Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Adios amigos...

12-08-2020 20:53 | Autor: Tadeusz Porębski
Jestem ostatnią osobą, którą można by posądzić o niechęć dla osób LGBT. Swoją sympatię do tego środowiska artykułuję w wielu swoich publikacjach i felietonach od ponad ćwierć wieku. Datuje się ona od połowy lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy stałem się naocznym świadkiem przeprowadzonej przez milicję brutalnej łapanki na gejów.

Listopad 1985 r., deszcz, słota, zimno. Pada hasło "knajpa" i lądujemy w kilka osób w restauracji "Ambasador" w Alejach Ujazdowskich naprzeciwko ambasady USA, bo akurat było najbliżej. To był elegancki lokal, żadna tam speluna, tłumnie odwiedzany przez warszawskich gejów. Między sobą nazywali go "Pikietą". Nam ludzie ci nigdy nie wadzili i opróżniliśmy tam niejedną flaszkę żytniej z kłosem, zakąszając tatarem, który był specjalnością zakładu.

Chyba koło północy nagle w szatni zakotłowało się. Zobaczyliśmy niebieskie mundury, było ich mnóstwo. Wyjrzałem przez szybę, na ulicy sznur radiowozów zwanych "sukami". Nikt nie wiedział, co się dzieje. Kilku cywilnych łapsów wpadło na salę w towarzystwie mundurowych i zaczęli im wskazywać ludzi siedzących przy stolikach i przy barze. Była to prawdopodobnie obyczajówka, mająca rozeznanie w środowisku gejów. Mundurowi brutalnie wyciągali wskazanych na zewnątrz i ładowali do "suk". Byliśmy na dobrym rauszu, więc zebrało mi się na odwagę i coś zagadałem w obronie oprymowanych. Na to jeden z łapsów podszedł do stolika i krzyknął: "Mordy w kubeł, bo i wy wylądujecie na dołku". Co było robić – odpuściliśmy, ale zrobiło się nieprzyjemnie i odechciało nam się gorzałki. Znacznie później dowiedziałem się, że był to pierwszy etap operacji "Hiacynt".

Była to operacja zorganizowana wspólnymi siłami milicji i Służby Bezpieczeństwa na rozkaz szefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych generała Czesława Kiszczaka. Zatwierdził ją ówczesny zastępca komendanta głównego milicji gen. Zenon Trzciński. Skoordynowana w czasie akcja wymierzona była bezpośrednio w środowiska homoseksualne. W miejscach spotkań gejów zorganizowano zasadzki, gliniarze wchodzili do szkół, uczelni, zakładów pracy, zabierano też ludzi wprost z pościeli. Zatrzymywano podejrzanych o skłonności homoseksualne, jak również o kontakty z tym środowiskiem, mimo że homoseksualizm nie jest w Polsce karany od lat trzydziestych. Bez jakiejkolwiek podstawy prawnej przewożono zatrzymanych do komend i komisariatów i poddawano upokarzającym przesłuchaniom. Aresztowanym zakładano tzw. „Karty homoseksualisty” i zdejmowano odciski palców. Osoby, którym założono teczki, były zmuszane przez bezpiekę do tajnej współpracy, szczególne znaczenie miała dla esbeków wiedza o homoseksualistach w szeregach opozycji i kleru. Taki był główny cel operacji "Hiacynt", choć uzasadniano ją walką z AIDS.

Było mi wtedy bardzo żal gejów, wszak ludzie ci nie zrobili nikomu nic złego. Moja sympatia do tego środowiska przetrwała dekady. Wielokrotnie zamieszczaliśmy na łamach "Passy" publikacje, które przysyłała bezpośrednio do mnie Yga Kostrzewa ze stowarzyszenia "Lambda", zrzeszającego osoby homoseksualne. Nikt więc nie może zarzucić dziennikarzom "Passy" i samemu tygodnikowi złych intencji wobec ludzi LGBT. Ale nie wobec wszystkich można być tolerancyjnym. W nocy z 28 na 29 lipca grupa osób podpisujących się jako "Siej zamęt", "Poetka" i "Stop bzdurom" przymocowała do figury Chrystusa na Krakowskim Przedmieściu tęczową flagę LGBT. Jednym ze sprawców profanacji był pan Michał Sz., robiący w środowisku gejowskim za panią Małgorzatę Sz., ksywa "Margot". Kilka dni temu Osoba (takiego określenia będę używał, by nie razić niepoprawnością polityczną) została tymczasowo aresztowana za uszkodzenie samochodu "Fundacji Pro-Prawo do Życia". Zapewne wkrótce usłyszy kolejny zarzut, tym razem profanacji przedmiotu czci religijnej.

