Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Alchemia pandemii

22-04-2020 21:21 | Autor: Tadeusz Porębski
Świat oczekuje i jednocześnie szuka odpowiedzi na dwa pytania: kiedy będzie można ogłosić koniec pandemii i skąd konkretnie wypełzł koronawirus SARS-CoV-2? Na oba pytania, niestety, tej odpowiedzi nie ma i długo nie będzie, a na drugie pytanie możemy jej nigdy nie poznać. Najbardziej popularna teza, jakoby wirus pochodził z tak zwanego mokrego targu w chińskim mieście Wuhan, budzi ostatnio coraz więcej wątpliwości. Skąd nazwa „mokry targ”? Sprzedaje się tam mięso z ponad 70 gatunków zwierząt. Wiele z nich zabija się na miejscu, więc wszędzie jest krew przemieszana z wodą służącą do jej spłukiwania. Dlatego targowisko nazywane jest „mokrym”.

Do dzisiaj ani powyższa, ani żadna inna teza dotycząca źródła pandemii nie została w stu procentach potwierdzona. Wszystkie podnoszą jednak uparcie, że protoplasta koronawirusa Covid-19 pojawił się najpierw u zwierząt. Człowiek dokonał bowiem głębokiej ingerencji w ich środowisko, pozbawiając je m. in. siedlisk, masowo zabijając i prowadząc na nich naukowe oraz pseudonaukowe eksperymenty. Wirus ma więc mnóstwo okazji, by wykonać "skok" ze zwierzęcia na człowieka. To człowiek przyczynił się do zniszczenia równowagi klimatycznej, co skutkuje ocieplaniem klimatu i topnieniem lodowców. Nie można wykluczyć, że zupełnie nieznane naszemu systemowi immunologicznemu, a zamrożone od tysięcy lat patogeny, z których wiele może być zabójczych dla człowieka – zostają w wyniku ocieplania klimatu uwolnione i za pośrednictwem m. in. zwierząt przeniesione w różne zakątki kuli ziemskiej.

Wraz z upływem kolejnych miesięcy uwaga świata zwraca się w stronę Instytutu Wirusologii (WIV) w Wuhan. Zachodnie media przypominają, że od 3 do 9 listopada 2019 r. odbywała się tam międzynarodowa konferencja poświęcona bezpieczeństwu biologicznemu. Towarzyszyły jej warsztaty, panele oraz wycieczki po laboratoriach, w których znajdują się szczepy najgroźniejszych wirusów świata. Ta teza ma pokrycie w faktach, ponieważ pierwsze oficjalne przypadki Covid-19 stwierdzono w grudniu. Jednak nieoficjalne doniesienia przebąkiwały o zbliżającej się pandemii już w listopadzie. Jednocześnie prawie wszyscy naukowcy zgodnie twierdzą, że protoplastą wirusa nie jest słynny nietoperz z „mokrego targu” w Wuhan. Prawda faktycznie może leżeć na drugim brzegu rzeki Jangcy.

To tam, w Instytucie Wirusologii, chińscy naukowcy badają ponad 1,5 tysiąca wirusów, z których większość jest zabójcza dla człowieka. WIV jest pierwszym laboratorium w Chinach kontynentalnych, któremu co prawda przyznano najwyższy, czwarty stopień bezpieczeństwa biologicznego, ale w świecie nauki panuje opinia, że chiński czwarty stopień odpowiada ledwie drugiemu europejskiemu i trzeciemu amerykańskiemu. W przeszłości oskarżano WIV, że nie trzyma takiego poziomu bezpieczeństwa, jaki obowiązuje na świecie w „czwórkach”. Wątpliwości co do rzeczywistego poziomu bezpieczeństwa w tym instytucie zgłaszał m. in. cieszący się prestiżem dziennik "Washington Post", który w kwietniu informował, że na dwa lata przed pandemią amerykańscy dyplomaci wizytowali WIV i wyrazili poważne obiekcje co do bezpieczeństwa na terenie obiektu oraz obawy w związku z prowadzonymi tam badaniami nad wirusami. Nazajutrz po ukazaniu się publikacji Donald Trump zagroził, że rząd USA ustali, czy koronawirus SARS-CoV-2 wydostał się z chińskiego laboratorium i jednocześnie odciął finansowanie Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) za rzekome sprzyjanie i pomoc Chinom w ukrywaniu prawdy o koronawirusie . Jaki będzie finał amerykańsko – chińskiej awantury, mającej przede wszystkim podłoże gospodarcze, nie wiadomo.

