Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

A przecież koni żal...

19-10-2016 20:44 | Autor: Tadeusz Porębski
W poprzednim wydaniu „Passy” pisałem o powolnym mordowaniu wyścigów konnych przez jednego z dyrektorów spółki – córki państwowego przedsiębiorstwa Totalizator Sportowy, które w 2008 r. przejęło zabytkowy hipodrom w 30-letnią dzierżawę. Chodzi o spółkę "Traf" organizującą koński totalizator i jej dyrektora Tomasza Cekałę.

Mordowanie Służewca odbywa się w białych rękawiczkach – z jednej strony zarząd TS przeznacza miliony złotych na modernizację zabytku i tu kapelusze z głów, bo dbałość o narodową spuściznę jest obowiązkiem państwowego przedsiębiorstwa. Z drugiej, koński totalizator oddano w ręce osoby, która podnosząc systematycznie stawki w poszczególnych zakładach, powoduje, że z miesiąca na miesiąc zmniejsza się liczba stałych bywalców Służewca – w dużym stopniu ludzi starszych i niezamożnych, którzy przez całe dekady obstawianie końskich zakładów traktowali bardziej jak grę w ramach cotygodniowej rozrywki, zabawę w konie, a nie hazard. Ale odchodzi także średnie pokolenie, jak również młodzież, która miała być pozyskiwana do kibicowania tej mającej wiekowe tradycje dyscyplinie sportu, a jest odstraszana.

W minioną sobotę Służewiec, jeśli chodzi o obroty, niebezpiecznie zbliżył się do poziomu często wyśmiewanych przez warszawskie środowisko wyścigowe wrocławskich Partynic. W jednej z ostatnich gonitw pula "czwórki" wyniosła około 800 złotych (słownie: osiemset), a "trójki" nieco ponad 2 tysiące (dwa tysiące). Nawet te nędzne pule świadczą jednak o tym, że garstka odwiedzających jeszcze tor pasjonatów wyścigów konnych zdecydowanie wolała obstawić tańszy i mniej skomplikowany zakład. Czy ten przykład dotrze do wypełnionego bezbrzeżną mądrością mózgu prezesa Tomasza Cekały? Nie sądzę. Dlaczego? Dlatego, że zdaniem większości graczy, którzy gratulowali mi w sobotę ostatniej publikacji na ten temat, podwyższanie stawek i podrażanie gry, to tendencyjna, przemyślana robota.

Przeważa teza, że TS pompuje miliony złotych w modernizację Służewca, ponieważ chce w przyszłości skoncentrować się na wynajmie wyremontowanych powierzchni i całego toru na koncerty, targi, wystawy, imprezy okolicznościowe, co, w odróżnieniu od schodzących do niszy wyścigów konnych, byłoby interesem o wiele bardziej dochodowym. Czy taka teza się broni? Osobiście podchodzę do niej z dystansem, ale prawda jest taka, że pusty tor i radykalny spadek obrotów w końskim totalizatorze stały się faktem. Jeśli exodus graczy nie zostanie szybko powstrzymany, TS dostanie zabytek w całości, bez obowiązku organizowania gonitw. Nie będzie po prostu dla kogo ich organizować. W tym momencie runie także mająca wielowiekową tradycję polska hodowla koni pełnej krwi, która i tak znajduje się na krawędzi przepaści.

Zarząd TS deklaruje, że nie ma mowy o likwidacji wyścigów konnych na Służewcu. Jednak środowisko wyścigowe, obserwujące pustoszejący z miesiąca na miesiąc obiekt, staje się coraz bardziej wątpiące. Oczekuje czynów, czyli konkretnych działań, a przede wszystkim niezwłocznego obniżenia stawek do poziomu z początku XXI wieku, czyli do 2 złotych, co da szansę na ożywienie gry, wzrost wysokości pul oraz przyciągnięcie na Służewiec na powrót przynajmniej tej sporej grupy osób, która ostatnio pożegnała się z zabytkowym hipodromem.  Nie można dziwić się tym ludziom, że po 30 – 40 latach bytności tamże nagle zrejterowali. Po podwyższeniu do 5 zł zakładu porządkowego rachunek ekonomiczny dla drobnych graczy stał się zabójczy.

