Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Alternatywy, czyli nasz wybór

14-10-2020 20:07 | Autor: Maciej Petruczenko
Vox populi, vox Dei. Ursynowski lud wybrał nazwę swojego nowo zbudowanego Centrum Kultury, przegłosowując wiele znaczący w dzielnicy termin „Alternatywy”, kojarzący się ze znakomitym serialem komediowym („Alternatywy 4”), wyreżyserowanym dla TVP przez Stanisława Bareję i upamiętniającym absurdy schyłkowego okresu PRL. Farsowość systemu przydzielania mieszkań spółdzielczych, tandetę wykonawstwa i paradoksy w zetknięciu skrajnie różnych obyczajowości – ukazał Bareja z dobrodusznym uśmiechem.

Tamten serial pozwalał nam odzyskiwać pogodę ducha po codziennych zmaganiach z socjalistyczną rzeczywistością. Teraz jednak nie można żyć li tylko przeszłością, naśladując wielu polityków i niektórych satyryków (Janek Pietrzak!), którzy wciąż walczą z komuną, choć ona od dawna nie istnieje.

Wybór rzeczownika „Alternatywy” bardzo mi się podoba, stanowiąc odzwierciedlenie wspólnoty myślowej ursynowian. Rzecz jednak w tym, że choć na razie w blisko 160-tysięcznym gronie mieszkańców zdecydowanie dominuje starsze pokolenie, pamiętające czasy komuny, to w dalszej perspektywie kluczową rolę przejmie młodzież. Trzeba więc z góry myśleć o takim programie Centrum Kultury, jaki będzie już odpowiadać tej młodszej generacji, bardziej dziś oblatanej w świecie wirtualnym niż rzeczywistym. Można się na przykład spodziewać, że nie tylko w związku z pandemią koronawirusa szereg zajęć, a nawet koncertów będzie się odbywać online – bez potrzeby wychodzenia przez kogokolwiek z domu. Być może, powstanie teatr, którego próby będą przeprowadzane na miejscu, ale już sam spektakl zaproponuje się do obejrzenia w internecie.

Świeżo obrana nazwa Centrum powinna też skłaniać do tworzenia alternatywnych nurtów literackich, muzycznych, teatralnych, filmowych, plastycznych. Może więc stanie się Ursynów kulturalną awangardą Rzeczypospolitej? Oby tylko ta awangarda nie musiała na kolanach żebrać o pieniądze, choć taka sytuacja marzy się czołowemu politrukowi obecnej elity władzy – Joachimowi Brudzińskiemu, któremu zaczyna się wydawać, że jest właścicielem państwa polskiego i może ewentualnie wydzielać coś współobywatelom po uważaniu, jakby wyjmował forsę z własnego portfela. Tak bowiem traktuję jego niedawną, nad wyraz prostacką i arogancką wypowiedź. Niewiele już takiemu mądrali brakuje do pewnego pana i władcy z czasów PRL, głoszącego brutalnie, że „dupa jest od sr.....nia, a dziennikarz od pisania”, więc niechaj robi swoje i nie podskakuje.

W jakimś stopniu tak często spotykaną dzisiaj na powrót prostackość zachowania prezentował w serialu „Alternatywy 4” grany genialnie przez Romana Wilhelmiego dozorca Stanisław Anioł. Wprost wierzyć się nie chce, że historia jakby zatoczyła koło. Człowiek o mentalności Brudzińskiego pasowałby też do roli dozorcy („gospodarz domu”) jak ulał i pewnie z równą chęcią forsowałby sąsiedzkie zajęcia kulturalne oraz czyny społeczne jako swojego rodzaju „kaowiec”. Całe szczęście więc, że dopóki mamy i w mieście, i na Ursynowie taką władzę samorządową, jaką mamy, zaangażowanie tego rodzaju troglodyty nam nie grozi. I niechaj on już pozostanie na stanowisku wiernego odkrzykiwacza podczas wieców ukochanego przywódcy.

A tak nawiasem mówiąc, trochę jestem niesprawiedliwy, odnosząc sukces serialu „Alternatywy 4” wyłącznie do reżysera Stanisława Barei. Tak naprawdę punktem wyjścia do tego sukcesu były genialne dialogi, napisane przez dwu dziennikarzy, będących akurat w apogeum zawodowej formy – Janusza Płońskiego i mojego starego druha – śp. Maćka Rybińskiego. Gdy nastał stan wojenny i znany z satyrycznych felietonów w „ITD” Maciek został wezwany na przesłuchanie przez dziennikarską komisję weryfikacyjną, zasiadająca w niej pańcia powitała go słowami: – Ależ pan znakomicie pisze, już dawno chciałam pana poznać! Na to Maciek odrzekł jej z całą bezczelnością: – Nie pani jedna... No cóż, z góry wiedział, że nie zostanie pozytywnie zweryfikowany, więc się już nie bawił w konwenanse. A jego krytyczne spojrzenie na PRL znalazło najdobitniejszy wyraz właśnie w serialu „Alternatywy 4”.

Wierzę, że w ursynowskim Centrum Kultury nie zabraknie tekściarzy równie utalentowanych i równie dowcipnych jak Rybiński, niekoniecznie dostosowujących się jednak do współczesnej nowomowy, opartej z jednej strony na nieustannym gwałceniu zasad koniugacji i deklinacji, a z drugiej strony na zaśmiecaniu polszczyzny częstym „anglezowaniem”, które powoduje, że nawet czysto słowiańskie nazwiska – językowe tumany wymawiają z angielska. A już nie chcę się rozwodzić nad tym, że różne mamcie i tatuńcie, wysyłające swoje pociechy na konkursy wokalne, są zdania, iż małolaty najbardziej zaimponują jury, śpiewając piosenki z tekstami angielskimi, w większości wypadków nieporównanie gorszymi od wielu świetnych tekstów polskich.

Na koniec zaś, skoro już zebrało mi się na rozważania wokół posunięć alternatywnych, pozwolę sobie na polemikę z redakcyjnym kolegą Tadeuszem Porębskim, który w kwestii swoich ukochanych wyścigów konnych jest tradycjonalistą i ostro krytykuje (na stronie....) zorganizowany niedawno na Służewcu festiwal wszelkich sportów z udziałem konia. Mnie akurat ta niespotykana dotychczaas parada bardzo się podobała. I może przy okazji przypomnę, że nawet owiany legendą z czasu drugiej wojny światowej major Henryk Dobrzański (Hubal) był nie tylko reprezentantem Polski w hippice, lecz również brał udział w regularnych gonitwach z Wielką Pardubicką włącznie. Zatem we wszelkich dyskusjach nad tradycyjnym zagadnieniem „koń a sprawa polska” zalecam możliwie wszechstronne spojrzenie. Choć zgadzam się z twierdzeniem, żeś sprawę wyścigów konnych w kraju zaczynamy mocno przegrywać.

Wróć