Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Argumentów wiele za handlem w niedziele

04-10-2017 21:02 | Autor: Mirosław Miroński
Mamy ostatnio do czynienia ze spływem dobrych informacji dla Polaków. Oto jedna z prestiżowych agencji ratingowych – FTSE Russell – zakwalifikowała Polskę do grona rynków rozwiniętych. I choć malkontencka opozycja dobre notowania przypisuje jakiejś mitycznej, bliżej nieokreślonej koniunkturze gospodarczej, trzeba wiedzieć, że nagły boom u nas nie wziął się z niczego.

Złożyły się na nią konsekwentne działania rządu Beaty Szydło zmierzające do poprawy życia w naszym kraju. Stoją za nią konkretni ludzie, m. in. Mateusz Morawiecki – wicepremier, minister rozwoju i finansów, przewodniczący Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów. Przypisywanie pozytywnych efektów gospodarczych ogólnej koniunkturze jest oczywistą nieprawdą. Stosując podobną socjotechnikę, równie dobrze można by tłumaczyć, że bieda w Afryce skłaniająca rzesze ludzi do szukania poprawy losu w Europie to wynik złej koniunktury na tym kontynencie.

A prawda jest o wiele bardziej złożona. Każdy, nawet średnio inteligentny człowiek, jest w stanie to dostrzec. Choć ten i podobne fakty są oczywiste dla większości Polaków, opozycja z uporem stosuje dezinformującą narrację.

Żeby dostrzec plusy polityki wprowadzanej przez obecną formację rządzącą, wystarczy rozejrzeć się wokół siebie. Wejść do sklepu, porozmawiać z ludźmi, którzy coraz lepiej oceniają swój byt. Potwierdzają to badania przeprowadzone przez Główny Urząd Statystyczny. Wykazują one, że aż ośmiu na dziesięciu Polaków jest zadowolonych z życia. I to mimo wielu niedogodności, z którymi mamy wciąż do czynienia. A tych nie brak. Wystarczy wskazać dramatyczne skutki decyzji kolejnych układów rządzących przez wiele lat, zwłaszcza w dużych miastach. W ich wyniku lokatorzy kamienic byli poddawani rozmaitym szykanom, mającym na celu zmuszenie ich do opuszczenia swoich dotychczasowych mieszkań.

Dobre nastroje Polaków są wynikiem wprowadzanych przez rząd zmian. Ich ocena nie wymaga wcale dogłębnej analizy, wystarczy przyjrzeć polityce rządu bez uprzedzeń.

Jest oczywiste, że na dobrą koniunkturę w Polsce ktoś zapracował. Zapracowali na nią sami Polacy, wspierani wreszcie przez władzę. Stąd wysokie wskaźniki poparcia dla decyzji  które ona  w życie. Efektem jest modernizacja kraju.

To co było niemożliwe dla poprzednich ekip rządzących, nagle okazało się możliwe, jest realizowane i Polacy to widzą.

Po wprowadzeniu programu pomocy dla rodzin z dziećmi (500+) budżet się nie zawalił mimo złowieszczych zapowiedzi przeciwników politycznych. Wręcz przeciwnie, „dopiął się” z nadwyżką. Nie zawali się pewnie i po przywróceniu wieku emerytalnego oraz ulg podatkowych dla artystów i ludzi wykonujących wolne zawody. Dlaczego?

No właśnie. To dobre pytanie. Dlaczego przez całe lata ludzie z dzisiejszej opozycji, będący wtedy u władzy, wmawiali Polakom, że wymierzone w nich posunięcia podyktowane były jakąś obiektywną koniecznością, której nie można było uniknąć? Udało się im zrzucić cały ciężar na obywateli. Tymczasem teraz okazało się, że były to działania oparte na fałszywych przesłankach. Część z nich wyjaśnią zapewne sejmowe komisje, m. . komisja do spraw VAT, który w dziwny sposób „wyciekał” szerokim strumieniem za poprzednich rządów.

