Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Biedroń bez paciorków i bez paciorka

06-02-2019 21:04 | Autor: Tadeusz Porębski
Robert Biedroń... Kto jeszcze kilka lat temu brał go na poważnie? Gej i kariera polityczna w Polsce, kraju ultrakatolickim, gdzie kler ma gigantyczne wpływy, a tatko Rydzyk rząd dusz? To niemożliwe. Tymczasem gej wygrał w cuglach wybory na prezydenta Słupska, małego miasta, w którym mieszkańcy w ogóle nie powinni ufać "odmieńcom". A jednak. Najbardziej zaskakujące jest to, że po rezygnacji z uczestnictwa w kolejnych wyborach samorządowych prezydent – gej odszedł z miasta w pełnej chwale.

Mało tego, do dzisiaj jest w Słupsku ceniony i poważany. Biedroń to gość przytomny, a zarazem pełen osobistego uroku. Tym różni się od naszych polityków z pierwszych stron gazet, którzy mają w sobie mniej więcej tyle uroku, co gacie hutnika po nocnej zmianie. To genialne określenie zapożyczyłem od Raymonda Chandlera, genialnego amerykańskiego pisarza – pijaka specjalizującego się w tematyce kryminalnej. Pasuje do naszych politycznych orłów jak ulał.

Biedroń błyskawicznie dostrzegł, że na podzielonej na dwie części polskiej scenie politycznej utworzyła się nisza, która aż prosi się, by ją zapełnić. Dostrzegł, że duża część społeczeństwa ma po dziurki w nosie nawiedzonych polskich hunwejbinów, wyspecjalizowanych w czczym gadaniu liberałów – gęgaczy, sprytnych i bardzo starownych chłopków – roztropków, czy wybitnych polityków lewicy, którzy polską lewicę sprowadzili do poziomu sutereny. Robert Biedroń poszedł po całości, bo wyczuł gdzie jest elektorat – target. To potężna grupa ludzi, która nie ma na kogo głosować, ponieważ od tej tak zwanej klasy politycznej coraz mocniej zalatuje zgnilizną.

Zręby programu oraz nazwa partii "Wiosna" były gotowe już w grudniu ubiegłego roku. Wśród filarów programu jest odejście Polski od węgla i zamknięcie kopalń do 2035 r., postawienie na energetykę odnawialną, powołanie komisji sprawiedliwości i pojednania do rozliczenia tych, którzy łamali konstytucję, odpartyjnienie spółek skarbu państwa, przygotowanie ustawy o jawności i zasadach wynagrodzeń w sektorze publicznym, skróceniu czasu oczekiwania na wizytę u lekarza specjalisty maksymalnie do 30 dni, wprowadzenie prawa do aborcji na żądanie do 12. tygodnia, jak również likwidacja funduszu kościelnego, wycofanie religii ze szkół i renegocjacja konkordatu. Biedroń nie ukrywał także, iż jego głównym celem jest bycie premierem. Tak niespotykana w Polsce otwartość nie zaszkodziła liderowi nowej partii, a wręcz przeciwnie.

Przywódca nowego politycznego bytu mówił głośno na Torwarze to, o czym ulica mówi po cichu, a sejmowa skamielina w ogóle. I to się podobało, co potwierdził ostatni sondaż. Mnie najbardziej przypadła do gustu deklaracja, że "Wiosna" nie chce iść na twardy bój z PiS, choć koalicję z Kaczyńskim wyklucza. Tym różni się od nudnej męczącej retoryki używanej przez Platformę Obywatelską, Nowoczesną, PSL i niedobitki z SLD, których punktem nr 1 programu i najważniejszym celem jest odsunięcie PiS od władzy. W domyśle – by ją przejąć. Dobrze powiedział ostatnio Michał Dworczyk, szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, że ma nadzieję, iż inicjatywa pana Biedronia skłoni koleżanki i kolegów z opozycji do tego, by przygotowali w końcu swój program i podjęli merytoryczną dyskusję w parlamencie. Podczas debaty telewizyjnej przedstawiciel "Wiosny" postawił do kąta wybitną polityczkę Joannę Muchę, bo ta niczym katarynka trajkotała o pisowskiej zarazie, którą należy natychmiast odsunąć od władzy. "Dla nas ważniejsze są inne cele niż odsuwanie PiS od władzy, choćby przywrócenie kobietom godności poprzez nowelizację ustaw o dopuszczalności aborcji do 12. tygodnia i zapobieganiu przemocy w rodzinie". To był cios wyprowadzony pozbawionym agresji i emocji głosem, po którym trajkotka natychmiast zamilkła.

