Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Błąd Bronisława Komorowskiego

24-08-2015 10:21 | Autor: Andrzej Celiński
Ogłaszając trzy dni po przegranej przez siebie I turze wyborów referendum (jednomandatowe okręgi wyborcze, zaprzestanie finansowania partii politycznych z budżetu, wpisanie do ordynacji podatkowej zasady, że wątpliwości w interpretacji wymiaru podatku muszą być rozstrzygane na korzyść podatnika) prezydent Komorowski popełnił błąd i podjął niesłuszną decyzję.

Fundament ordynacji wyborczej tworzy Konstytucja. Jak idzie o Sejm, wybory mają być proporcjonalne. Przeprowadzenie ich w jednomandatowych okręgach łamie tę zasadę. Nie wolno cząstkowym referendum zmieniać zasady ogólnej przyjętej w Konstytucji. Tym bardziej, że była ona ostatecznie zaakceptowana przez naród. Też przecież w drodze referendum. Tu prezydent popełnił błąd. Kto wie, czy nie największy w swojej kadencji. Bo jego motywy nie są dobre. Postąpił też niesłusznie. Zaskoczył nas tym referendum. Nie można inaczej tego odebrać niż jako odpowiedź na nieoczekiwany przez niego wynik I tury. Nie ma więc za tą decyzją wielkiej racji. Jest mała gra wyborcza. Szło o głosy Kukiza. Ani nie były one do pozyskania, ani nie warto było o nie walczyć. Kukiz to kompromitujący partner. Jego zwolenników należy przekonywać, a nie kupować.

Dwa pozostałe pytania nie zasługują na referendum. Nie mają zasadniczego znaczenia w takim sensie, jaki nadaje instytucji referendum Konstytucja. Zwłaszcza trzecie pytanie. Albo prezydent uznaje państwo za praworządne (powinien, wszak kończy pięcioletnią kadencję w warunkach „swojego” rządu) i wierzy, że urzędy na mocy już obowiązującego prawa nie mogą postępować dowolnie, albo spóźnił się ze swoją aktywnością w tej dziedzinie o przynajmniej cztery i pół roku.

Jak widzicie, nie odnoszę się wprost do treści jego propozycji. Bo to już jest zwyczajna polityka.

Sam jestem przeciwko JOW-om, głównie dlatego, że w wyniku ich zastosowania mniej więcej połowa Polaków nie odnajdzie swej reprezentacji w Sejmie i że w polskich warunkach rozbuchają one polityczną korupcję do poziomu dotychczas nieznanego nawet wyborcom Gawronika, Stokłosy czy Barańskiego. Nie mówiąc o krezusach z wielkich systemowych partii: PiS i PO.

Jestem zwolennikiem finansowania partii z budżetu. Ani grosza z prywatnej kieszeni! To bowiem też korupcja. I władza bogaczy. Tyle że należy ograniczyć wydatki partii na siebie, na kampanie wyborcze. Ograniczyć należy same kampanie. Ściśle kontrolować wydatki. Milion na prezesa rocznie to naprawdę przesada i dziesiątki milionów na ślicznie uśmiechające się z billboardów pełne radosnego szczęścia rodziny tym bardziej. Proste listy do wyborców z aktualnym programem wystarczą. Dopełnione kilkoma debatami w ogólnokrajowych telewizjach.

Referendum jest też błędem taktycznym. Rozwiązuje worek najbardziej nawet fantastycznych żądań co do zadawanych pytań. I je legitymizuje.

Referendum w polskim prawie konstytucyjnym, tradycji i w ramach polskiej kultury to instytucja demokracji nadzwyczajna. Jej uzwyczajnienie uda się tylko wtedy, kiedy jest instrumentalizowana przez tych, którzy mają akurat władzę. Oni formułują pytania. Ich treść przesądza o wyniku. Z demokracją ma to tyle wspólnego, co dzisiejsze polityczne elity z dobrem ogółu. Albo Tadeusz Rydzyk z miłością chrześcijańską.

Wróć