Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Al. KEN – żółta kartka dla zielonej fali

19-12-2018 21:52 | Autor: Bogusław Lasocki
Dla kierowców zatłoczonego Ursynowa zapowiedziane w połowie 2016 r. uruchomienie tak zwanej "zielonej fali" w al. Komisji Edukacji Narodowej stało się nadzieją i długo oczekiwaną szansą łatwiejszego przejazdu do pracy i powrotów do domu. Od momentu uruchomienia nowej koordynacji ruchu upłynęło już sporo czasu.

Powstałe na kilku skrzyżowaniach – poniekąd przy okazji – bezkolizyjne skręty sprawdziły się, jednak podstawowe usprawnienie ruchu, czyli płynne przejazdy przez kolejne skrzyżowania na zielonym świetle wydają się wciąż nieosiągalne.

Czym jest "zielona fala"

"Zielona fala" to po prostu system synchronizacji świateł na skrzyżowaniach zorganizowany w taki sposób, by samochody jadące z pewną określoną prędkością mogły przejechać kolejne skrzyżowania na zielonym świetle. Dzięki takiemu rozwiązaniu ruch staje się płynny, bez potrzeby znacznego zwalniania czy przyspieszania, zmniejsza się zużycie paliwa i ilość wytwarzanych szkodliwych substancji smogotwórczych, poprawia się przepustowość, a więc rośnie liczba przemieszczających się samochodów w jednostce czasu.

Zsynchronizowanie świateł, umożliwiające ich zmienianie się w ściśle określonych odstępach czasu, jest stosunkowo łatwe do rozwiązania. Jednak dużo trudniejszym problemem jest dostosowanie tych cykli do stale zmieniającego się natężenia ruchu. Przepustowość ulic i skrzyżowań jest ograniczona, gdy więc na trasie znajdzie się więcej pojazdów, część z nich nie zmieści się w czasie działania "zielonej fali". Konieczne jest również uwzględnienie dojazdów do skrzyżowań z przecznic. Aby nastąpiło pełne zsynchronizowanie cykli świateł oraz dostosowanie do natężenia ruchu w danej chwili, niezbędna jest możliwość oceny sytuacji na drodze, uwzględniająca również ciągły pomiar natężenia ruchu.

Będzie bardzo pięknie

"Wprowadzimy koordynację sygnalizacji świetlnej na al. KEN!", "2,5 kilometra zielonej fali w al. KEN" – zapowiadał szumnie Zarząd Dróg Miejskich jesienią 2016 roku.

Przedsięwzięcie faktycznie wyglądało interesująco. Dostosowanie programów sygnalizacji świetlnej do natężenia ruchu i jego nowej organizacji miało objąć łącznie 10 skrzyżowań. Dla każdego skrzyżowania powstał nowy projekt, zakładający zmianę programu sygnalizacji i powiązanie z sąsiednimi skrzyżowaniami. Zaplanowano objęcie koordynacją skrzyżowań al. KEN z ul. Artystów, Dzwonniczą, Herbsta i Jastrzębowskiego, Ciszewskiego, Polinezyjską, Gandhi i Polaka, co teoretycznie zapewniało płynną jazdę na odcinku prawie 2,5 km. Przewidziano objęcie pracami również skrzyżowania ul. Ciszewskiego z ul. Cynamonową, Gandhi z Cynamonową i Gandhi z Dereniową. Dzięki temu koordynacją miał być objęty ciąg ul. Ciszewskiego (Cynamonowa i Dereniowa) i analogicznie ul. Gandhi. Przewidziano również fazę bezkolizyjną lewoskrętów, zaś na skrzyżowaniu al. KEN z ul. Herbsta wydzielenie pasów skrętu w lewo i zawracania z al. KEN.

Wszystkie sygnalizacje świetlne miały zostać dostosowane do pracy w pełnej akomodacji z automatyczną detekcją, czyli rozpoznawaniem obecności także pieszych i rowerzystów, zaś skrzyżowania miano wyposażyć w sygnalizację dźwiękową dla osób z dysfunkcją wzroku.