W stacjach telewizyjnych natychmiast pojawili się krytycy Roberta Biedronia, zarzucając mu przede wszystkim, że nie ujawnił podczas konwencji, skąd weźmie pieniądze w budżecie państwa na realizację swoich obietnic. Była to krytyka mocno na wyrost, takie szukanie dziury w całym, ponieważ na tego rodzaju konwencjach nie opowiada się o szczegółach. Przedstawia się szerokiej publiczności główne cele partii na najbliższy okres. I zostały one przedstawione, na dodatek w taki sposób, że warszawska konwencja zaowocowała aż 14 proc. w sondażu. Jako pierwszy usiłował dobrać się do Biedronia i "Wiosny" Leszek Miller, był szef umierającego SLD, który walnie przyczynił się do tego, że ta kiedyś rządząca państwem partia jest obecnie w stanie agonalnym. "Ta nazwa sugeruje pewną sezonowość. Jak wiemy, wiosna trwa najwyżej kwartał". To było bardzo enigmatyczne. Miller zachował się w tym momencie niczym Richelieu zza arrasu. Znacznie mocniejsze uderzenie wyprowadził Grzegorz Schetyna, który z kolei w ogóle nie jest enigmatyczny, tylko od zarania dziejów taki sam: "Tak jest z każdą propozycją, którą zaproponował Robert Biedroń. Każda jest nierealna. To był koncert życzeń". Zaraz potem dodał, że "Wiosna" zapożycza pomysły od jego partii. Co poeta miał na myśli, nie wiadomo.

Czy "Wiosna" przetrwa, doczeka kolejnych wiosen i będzie nadzieją milionów Polaków? Dzisiaj nie ma odpowiedzi na to pytanie. Jednakowoż jedno jest pewne: jeśli Biedroń zacznie przyjmować do siebie politycznych truposzów, zmieniających barwy w zależności skąd powieje korzystny wiatr, przegra. Poniesie porażkę również wtedy, jeśli pójdzie na ostry konflikt z Kościołem katolickim. To zbyt potężny przeciwnik, by się z nim dzisiaj mierzyć. Niepotrzebne było, moim zdaniem, hasło o konieczności renegocjacji konkordatu, bowiem przedstawione cele można zrealizować bez potrzeby wdawania się w utarczki z Watykanem. Tak czy siak, powiększające się z roku na rok wpływy katolickiego kleru należy znacznie ograniczyć i wskazać kościelnej hierarchii miejsce w szeregu. Ludzie tego chcą, ale Robert Biedroń to jeszcze polityczny cienki Bolek, niemający dzisiaj najmniejszych szans w starciu z hegemonem, jakim jest w Polsce Kościół katolicki.

Powinien zacząć od spełnienia postulatu o maksymalnie 30–dniowym dostępie do lekarzy specjalistów. Zdrowie to kluczowa kwestia dla każdego społeczeństwa, więc na tym polu można zgarnąć wiele punktów. Tym bardziej że według najnowszych danych GUS w ubiegłym roku zmarło aż 414 tys. mieszkańców naszego kraju. Od zakończenia II wojny światowej nie było roku, w którym rozstałoby się z życiem tak wielu Polaków. Tak dużą liczbę zgonów GUS przewidywał dopiero w roku 2032. Oficjalnie mówi się, że wzrost długości życia wyhamował, ponieważ zabijają nas palenie tytoniu, nieprawidłowa dieta oraz wysokie ciśnienie krwi. Zapomniano o wszechobecnym smogu, który według różnych danych zabija rocznie od czterech do nawet czterdziestu tysięcy Polaków. I tu kolejny obszar, na którym można zbić polityczny kapitał i faktycznie zrobić coś dobrego dla ludzi.

Swego czasu Margaret Thatcher, premier Wielkiej Brytanii, zaplanowała, podobnie jak Biedroń, odejście od węgla i skoncentrowanie się na rozwoju odnawialnych źródeł energii. Była to walka na śmierć i życie, ale została ona wygrana przez "Żelazną Damę". Dzisiaj na Wyspach funkcjonuje bodaj jedna tylko elektrownia węglowa. Moim zdaniem, odejście od węgla to najważniejszy punkt programu nowo powstałej partii. W Polsce nie ma już miejsca na elektrownie węglowe. Powietrze jest zanieczyszczone do tego stopnia, że wśród dziesiątki najbardziej zatruwanych smogiem miast Europy aż sześć to miasta polskie.

A skąd wziąć pieniądze na uzdrowienie naszej służby zdrowia? Wielokrotnie ujawniałem źródło – zdjąć kilka, a może kilkanaście miliardów z rozbuchanego budżetu MON, poprzez ograniczenie zakupu od USA militarnej starzyzny. Czy potrzebne nam są przestarzałe rakiety "Patriot"? Czy one obronią nas przed atakiem jądrowym Rosji, który, zdaniem moim i wielu moich znajomych, nigdy nie nastąpi? Kiedy rządzący zrozumieją, że przy dzisiejszym postępie technicznym kupiony dzisiaj za grube miliardy sprzęt wojskowy za rok – dwa stanie się bezużytecznym złomem? Ameryka nie sprzeda nam najnowszych technologii, bo nie zezwoli na to Kongres. Wciska się więc nam starzyznę z demobilu i zarabia na tym miliardy. A my cieszymy się niczym Murzyni z kart powieści "Robinson Crusoe", którzy w zamian za kość słoniową i złoto otrzymywali perkal oraz błyszczące paciorki. Biedroń i jego "Wiosna" są w stanie uciąć te szkodliwe dla naszej gospodarki transakcje, a zaoszczędzone miliardy przeznaczyć na zbożne cele. Dlatego im kibicuję.

Wróć