Jak większość warszawiaków gniję od ponad miesiąca w mieszkaniu i główkuję, czym zakończy się atak Covid-19 na Polskę i świat. Czytam, słucham, oglądam i dochodzę do wniosku, że z tym koronawirusem coś jest nie tak. W 1997 r. ludzi zaatakowała ptasia grypa. Wybuchła panika, ale rychło okazało się, że strach ma wielkie oczy. Do dziś stwierdzono bowiem tylko 861 zachorowań na H5N1 i 455 przypadków śmiertelnych. Epidemia SARS z 2002 r. i tegoroczna koronawirusa mają ze sobą wiele wspólnego. Obie wybuchły w Chinach, oba wirusy prawdopodobnie pochodzą od zwierząt, oba też przenoszą się z człowieka na człowieka.

SARS to skrót od ”Severe Acute Respiratory Syndrome”, czyli "zespół ostrej niewydolności oddechowej”. Podobnie jak dzisiaj Covid-19 choroba rozprzestrzeniała się błyskawicznie, pacjenci trafiający do szpitali zarażali kolejne osoby i pracowników szpitali, którzy, nieświadomi zagrożenia, przekazywali wirusa kolejnym osobom. Dopiero w marcu 2003 r. wprowadzono obowiązkowe badania ochronne u podróżujących do Azji i kwarantannę, zamykano też szkoły i urzędy. Podobnie jak dzisiaj zbyt późno zareagowano na niebezpieczeństwo, za co obwiniano chińskie władze, które od 2002 r. ukrywały przypadki SARS. Epidemia objęła głównie kraje Azji, w krajach Europy pojawiały się pojedyncze przypadki. W sumie w latach 2002 i 2003 na SARS zachorowało 8096 osób, 774 z nich zmarły.

Pandemia spowodowana tzw. świńską grypą miała miejsce w latach 2009/2010 r. Mutacja wirusa A/H1N1 po raz pierwszy pojawiła się w Meksyku, potem w USA, Kanadzie, a w kwietniu trafiła do Europy, Azji, Afryki i Australii. W czerwcu WHO ogłosiła najwyższy, szósty stopień zagrożenia chorobowego, czyli pandemię. Utrzymywano go do sierpnia 2010. WHO poinformowała, że w wypadku nowej grypy A/H1N1 mamy do czynienia z najszybciej rozprzestrzeniającą się kiedykolwiek pandemią i zwolniła władze medyczne poszczególnych krajów z obowiązkowego odnotowywania każdego przypadku. Dlatego do dziś nie wiadomo, ile dokładnie ofiar pochłonął A/H1N1, szacunki wahają się między 150 a prawie 600 tysięcy.

Istotnym szczegółem jest to, że rządy wielu krajów zdecydowały się wówczas na masowy zakup preparatu przeciwko grypie o nazwie Pandemrix. Często kupowano go z dużą nadwyżką, za co wiele rządów spotkała potem surowa krytyka za marnotrawienie publicznych pieniędzy. Nie zabrakło również głosów, że pandemia A/H1N1 była zbyt mocno nagłośniona przez media, a największym jej beneficjentem miały się okazać koncerny farmaceutyczne. Warto w tym miejscu przypomnieć, że jedynym krajem w Europie, który nie zdecydował się na zakup Pandemrix, była… Polska. Rząd Donalda Tuska, z Ewą Kopacz jako ministrem zdrowia, wykazał się dużym wyczuciem, w odróżnieniu na przykład od Niemców, którzy w 2010 r. musieli zniszczyć 16 milionów niewykorzystanych jednostek Pandemrixu zakupionych w czasie pandemii za 130 mln euro.

Czy pandemia Covid-19 jest kolejną próbą napchania kabzy koncernom farmaceutycznym? A może służy pogrążeniu Europy oraz USA w totalnym chaosie i wywołaniu globalnego kryzysu gospodarczego? Jeśli tak, to kto miałby za tym stać? Dążące do gospodarczej dominacji nad światem Chiny Ludowe? Jednego nie mogę zrozumieć: mamy w Polsce ponad 38 milionów obywateli, z powodu koronawirusa zachorowało 9856 osób, 401 osób zmarło – z tego ponad 90 proc. miało powyżej 70 lat i były obarczone innymi ciężkimi schorzeniami – a 1297 wyzdrowiało (stan na dzień 21kwietnia). To ma być pandemia? To ma być powód do internowania ludzi w domach i uziemienia polskiej gospodarki? Podkreślam – pytania nie zadaje osoba młoda, lecz statystycznie zagrożona. Dziennie umiera w Polsce około 370 tys. osób. Dziennie. Niech maseczki i odstępy pomiędzy ludźmi nadal pozostaną obowiązkowe. Niech nadal obowiązuje zakaz organizowania imprez masowych. Ale, na Boga, pozwólcie działać usługom i biznesowi, szczególnie małemu. Otwierajcie kawiarnie, restauracje, pensjonaty, hotele i zakłady usługowe, bo jeszcze miesiąc – dwa i nie będzie co otwierać.

Wróć