Co jest, czego brakuje

Minęły już dwa lata, dobry więc czas na ocenę tego ważnego przedsięwzięcia. Bezkolizyjne skręty w lewo na skrzyżowaniach i możliwość zawracania (tam, gdzie to jest oznaczone sygnalizatorami świetlnymi) działają prawidłowo i są bardzo wygodne. Trochę gorzej jest z systemem detekcji pieszych wieczorem, gdy jedna czy dwie osoby oczekują przed pasami na swoje zielone światło. System w trudniejszych warunkach oświetleniowych czasem wymusza czekanie do kolejnego cyklu zmiany świateł. Taka sytuacja występuje w przypadku przejścia przez ul. Ciszewskiego przy skrzyżowaniu z ul. Cynamonową. Również pewnych korekt wymagają warunkowe skręty w prawo przy czerwonym świetle z ul. Cynamonowej w Ciszewskiego – pisałem o tym szerzej w „Passie” z 13 grudnia br. Również dziwnie zachowuje się zielona strzałka skrętu warunkowego w prawo z al. KEN w Gandhi. Po okresie świecenia, gaśnie na kilka sekund, po czym ciągle w ramach tego samego cyklu znów się zapala. Zauważyłem nieprawidłowe działanie na dwóch skrzyżowaniach. Nie planuję robić audytu całości projektu, gdyż jest to zadanie Zarządu Dróg Miejskich.

Natomiast wątek zasadniczy, czyli "zielona fala" w al. KEN wygląda, niestety, znacznie gorzej. Po prostu na planowanym 2,5-kilometrowym odcinku płynnego przejazdu nie ma, bez względu na kierunek, porę dnia czy dzień tygodnia.

Zielona nie taka zielona

Czytając ostatnio jakiś artykuł o "zielonej fali", przypomniałem sobie, że jadąc samochodem od strony ul. Puławskiej w kierunku Leclerca, już od dawna odruchowo wybierałem nieco dłuższą trasę ul. Rodowicza-Anody, a nie krótszą trasę – aleją KEN – właśnie ze względu na sporą ilość świateł al. KEN. Postanowiłem więc sprawdzić, jak ten płynny przejazd naprawdę wygląda. Oczywiście, pamiętałem, że dyrektor Zarządu Dróg Miejskich Janusz Puchalski obiecywał podczas konferencji w warszawskim ratuszu:

"Tak zaprogramujemy zieloną falę, żeby premiować jadących najwyżej pięćdziesiątką". Pamiętałem również, że albo korki, albo zielona fala – w godzinach szczytu nic innego się nie wycuduje. No i jeszcze to, że "zielona trasa ekspresowa KEN" to 2,5 kilometra od skrzyżowania al. KEN z ul. Artystów aż do skrzyżowania z ul. Polaka. W tym miejscu od razu nasunęły się pytania, niestety trochę retoryczne, gdyż nikt na nie nie odpowie: dlaczego "zielona fala" dopiero od ul. Artystów, a nie kawałek wcześniej od Surowieckiego, czyli od pierwszego skrzyżowania na KEN po wjeździe na Ursynów, oraz analogicznie -–dlaczego tylko do skrzyżowania z ul. Polaka, a nie kawałek dalej do Płaskowickiej, ze względu na kluczowy charakter tego skrzyżowania. Ale cóż, logika logiką, ale decyzje urzędnicze jednak rządzą się własnymi prawami.

Kilka dni temu, wracając po godzinie 21 na Ursynów, postanowiłem sprawdzić, jak faktycznie wygląda ta już mityczna "zielona fala". Ruch niewielki, pogoda dobra, więc tylko trzymać 50 km/godz. i do dzieła. Po przejechaniu na zielonym świetle skrzyżowania KEN z Surowieckiego bez problemów przejechałęm na zielonym świetle za fotoradarem na wysokości ul. Artystów i za chwilę ... przykra niespodzianka: samochód był jeszcze sporo przed ul. Dzwonniczą, gdy zapaliło się czerwone światło. No, cóż, poczekajmy i jedźmy dalej. Herbsta – w porządku, Ciszewskiego również, cały czas kontroluję szybkościomierz, i kolejne światła znów czerwone – na wysokości tyłów Galerii KEN przy łączniku do ul. Cynamonowej. Ponownie chwila oczekiwania, krótki odcinek jazdy i znów czerwone przy Gandhi. Dalej już było lepiej. Skrzyżowanie przy Polaka – zielone, przy Płaskowickiej – również (to już poza "falą") i dopiero przy Lasku Brzozowym przed Belgradzką paliło się czerwone. Test skuteczności "fali" al. KEN w kierunku przeciwnym dał wynik podobny. Przy Polaka przejazd na zielonym, jednak przy Gandhi na wysokości Urzędu Dzielnicy dla odmiany czerwone. Kolejne skrzyżowanie przy tyłach Leclerca – również czerwone. Przejazd przez Ciszewskiego na zielonym i po odcinku jazdy z uporem maniaka pięćdziesiątką – przy Dzwonniczej znów czerwone światło. Przy zbiegu z ul. Artystów udało się radośnie przejechać na zielonym, ale kawałek dalej przy Bartóka – przywitało mnie czerwone światło.

