Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Apollo będzie mile widziany...

05-08-2020 20:10 | Autor: Maciej Petruczenko
Skoro 1 stycznia 2021 ma ewentualnie ruszyć nowo wybudowane za ratuszem Ursynowskie Centrum Kultury, można mieć pewność, że otworzy się giełda pomysłów – co do programu działania tej placówki, która zapewne w dużym stopniu zastąpi, a przynajmniej uzupełni programy funkcjonujących dotychczas z dużym powodzeniem spółdzielczych placówek kulturalnych – z weteranem, jakim jest Dom Sztuki spółdzielni Jary na czele. Koegzystencja jest możliwa i potrzebna, a kultury nigdy nie za dużo – twierdzi dyrektor DSz Andrzej Bukowiecki. I ma z pewnością rację.

W tej chwili, jeśli chodzi o wspomniane placówki spółdzielcze, to oprócz Domu Sztuki na Ursynowie Północnym mamy domy kultury na Stokłosach, Imielinie i Natolinie, a do tego dochodzi Dzielnicowy Dom Kultury na Kajakowej, służący mieszkańcom tzw. Zielonego Ursynowa. Jeśli się zważy, że całą dzielnicę zamieszkuje faktycznie już chyba 200 tysięcy osób, to trudno nie zgodzić się z poglądem, że ten dawny warszawski wygon stał się po prostu miastem w mieście. A jak duże jest zainteresowanie wydarzeniami kulturalnymi, świadczy nieustanny tłok na różnego rodzaju spektaklach. Chociażby na dwu plenerowych koncertach fortepianowych w Parku im. Jana Pawła II.

Jest nadzieja, że w ślad za ukończeniem budowy Ursynowskiego Centrum Kultury z jego eleganckim wnętrzem – sam Apollo nastroi występujących tam artystów, by wiedli publiczność na wyżyny sztuki. Ja akurat należę do pionierów megaosiedla Ursynów i zachowałem w pamięci kolejne inicjatywy kulturalne, jakie się w tym zakątku miasta zaczęły pojawiać wraz z pojawieniem się budowlanej wielkiej płyty, która okazała się płytą długogrającą. Bodaj pierwszym publicznym koncertem plenerowym był występ wokalny Krystyny Jandy i Maryli Rodowicz, będących w latach 1977-1978 u szczytu popularności. Radość z zamieszkiwania w sąsiedztwie znakomitych artystek była tak wielka, że ludzie zebrali się w wychodzącym już wtedy po trosze z mody czynie społecznym i zbili z desek prowizoryczną estradę, która stanęła pod Kopą Cwila. Wysłuchać koncertu takich dwóch sąsiadek – to była dopiero frajda. Gdy Maryla dała pod Kopą koncert wiele lat później, sama niemal rozpłakała się ze wzruszenia.

Krystyna była świeżą laureatką Festiwalu Piosenki w Opolu, gdzie zaśpiewała „Gumę do żucia”. W wykonaniu Maryli usłyszeliśmy m. in. „Jadą wozy kolorowe”, choć wokół na parkingach stał niemal wyłącznie szaro-bure maluchy 126p. W tamtym czasie jednak nie luksus mieszkań lub samochodów był dla nas ważny, ale jaki taki dach nad głową i toczydełko, którym można się było przemieszczać po Warszawie – nie tak zakorkowanej jak dzisiaj.

Znaczącym krokiem naprzód na Ursynowie Północnym było otworzenie przez spółdzielnię mieszkaniową Jary – Domu Sztuki przy Wiolinowej, który szybko stał się miejscem kultowym nawet w skali całego miasta. Zagościli tam bowiem najlepsi majstrowie – Andrzej Bukowiecki z nieprawdopodobnie wysublimowanym Kinem Domu Sztuki i Zbigniew Zapasiewicz z teatrem Za Dalekim. Wtedy wszystko musiało być na najwyższym poziomie artystycznym, bo też w tej pierwszej części Ursynowa publiczność była wymagająca, a wybitnych artystów mieszkało co niemiara.

Stopniowo zaczęły się pojawiać kolejne domy kultury, no i pojawił się prawdziwy wulkan energii – Andrzej Ibis-Wróblewski, dziennikarz „Życia Warszawy”, strażnik poprawnej polszczyzny, a nade wszystko propagator kultury przez duże „K”. On to sprowadził na Ursynów pierwszy koncertowy fortepian. Z czasem w Domu Kultury Imielin znakomicie posłużył on chociażby artystom Teatru Wielkiego, których nam przywoził n a prośbę Ibisa ówczesny dyrektor tej placówki Sławomir Pietras.

Ibisowi, którego pamięć warto czcić również z uwagi na jego udział (i odniesione rany) w Powstaniu Warszawskim, zawdzięcza Ursynów organizowanie rozlicznych konkursów recytatorskich oraz stworzenie (wespół z Markiem Przybylikiem) tygodnika „Pasmo” i eksperymentalnego studia telewizji kablowej Ursynat. Gdyby nie Bukowiecki z kolei, moja wiedza o kinie światowym byłaby uboższa o 90 procent. Dzięki Andrzejowi mogłem się zaś ocierać o wielkie sławy filmowe, a nawet z nimi dyskutować na stopie prywatnej.

A któż by mi serwował lepszy jazz w mieście niż Natoliński Ośrodek Kultury? Gdzie bym się bardziej wzruszał słuchaniem dawnych gwiazd piosenki, niż w Domu Kultury Imielin, gdzie przekonałem się, że moja krajanka z Międzyrzeca Podlaskiego Sława Przybylska wciąż w rewelacyjnej formie, a jej nowe utwory, wspaniale zaaranżowane przez Janusza Tylmana po prostu pieszczą ucho?

W Domu Kultury Stokłosy i w Galerii Działań miałem okazję nie tylko oglądać ciekawe wystawy, ale i posłuchać dobrej muzyki. W Stokłosach wysłuchałem między innymi dowcipnego recitalu Wojciecha Dąbrowskiego, jedynego nauczyciela muzyki na świecie, który nie jest nudną piłą, a pisze teksty tak dowcipne, że trzeba go lokować gdzieś między Boyem a playboyem z Marianem Hemarem i Wojciechem Młynarskim w tle.

Swego czasu miałem przyjemność goszczenia w domu na Nutki niejednego wybitnego artysty, a wielu z nich zasiadało u mnie do pianina. Mieszkająca parę pięter wyżej Ewa Dałkowska śpiewała mi nawet wchodząc do windy. Dlatego liczę, że już pierwszy dyrektor Ursynowskiego Centrum Kulturalnego przy ul. Indiry Gandhi rozbawi mnie nie gorzej niż wymienione wcześniej talenciaki. Zgodnie z planem, w niektórych momentach ów przybytek za ratuszem dzielnicowym ma gościć całe ekipy teatralne najprzedniejszych warszawskich scen. To może być dla mieszkańców Ursynowa nie lada gratka. Sęk jednak w tym, żeby na wszystko znalazła się kasa. A na wszystko, to znaczy – także na dotychczasowe spółdzielcze placówki kultury, no i na Dzielnicowy Dom Kultury przy Kajakowej. A o to teraz nie będzie łatwo. Bo po pierwsze – bieda związana z pandemią koronawirusa, po drugie – na linii rząd - samorząd same nieporozumienia z kasą. Może jednak kultura złagodzi obyczaje i premier Mateusz Morawiecki wraz z ministrem kultury Piotrem Glińskim zrobią ściepę na potrzeby Roberta Kempy i Rafała Trzaskowskiego? Wtedy i na ursynowską kulturę coś kapnie.

Wróć