Agencja indeksowa FTSE Russell Podjęła zdecydowała o przekwalifikowaniu Polski z jej dotychczasowego statusu rynków rozwijających się do kraju rozwiniętego. Decyzja ta jest istotna dla nas nie tylko ze względów prestiżowych. Ma ona znaczenie dla inwestorów, dla napływającego do nas biznesu, a także dla rozwoju naszego rynku kapitałowego.

Używając porównania zaczerpniętego z języka sportowego, może rzec, iż decyzja agencja FTSE przenosi nasz kraj do wyższej ligi, ligi mistrzowskiej. Tym samym, dołączamy do najlepszych światowych drużyn, do gospodarczej ekstraklasy.

Z punktu widzenia Giełdy Papierów Wartościowych decyzja FTSE Russell sytuuje Polskę w gronie 25 najbardziej rozwiniętych światowych rynków, do których zaliczane są m. in. Stany Zjednoczone, Japonia,, Niemcy, Francja, czy Australia. Warto dodać, że to jedyny przypadek zakwalifikowania do tej grupy kraju z Europy Środkowo-Wschodniej.

Jest to ważny sygnał dla wszystkich śledzących koniunkturę i warunki gospodarcze w poszczególnych krajach. Okazuje się, że Polska jest dobrym miejscem zapewniającym bezpieczeństwo i rozwiniętą infrastrukturę.  Oceny międzynarodowych instytucji i agencji dotyczące Polski są znacznie lepsze niż oceny ich politycznych odpowiedników, mimo politycznej nagonki na nasz kraj. Światowy biznes widzi to, co dzieje się w Polsce inaczej niż unijni biurokraci.

Jednak nie wszystkie działania rządu wydają się jednoznacznie korzystne. Wątpliwości wielu Polaków budzi bezrefleksyjne poddawanie się presji związków zawodowych w kwestii handlu w niedziele. W tym przypadku aż nadto widoczna jest chęć przypomnienia o sobie i próba zaznaczenia swojej obecności na arenie politycznej liderów związkowych. Troska o pracownika wydaje się być tu na drugim planie. Wywieranie presji na rząd w dłuższej perspektywie przyniesie negatywne skutki – zarówno ekonomiczne, jak i społeczne. We współczesnych, rozwiniętych społeczeństwach (a właściwie nie tylko współczesnych, bo tak było od zawsze) są zawody wykonywane w niedziele i inne dni wolne, np. święta. Problem nie jest natury społecznej, czy ekonomicznej, a jedynie politycznej. Dlaczego? Otóż dlatego, że gdyby przyjąć tłumaczenie związkowców, jakoby praca w niedziele była źródłem rozpadu rodziny, czy uniemożliwiała pójście do kościoła, należałoby zakazać pracy w niedziele również lekarzom, pielęgniarkom, całemu personelowi medycznemu, kierowcom autobusów, maszynistom, kolejarzom, policjantom, pracownikom transportu, TV, radia etc. A to już byłaby czysta aberracja.

Istnieje wiele rozwiązań, które można wprowadzić, aby poprawić sytuację pracowników sklepów wielkopowierzchniowych, choćby ustawowo wolne niedziele dla każdego oraz system preferencyjnych wynagrodzeń. Byłoby to zapewne z korzyścią dla pracodawców, pracowników, a przede wszystkim dla obywateli, którzy często robią zakupy w niedzielę z konieczności, a nie z powodu jakiejś fanaberii. Warto też przy tej okazji przyjrzeć się argumentacji zwolenników zamykania sklepów i likwidowania handlu w dni wolne. Szermują oni mocno zwłaszcza jednym argumentem – w innych zachodnich krajach handel w niedziele jest zakazany. Otóż jest to tak samo bałamutne, jak to, że w innych krajach przyjmują nielegalnych emigrantów z Afryki i Azji. Czy liderzy związkowi uważają, że dla doraźnych celów politycznych powinniśmy we wszystkim naśladować syte społeczeństwa zachodniej Europy?

Wróć