Jeszcze dwa razy w innych porach powtórzyłem testową przejażdżkę i wynik za każdym razem był podobny, czyli trzy, a przynajmniej dwa czerwone światła na trasie zielonej fali, przestrzegając oczywiście "pięćdziesiątki" przy braku korków. Jednak prawdę aż do bólu ukazało bezpośrednie przyjrzenie się zmianom świateł wzdłuż al. KEN z okolic skrzyżowania z ul. Gandhi i dalej na wysokości łącznika z Cynamonową, skąd świetnie widać wszystkie światła od Polaka aż do Dzwonniczej. Nie dość, że nie następowały zmiany świateł po kolei, to co drugi lub trzeci cykl występowały niewykorzystane przez samochody cykle zielonych świateł, gdyż pojazdy były zatrzymane przez światła czerwone na skrzyżowaniach poprzedzających. Tyle praktyka z dni ostatnich.

Łabędzi śpiew specjalistów

Teoretycy i eksperci mają jednak swoje własne spojrzenie. Jeszcze w styczniu 2018 r. rzeczniczka ZDM Karolina Gałecka w rozmowie z TVN24 stwierdziła: " Nie obawiamy się spowolnienia w ruchu. Kierowcy, którzy będą jechać zgodnie z przepisami, czyli przepisową pięćdziesiątką, nie będą mieli podstaw do obaw. Zapewnienie zielonej fali, przy takiej prędkości kierowcy, będzie możliwe dzięki położonemu w 2016 roku kablowi koordynacyjnemu". Zarząd Dróg Miejskich konsekwentnie brnie dalej. Dalsze wyjaśnienia rzecznika ZDM Karoliny Gałeckiej z października 2018 r. przytacza portal Haloursynów informując, że korki nie wynikają ze złego ustawienia sygnalizacji, a na ulicy Rosoła, Stryjeńskich i w alei KEN jest już zielona fala. Innymi słowy: "zielonej fali" nie ma (praktyka) kontra "zielona fala" jest (ZDM). Czyli jeśli praktyka jest niezgodna z teorią, to tym gorzej dla praktyki.

Nieco inną retorykę stosuje ekspert Tomasz Dybicz z Politechniki Warszawskiej, cytowany również przez TVN24. "Zjawiska zielonej fali nie można osiągnąć na każdym skrzyżowaniu i w każdych warunkach. Sygnalizacja ma służyć wszystkim, a nie tylko kierowcom jadącym w jednym kierunku". Teoretycznie to prawda, wszystkim po troszku, skromnie ale po równo (skąd my to znamy?), jednak w praktyce rozwiązań komunikacyjnych szukanie takiej uniwersalności jest absurdem. Przykładowa "zielona fala" na KEN nie miała być panaceum na rozwiązanie problemów z korkami wzdłuż i wszerz Ursynowa. Z założenia była to koncepcja usprawnienia przejazdu przez al. KEN, która jest jedną z głównych osi komunikacyjnych Ursynowa. Natomiast ocena, czy taka "zielona fala" w alei KEN nie zdezorganizuje okolicznego ruchu oraz czy w ogóle jest osiągalna – powinna być dokonana PRAWIDŁOWO o wiele wcześniej. Jednak i na to można znaleźć odpowiedź, gdyż zgodnie z opinią cytowanego wyżej eksperta z Politechniki Warszawskiej, "zielona fala" i jej koordynacja działałyby lepiej, gdyby ulice były węższe, a skrzyżowania prostsze, zaś liczba samochodów wjeżdżających do miasta mniejsza. Zatem wiemy już co było przyczyną, że powstał bubel z 2,5 kilometrowym kablem koordynacyjnym o łącznej wartości 3,2 mln zł, a znaczna część tych pieniędzy została wyrzucona w błoto

Może warto jeszcze przypomnieć specjalistom, ekspertom i zarządzającym, że poza wydawaniem publicznych pieniędzy dostępne są jeszcze rozwiązania typu organizacyjnego, do których można zaliczyć właściwą regulację świateł. Czekając w korku w którąś sobotę około południa na KEN pomiędzy Belgradzką a Płaskowickiej (obydwa pasma ruchu zajęte, przejazd trwał ok. 15 minut) zauważyłem, że źródłem tego korka jest zła regulacja świateł na skrzyżowaniu w rejonie Płaskowickiej. Krótkie cykle świateł umożliwiały przejazd aleją KEN przez skrzyżowanie zaledwie 7 - 8 samochodom spośród ponad setki czekających w korku, gdy na poprzecznej Płaskowickiej czekały w tym czasie tylko 2 - 3 samochody. Wystarczyłaby odpowiednia regulacja świateł – przedłużenie cyklu na KEN i za cenę niewielkiego przedłużenia czasu oczekiwania kierowców na Płaskowickiej zniknąłby uciążliwy korek na KEN. Ale zza biurka urzędników Zarządu Dróg Miejskich tego nie widać.

Wróć