynalazców, kompozytorów oraz poetów i nie zmieni tego faktu nawet epizod nazistowski. Mówi się, że połowa wynalazków tego świata jest dziełem Niemców. To genialni wynalazcy – inżynierowie Junkers, Mauser, Maybach, Siemens, Wankel, Porsche, Daimler, Bosch, Zeppelin. Rzadko który naród może pochwalić się tak liczną elitą inżynierską, znaną pod każdą szerokością geograficzną.

Na początku XX wieku niemiecki architekt Walter Gropius miał wizję. W wyniku jej urzeczywistnienia w marcu 1919 r. w Weimarze utworzony został "Bauhaus", uczelnia artystyczno - rzemieślnicza, która powstała z połączenia Akademii Sztuk Pięknych oraz Szkoły Rzemiosł Artystycznych. Była nawiązaniem do średniowiecznej Bauhütte, niemieckiej strzechy budowlanej łączącej wszystkie dziedziny rzemiosła budowlanego. Idea Waltera Gropiusa prowadziła do tego, by rzemieślnicy w Niemczech pracowali na zasadzie średniowiecznych cechów rzemieślniczych, w których każdy ze współtwórców, zachowując własną indywidualność, wnosi wkład w tworzenie jednego, wspólnego dzieła. Twórcy "Bauhausu" chodziło o to, aby odwrócić złe nawyki, ucząc rysunku i komponowania przestrzennego. Jego dążeniem było połączenie techniki ze sztuką.

W zasadzie "Bauhaus" funkcjonował jedynie przez 14 lat, ale do dzisiaj inspiruje architektów, designerów i artystów na całym świecie. Styl "Bauhaus" to trend skłaniający się ku prostocie oraz funkcjonalności – proste geometryczne formy, takie jak kwadrat, koło czy stożek oraz brak zbędnych dodatków i zdobień. Żadnych ornamentów czy ozdób, jedynie prostota, racjonalność oraz pełna harmonia między funkcją przedmiotu lub budynku a jego formą i wyglądem. Ta kiełkująca na początku ubiegłego wieku idea święci dziś swój triumf. Rodziła się wówczas koncepcja wzornictwa przemysłowego i nowego podejścia do projektowania form produkowanych taśmowo. Głównym celem dla nowo przyjętych adeptów było odrzucenie wiedzy, jaką zdobyli wcześniej, ukierunkowanie ich na założenia "Bauhausu" oraz nauka samodzielnego myślenia i analizy. Uczniowie przechodzili trzyletnie warsztaty – metalu, malarstwa ściennego, drewna, kompozycji przestrzennej i rzeźby. Kończąc je otrzymywali wykształcenie w szerokim zakresie. Uczelnia zatrudniała tylko dziesięciu wykładowców zwanych mistrzami, a nie profesorami, zaś wiele zajęć prowadzili asystenci – studenci starszych roczników.

Jednak rok po dojściu Hitlera do władzy "Bauhaus" został zamknięty. W 1946 r. w Berlinie Zachodnim podjęto próbę reaktywacji uczelni, ale nie uzyskano już tej samej jakości nauczania, co w przedwojennej. Archiwum "Bauhausu", posiadające duży zbiór prac jego uczniów i mistrzów, znajduje się w zrealizowanym pośmiertnie w 1976 r. budynku Gropiusa w Berlinie. "Bauhaus" dokonał radykalnego przewartościowania poglądów na sztukę wzornictwa oraz aranżacji wnętrz, jak również, co oczywiste, na całą ówczesną architekturę oraz urbanistykę. Wpłynął na kształtowanie się architektury modernistycznej, umocnienie tendencji abstrakcyjnej w sztuce oraz zreformowanie metod nauczania w szkolnictwie artystycznym. Motyw "Bauhaus" widnieje na kolekcjonerskiej monecie 10 euro z 2006 r.

Podstawowe zasady wprowadzone przez "Bauhaus" to m. in.: funkcjonalność oparta nie tylko na przesłankach mechanicznych, jak np. wymiary ciała człowieka, ale także psychologicznych. Potrzeby emocjonalne uznano za równie ważne jak pragmatyczne. Zniesienie podziału pomiędzy rzemieślnikiem, artystą i architektem. Odkrycie, że zorganizowana przestrzeń wpływa na sposób działania i myślenia ludzi, stąd waga społecznej roli projektanta ("projektant życia społecznego, a nie tylko przestrzeni"). Potrzeba zespołowości przy pracy projektowej (zespoły interdyscyplinarne). I na koniec zasada moim zdaniem najważniejsza, czyli: projektowanie jest zarówno nauką, jak i sztuką. Jako nauka korzysta z metodologii socjologicznej oraz innych nauk o człowieku, określa cele funkcjonalne i stosuje metody matematyczne. Dlatego ktoś nie posiadający kierunkowego wykształcenia, a nadto mający kłopoty z matematyką, nie powinien być ani dobrym architektem, ani projektantem wnętrz.

Jednak przykład hasających w sieci blogerów, cieszących się u internetowej publiczności wielką estymą, zdaje się nie potwierdzać zasady "Bauhausu". Natomiast ich popularność zdaje się potwierdzać tezę, że w dobie Internetu można zostać uznanym za wybitnego eksperta, nie posiadając żadnej wiedzy zawodowej, zdobytej podczas studiów na wyższej uczelni i popartej dyplomem. Taki świat.

Wróć