Szkody wyrządzone wyścigom konnym przez eksperymenty wylęgające się w głowie Tomasza Cekały są tak duże, że nawet jego ewentualne odwołanie szybko ich nie zniweluje. Na to potrzeba kilku lat, zwiększenia nakładów na promocję tej dyscypliny sportu, a przede wszystkim obniżenia podstawowych stawek do minimum, jak również wyeliminowania zakładów kosztownych i skomplikowanych, takich jak na przykład tripla ekspertów, czy tripla polsko – francuska, które zupełnie nie zdały egzaminu. Należy dążyć do uczynienia z końskiego totalizatora zabawy, rodzaju towarzyskiej taniej rozrywki, której podstawą jest wiedza. Tym gra w konie różni się od gier losowych – ruletki, automatów, loterii czy Lotto. Za rok doczekamy się zakończenia modernizacji jednego z najpiękniejszych torów wyścigowych w Europie. Czy w weekendy będzie tam nadal słychać tętent koni? To zależy od inwencji organizatora gonitw, organizatora końskiego totalizatora oraz od wysokości środków  otrzymywanych z centrali TS na promocję wyścigów konnych. Może po modernizacji trybun zarząd spółki powinien pochylić się nad pomysłem urządzenia na torze sztucznego oświetlenia? Taki krok gwarantuje od maja do października wysoką frekwencję na wyścigach.

Wracając jednak do prezesa Tomasza Cekały. Zachodzę w głowę, zresztą nie tylko ja, co jest powodem, że zamiast dążyć do wzmożenia obrotów w totalizatorze, bo ma z tego konkretny zysk, działa zupełnie na opak podejmując ruchy obniżające obroty. Operator prowadzący koński totalizator tym różni się od bukmachera, że nie może zbankrutować. Odlicza sobie bowiem z każdej puli określony procent, a pozostałość wypłaca graczom. Oczywiste więc jest, że powinien dążyć do wprowadzenia obrotów na orbitę okołoziemską, bo im większy obrót, tym większy zysk. Tymczasem podnosząc stawki podstawowe, prezes "Traf" strzela sobie w przysłowiową stopę. Polska to nie Francja, Anglia czy USA gdzie w obstawianiu końskich zakładów uczestniczą miliony. W Polsce funkcjonują praktycznie dwa tory wyścigowe – w Warszawie i we Wrocławiu, a liczba graczy jest ograniczona. Nie są to na dodatek w większości ludzie zamożni, przeważają gracze złotówkowi z mocno ograniczonymi możliwościami finansowymi. Nie są w stanie wytrzymać dzisiejszych stawek i odchodzą  za Służewca.

Zgodnie z regulaminem zatwierdzonym przez ministra finansów spółka "Traf" kasuje dla siebie określoną procentami część puli z każdego zakładu. I tak z zakładu zwyczajnego (pojedynczego) 22 proc., tyle samo z zakładów porządkowego i z  "dwójki", 28 proc. z dubli i tripli, 31 proc. z "trójki" oraz z "czwórki" i aż 39 proc. z kwinty. To naprawdę dużo, więc inercja Cekały w dążenia do maksymalnego zwiększenia obrotów jest kompletnie niezrozumiała.

Powolny upadek wyścigów konnych, a co za tym idzie rodzimej hodowli koni wyścigowych, opisałem w osobistym liście do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Uważam bowiem, że absolutnie nie można na to pozwolić. Prezes Kaczyński już raz wsparł nas występując z interwencją do ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego o zbadanie opisywanej przez „Passę” od ponad dwóch lat dzikiej reprywatyzacji nieruchomości przy ul. Narbutta 60. Mam nadzieję, że i w tej sprawie, choć nie jest ona wagi państwowej, udzieli wsparcia środowisku wyścigowemu, hodowcom i pasjonatom tej widowiskowej dyscypliny sportu.

Wróć