Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Artystyczna żebranina...

18-11-2020 20:10 | Autor: Tadeusz Porębski
Polscy samozatrudnieni artyści wyszli na ulice, by żądać od ministra kultury, dziedzictwa narodowego i sportu zadośćuczynienia w postaci rekompensat za utracone zarobki. Wystarczyło złożyć wniosek i wykazać 70-procentową utratę dochodów. Minister hyżo spełnił artystyczne postulaty.

Podczas marszu w Warszawie w dniu 2 listopada o poprawę swego nędznego bytu walczyła m.in. Natalia, córka Czesława Niemena. Pani Natalia ujawniła, że ma na koncie tylko 500 złotych. Można by zapytać, gdzie zatem są pokaźnie pieniądze z tantiem i koncertów, podczas których promuje twórczość ojca, ale także swoją. Jej matka, Małgorzata Niemen, od lat procesuje się ze wszystkimi, którzy chcą propagować piosenki zmarłego męża, nawet z kibicami klubu piłkarskiego Legia, którym zabroniła puszczać na stadionie kultowego utworu "Sen o Warszawie". Nie zgodziła się też, by jedna z białostockich szkół nosiła imię jej męża. Próbowała zmusić Stowarzyszenie Niemen do rezygnacji z nazwy, ale sąd oddalił jej pozew. Ostatnio usiłowała zakazać Stowarzyszeniu Pamięci Czesława Niemena używania nazwiska zmarłego artysty. Kwestionowała także prawo stowarzyszenia do publikacji książki poświęconej Czesławowi Niemenowi. Pani Natalia natomiast życzyła wszystkim podczas występu na konwencji wyborczej Andrzeja Dudy "Chrystusa w sercu". Trudno podejrzewać, że śpiewała tam za darmo.

Minister od kultury (a także dziedzictwa narodowego i sportu) Piotr Gliński, najwyraźniej czuły na ciężki los także największych gwiazd polskiej estrady, wydłubał z coraz chudszej kasy państwa 400 milionów złotych, by rozdać najbardziej potrzebującym biedakom. Po pieniądze z Funduszu Wsparcia Kultury zgłosiło się ich ponad 2 tysiące, w tym muzycy, menedżerowie oraz instytucje kultury. Nie zabrakło największych gwiazdy polskiej sceny. Niedawno ogłoszno, jakie będzie dofinansowanie od od państwa. Kwoty są astronomiczne i sięgają milionów złotych. Dostali je nominalnie m.in. najwięksi artyści polskich scen, którzy, wydawałoby się, nie powinni narzekać na brak finansów. Zgodnie z rozporządzeniem ministra, wsparcie finansowe udzielane jest według tajemniczego algorytmu opracowanego w resorcie. Rozdziela on budżetowe środki na działalność kulturalną w dziedzinie teatru, muzyki lub tańca, w tym polegającą na świadczeniu usług wspomagających tę działalność przez organizację zaplecza technicznego, na finansowanie lub refinansowanie wydatków ponoszonych w okresie od dnia 12 marca do dnia 31 grudnia 2020 r.

Dla kogo resortowy algorytm był najbardziej łaskawy? Beata Kozidrak dostała teoretycznie 750 tys. zł, a jej były mąż Andrzej Pietras, reprezentujący zespół "Bajm" – 613,5 tys. Wybitny piosenkarz Radosław Liszewski ze słynnego na całym świecie zespołu "Weekend" – 520 tys. Równie popularni Papa D i Paweł Stasiak – 400 tys. zł. Wszystkich przebił jednak śpiewający folk braterski duet "Golec uOrkiestra", który miałby przytulić z naszych podatków...aż 1.894.670 złotych! Internet oszalał, fani zespołu zagrozili bojkotem, a ci z Podhala ujawnili, że bracia Golcowie to jedni z najzamożniejszych ludzi w regionie. Faktycznie, same tantiemy naliczane z odtwarzania ich bogatej twórczości to miliony zł rocznie. Krzywdy nie ma także Kamil Bednarek, który dostanie prawdopodobnie 500 tys. zł. I wreszcie mega gwiazda polskiej muzy biesiadnej w osobie pana Sławomira Świerzyńskiego i jego grupy "Bayer Full". Przyznano im łącznie prawie 600 tysięcy, z czego liderowi miałoby przypaść 150. Złośliwi twierdzą, że muzycy "Bayer Full" (po polsku "pełny bajer") dostali tak wysoką dotację, ponieważ nazwa zespołu promuje styl uprawiania polityki przez obecny rząd, którego pan Sławek jest zatwardziałym fanem.

