Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Blaszaki-straszaki nie tylko szpecą

19-07-2017 22:07 | Autor: Tadeusz Porębski
Ursynów uchodzi za tak zwaną dobrą dzielnicę Warszawy, dlatego chętnie osiedlają się tam osoby z pierwszych stron gazet. Warszawskie przewodniki określają Ursynów jako nowoczesną, dynamiczną dzielnicę, która ma mieszkańcom wiele do zaoferowania. Niestety, także architektoniczną szpetotę.

Chodzi o ohydne blaszane markety, których sporo jeszcze na terenie reprezentacyjnej i faktycznie nowoczesnej dzielnicy stolicy państwa, jaką jest Ursynów. Podobne obiekty powstawały niczym grzyby po deszczu wraz z upadkiem "socjalizmu z ludzką twarzą"  i nastaniem w Polsce gospodarki wolnorynkowej. Przez ponad ćwierć wieku funkcjonowania można powiedzieć, że czas dla tych budowli zatrzymał się w miejscu. Nie dosyć, że szpetne, to mało funkcjonalne, bo bez toalet, jak również niebezpieczne. Wielkopowierzchniowe blaszaki mają płaskie dachy i tylko patrzeć jak któregoś dnia podczas ostrej zimy zwały padającego mokrego śniegu zrobią swoje i dojdzie do tragedii. Niestety, wszystko wskazuje na to, że szpetne blaszaki nieprędko przestaną zaśmiecać malowniczy krajobraz nowoczesnego Ursynowa.

Powody są dwa. Najważniejszy z nich to krótki okres dzierżawy na grunt pod tego typu obiektami. Większość z nich posadowiona jest na gruntach dzierżawionych od miasta przez spółdzielnie mieszkaniowe. Dzierżawa przedłużana jest co trzy lata. Tak krótki okres dzierżawy nieruchomości uniemożliwia pozyskanie poważnego inwestora, który zawsze preferuje inwestycje na dłuższy termin. Drugi powód to pieniądze. Spółdzielnie wynajmują blaszak każdemu, kto zapłaci wymaganą stawkę czynszu dzierżawnego i w ten sposób zasilają dodatkowymi środkami spółdzielcze budżety. Cała odpowiedzialność za wygląd blaszaka, jego funkcjonalność oraz bezpieczeństwo kupujących spada na wydzierżawiających. A ci, mając w perspektywie tylko trzy lata handlu, bo przecież nie wiadomo co będzie dalej, maksymalnie tną koszty remontów oszczędzając na czym tylko się da.

Jakkolwiek blaszaki typu kabackie Tesco, czy Auchan można jakoś znieść, ponieważ jest to, można by powiedzieć – wyższa blaszana półka, to maszkarony w rodzaju Megasamu, blaszanego kompleksu w rejonie Domu Sztuki, czy "gargamela" przy wyjściu ze stacji metra Stokłosy upodobniają nowoczesny Ursynów do zaniedbanych  miejskich suburbiów. Od ponad 10 lat przemierzam trasę od stacji Stokłosy do redakcji "Passy" i odwracam oczy od stojącego tam blaszanego straszydła mającego adres Bacewiczówny 8. Przez lata mieścił się tam sklep MarcPolu, od przeszło roku, po bankructwie sieci, pawilon stoi pusty. W głębi duszy liczyłem, że ten nie przynoszący dzielnicy chluby relikt poprzedniej epoki zostanie wyburzony, a na jego miejscu powstanie nowoczesny obiekt handlowy, bądź  handlowo-biurowy. Srodze się zawiodłem.

W blaszaku ma powstać sklep spożywczo-przemysłowy pewnej sieci handlowej wchodzącej na stołeczny rynek. I można by się z tym pogodzić, gdyby nie to, że kolejny dzierżawca wyraźnie ogranicza się jedynie do liftingu mocno nadgryzionego zębem czasu obiektu, a nie jego gruntownego zmodernizowania i tym samym ucywilizowania go na miarę centrum Europy XXI wieku. Tak wnioskuję przypatrując się prawie codziennie tzw. frontowi robót. Nasuwają się trzy bardzo ważne pytania: czy blaszany pawilon o lichej konstrukcji, nie remontowany od lat, będzie bezpieczny dla personelu i klientów; co oznacza w rozumieniu zarządu SBM Stokłosy termin "umowa długoterminowa"; jak ona się ma do powstającego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego tego rejonu, który przewiduje w tym miejscu budowę wielokondygnacyjnego budynku mającego być urbanistycznym uzupełnieniem wieżowców wybudowanych już na narożnikach skrzyżowania al. KEN z ulicami Herbsta i Jastrzębowskiego.          

Czas nieubłaganie prze do przodu, zmieniają się gusta i oczekiwania klientów, zmienia się też sposób zabudowy na bardziej wyrafinowaną, czas więc najwyższy na urządzenie pogrzebu paździerzowym, siermiężnym reliktom PRL. Przynajmniej w Warszawie, stolicy dużego państwa zrzeszonego w UE.  Tym bardziej, że w wielu miastach Polski podobne blaszane koszmarki są likwidowane bądź gruntownie modernizowane w nowej formule architektonicznej.

Wróć