Wsio można, no astarożna – to ruskie przysłowie pasujące jak ulał do wyczynów "Margot". Włodzimierz Czarzasty, lider Sojuszu Lewicy Demokratycznej, któremu wtórują partyjni towarzysze, jest zdania, że areszt to forma zastraszenia Osoby i wiąże się z wyznawanymi przez Osobę poglądami. Ja tymczasem twierdzę, że to gówno prawda. Osoba została aresztowana za popełnienie czynu stricte kryminalnego, jakim było uszkodzenie cudzego samochodu, a w takim przypadku intencje sprawcy nie mają żadnego zdarzenia. Do szewskiej pasji doprowadzają mnie więc publicznie głoszone brednie typu: "Dwa miesiące więzienia dla Margot. Za poglądy. Za własne zdanie. Za niezależność. Za prawo do bycia sobą". Za jaką niezależność? Za jakie prawo bycia sobą? Czy uszkodzenie cudzego mienia ma być powszechnie odbierane jako deklaracja niezależności? A walnięcie rurą w lusterko cudzego auta, bądź pomazanie go sprayem uznane za deklarację niezależności? W życiu nie słyszałem większych bzdur. Zarówno Osoba, jak i jej stronnicy zapominają najwidoczniej o niezwykle mądrym powiedzeniu: "Twoja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się moja".

Osobną kwestią – przynajmniej dla mnie – jest zawieszenie tęczowej flagi na figurze Chrystusa Zbawiciela przy Krakowskim Przedmieściu. Jako człek niewierzący, agnostyk, a może ateista, nie cierpię terminu "obraza uczuć religijnych". To dla mnie jedna z wielu ustawowych bzdur, zaśmiecających polskie prawo. Uczuć bowiem, moim zdaniem, nie sposób obrazić czy sprofanować, ale przedmiot czci religijnej jak najbardziej. Podczas Powstania Warszawskiego Niemcy sprowadzili na Krakowskie Przedmieście dwa "Goliaty", zdalnie sterowane lekkie nosiciele ładunków wybuchowych. Zdetonowane pojazdy rozbiły fasadę Bazyliki Świętego Krzyża, zniszczyły sklepienie nad dolnym kościołem, Wielki Ołtarz oraz ołtarze św. Rocha i św. Wincentego à Paulo. Brązowa figura Chrystusa wraz z niesionym na plecach krzyżem upadła na bruk ulicy i leżała wśród morza gruzów z ręką uniesioną w górę jakby wskazując na niebo, w którym mieszka Bóg. Ta fotografia, przedstawiająca splugawionego warszawskiego Chrystusa, zapadła mi w pamięć do końca życia. Jako symbol męczeństwa mojego miasta i jego wymordowanych przez Niemców mieszkańców. I jakaś pętaczyna ze środowiska LGBT używa tego symbolu jako narzędzia w walce... Ale z kim? Osoba powinna raczej zawiesić tęczową flagę na swoim pustym łbie, wówczas faktycznie nikt nie mógłby rozpoznać czy jest facetem, czy też kobietą.

Ostatnio dzieje się w Polsce coś dziwnego. Mniej więcej na początku nowego stulecia środowiska gejowskie stopniowo przestawały być w naszym kraju obiektem ataków, dyskryminacji, czy nienawiści. Geje zyskiwali sympatię społeczeństwa, czego dowodem może być niespodziewany wybór Roberta Biedronia na prezydenta Słupska. Ktoś zrozumiał, że proces asymilacji LGBT w konserwatywnej i ultrakatolickiej Polsce nie może przebiegać ścieżką rewolucyjną, tylko ewolucyjną. Aktywiści pojęli, że głównym wrogiem LGBT nie jest społeczeństwo, lecz Kościół Rzymskokatolicki, w którym - nomen omen - aż roi się od gejów i pedofilów. I nagle pojawia się "Margot" w towarzystwie podobnych tej Osobie oszołomów i niszczy to, co środowisko gejowskie wywalczyło w ostatnich latach - systematycznie wzrastającą sympatię oraz akceptację społeczeństwa.

Ekscesy w wykonaniu ekstremistów z LGBT powodują, że nawet ta część polskiego społeczeństwa, która pozostawała neutralna wobec gejów i lesbijek, zaczyna się od tego środowiska odwracać, podejrzewając fałsz. Coraz częściej słyszę tezę, że LGBT wcale nie walczy o równe prawa, ponieważ je posiada - nikt nie jest prześladowany, poniewierany, czy dyskryminowany. Ludzie LGBT są wszędzie, często na wysokich stołkach, a w polskim show biznesie mogą wkrótce stanowić większość. Stąd u coraz większej liczby Polaków przeświadczenie, że de facto LGBT żąda nie równych praw, lecz przywilejów. A to się ludowi nie podoba.

Czy w LGBT nie ma nikogo, kto dostrzegłby fakt, że wygłupy z tęczowymi flagami przynoszą temu środowisku więcej szkody niż pożytku? Że jest to prowokacja służąca wypromowaniu kilku osób, z "Margot" na czele? Czy nie widzą, że Osoba ta tanim kosztem przekształciła się w męczennicę, otwierając sobie tym samym drogę do kariery politycznej? Czy wycie, które sam słyszałem: "Raz dwa trzy, jebać psy! Jesteście kurwami! Faszyści!" - mam odbierać jako demonstrację miłości i tolerancji? Jeśli tak, to po kilku dekadach sympatyzowania mówię dzisiaj ludziom LGBT - żegnajcie.

Wróć