Kto jeszcze zdołał podłączyć się pod publiczną kroplówkę? Aktorka Małgorzata Foremniak – 77.270 zł, rodzinna formacja "Pectus" (grunt to rodzina) – 99.000 zł, artstka Natasza Urbańska – 111.000 zł, śpiewak z kontratenorem Grzegorz Hyży – 449.000 zł, "Top Managment Joanna Ziędalska - Komosińska", czyli management Agnieszki Chylińskiej – 664.500 zł, Fundacja Krystyny Jandy "Na Rzecz Kultury" – 1.800.000 zł, Studio "Buffo" Janusza Józefowicza – 2.000.000 zł. Janda poszła ostro w komercję, ceny biletów na jej niezbyt ambitne artystycznie spektakle weszły na orbitę okołoziemską, więc resort kultury powinien ostrożnie podchodzić do dofinansowywania tego typu placówek. Józefowicz natomiast prezentuje sztukę lekką, łatwą i przyjemną, chętnie oglądaną przez widzów i chyba zasłużył sobie na dotację.

W Internecie zawrzało. "Miliony dostają za koncerty, wydają tyle na ciuchy, buty i całą resztę, że normalny zwykły człowiek ubrałby za to siebie i całą rodzinę z dziećmi przez 2 lata. A teraz mają problem, bo nie potrafią żyć za zwykłe pieniądze. Zarabiali kwoty, że oczy z orbit wychodzą, a krew się burzy w żyłach. Gdzie to jest? ... Dostają wysokie tantiemy... Jakoś nikt nie płaci dozgonnego haraczu murarzowi za to, że mieszka w postawionym przez niego domu". Minister Gliński wystraszył się nie na żarty i zapowiedział, że wstrzyma wypłaty, a algorytm zostanie gruntownie prześwietlony. Nasuwają się jednak smutne wnioski. Nasze "gwiazdy" estrady i filmu, pożądani przez reklamodawców celebryci żyją zdecydowanie ponad stan. Kiedy przychodzi kryzys, okazuje się, że królowie i królowe są nadzy. Często w długach po uszy, choć nie wszyscy. Duet "Golec uOrkiestra" bierze za koncert 58 tys. zł, około 12 tys. kosztuje obsługa techniczna, łatwo wyliczyć, ile zostaje na rękę. Zagrali od 1998 r. setki koncertów, więc łącznie z tłustymi tantiemami z wydanych płyt zarobili ogromne pieniądze. Mimo to nie mają żadnych zahamowań, by aplikować do ministra o publiczne wsparcie. Co mają na to powiedzieć pielęgniarki, salowe, mały biznes gastronomiczny, etc., którzy nie mogą liczyć na coroczne tantiemy?

Pandemia ujawnia w środowisku artystycznym coraz więcej pudru, blichtru i życia na pokaz. Ostatnio prosił o wsparcie aktor, który przez ponad 20 lat grał jedną z wiodących ról w popularnym serialu telewizyjnym, do tego pobierał solidną pensję z tytułu bycia rektorem akademii teatralnej. Okazało się, że kiedy dotknęła go poważna choroba nie ma pieniędzy na leki. Gdzież więc są te naprawdę duże pieniądze, które zarobił przez ponad dwie dekady? Przed kilkoma dniami o wsparcie poprosiła kolejna serialowa aktorka, która ujawniła, że nie ma środków na przeżycie. Nie wszyscy jednak z tej branży wyciągają rękę z prośbą o wsparcie. Imponująca jest postawa młodego Marcina Januszkiewicza, muzyka i aktora teatrów "Powszechnego", "Studio" i "Komedia". Oto wpis, jaki zamieścił na Instagramie: "Poszedłem do normalnej pracy, rozwożę paczki od 6 do 19. Jest ciężko, wiadomo. Ale mam tu fajnych ludzi obok, którzy od dawna już tak dzielnie tyrają. I to nie jest tak, że wcześniej żyłem z głową w chmurach i zarabiałem bajońskie sumy na klepaniu wierszyków i śpiewaniu pioseneczek, nie mając pojęcia, jak wygląda praca większości obywateli... Pracowałem już kiedyś na zmywaku, więc znam zapach pieniądza 8 zł/h. Nie oceniam, czy to fajnie, czy niefajnie. Ale ten mój post jest też o tym, a raczej przede wszystkim o tym, że – wybaczcie określenie – NIE MA CO PIE******. Czas naprawdę wziąć się do roboty, ludziska". Kapelusze z głów przed tym młodym artystą.

Fot. pixabay

Wróć